FitnessRekonstrukcja piersi – zrobiłam to dla siebie

Rekonstrukcja piersi – zrobiłam to dla siebie

Rekonstrukcja piersi – zrobiłam to dla siebie
Źródło zdjęć: © www.sxc.hu
05.10.2009 13:25, aktualizacja: 31.05.2010 16:33

Utrata piersi wskutek choroby nowotworowej jest dla kobiet traumatycznym przeżyciem. Czują się gorsze i nieatrakcyjne, a myśl: „jestem amazonką” doprowadza do depresji.

Utrata piersi wskutek choroby nowotworowej jest dla kobiet traumatycznym przeżyciem. Czują się gorsze i nieatrakcyjne, a myśl: „jestem amazonką” doprowadza do depresji.

Gdy po operacji odjęcia piersi mija szok spowodowany wizją śmierci (jednak nie umarłam!). Gdy okazuje się, że pospieszne porządkowanie życiowych spraw, wybaczanie wrogom okazało się niepotrzebne, przychodzi moment powrotu ze szpitala do domu. A tam lustro w łazience pokazuje coś, czego żadna z nich nie umiała sobie wyobrazić: szpecące blizny na ciele i puste miejsce po piersi. Potem jest jeszcze gorzej, bo trzeba się rozebrać w małżeńskiej sypialni. Większość z nich przestaje się wtedy czuć pełnowartościowymi kobietami. Dlatego też coraz więcej kobiet decyduje się na zabieg rekonstrukcji piersi. Nie zawsze jednak jest to możliwe. Na przykład wtedy, gdy jedną z form terapii po amputacji, były naświetlania.

Kobiety, które poddały się rekonstrukcji, zgodnie stwierdzają, że chociaż proces odbudowy piersi jest długi i trudny, a dodatkowo obfituje w momenty niepewności czy implant się przyjmie, są szczęśliwe. W niepamięć odchodzi dyskomfort spowodowany noszeniem biustonosza z silikonową wkładką, pamiętanie o tym, gdzie położyło się protezę, dbanie, aby dekolt w bluzce nie odsłaniał przy nachyleniu się braku piersi.

Determinacja

Zosia, 44 lata: – Z Adamem jestem od sześciu lat, choć w zasadzie, nie wiem, czy jestem. Od kiedy dowiedział się o raku, cały czas powtarzał mi, że bardzo kocha i nie zostawi mnie. Był podporą w trudnych chwilach po operacji i przy chemioterapii. Jest jednak coś, z czym nie umiemy sobie poradzić: dotyk. Niezręcznie omija miejsce z blizną, nie pieści już zdrowej piersi. A ja też nie umiem spontanicznie reagować na jego pieszczoty – sztywnieję cała i myślę tylko o tym, że nie traktuje mnie już, jak kobiety. Coraz częściej zastanawiam się więc nad rekonstrukcją piersi. Muszę jednak zaczekać jeszcze co najmniej pół roku, ponieważ tkanka w miejscu gdzie była naświetlana, jest przeciwwskazaniem do zabiegu. Zrobię wszystko, aby znów mieć pierś. Słyszałam, że u szczupłych kobiet przeszczep łatwiej się przyjmuje, zapisałam się więc na jogę, pływam dwa razy w tygodniu, stosuję dietę.

Zrobiłam to dla siebie

Maria, 46 lat: – W zasadzie zrobiłam to dla siebie. Piętnaście lat temu przeszłam mastektomię lewej piersi. Cieszyłam się, że żyję. Dzieci były małe, mąż nigdy nie był wsparciem, ani w codziennym życiu, a tym bardziej kiedy zmagałam się z rakiem. Nie mieliśmy mieszkania, więc miesiąc po operacji sama musiałam „wychodzić” kawalerkę w urzędzie miasta. Miałam oszczędzać lewą rękę, ponieważ wycięto mi także węzły chłonne, ale jak można się oszczędzać przy dwójce małych dzieci? W tamtym czasie nie myślałam o sobie jako o kobiecie. Byłam czymś w rodzaju robota do prac domowych . Przełom nastąpił w ubiegłym roku. Dostałam od koleżanki w prezencie śliczną bluzkę, a od męża usłyszałam: „gdzie ty będziesz w niej chodzić, chyba po domu”. Na zabieg czekałam do czerwca 2009. Przeszczep przyjął się dobrze, chociaż w jednym miejscu weszła martwica i trzeba było to usunąć. Nareszcie, po tylu latach, kupiłam normalny biustonosz! Owszem, muszę pamiętać, aby nie był za ciasny, z tkaniny syntetycznej, nie miał fiszbin. To
jednak żadne utrudnienie. Uczucie, które towarzyszy porannemu ubieraniu się, jest wspaniałe.

Waham się

Wanda, 55 lat: - Jestem już babcią. Pierś straciłam, gdy miałam 48 lat i jakoś nie miałam chęci na rekonstrukcję. Bałam się ponownej operacji. Dziś myślę, że to był błąd, bo jest to mój wielki kompleks, i powód niskiej samooceny.

Od początku byłam na TAK

Anna, 50 lat: - W październiku 2008 przeszłam operację usunięcia prawej piersi. Jeszcze w szpitalu zaczęłam wypytywać lekarzy, jaką mam szansę na rekonstrukcję. W tamtym momencie było to wielką niewiadomą, czekała mnie jeszcze chemia, a jak się okazało, i naświetlania. Najgorsze było czekanie. W końcu zapadła decyzja o przeszczepie. Rekonstrukcja typu expander, w moim przypadku nie wchodziła w rachubę, ponieważ skórę miałam zbyt popaloną przez lampy. Zastosowano więc przeszczep skóry i mięśnia z brzucha. Pierwsze dni po operacji były tragiczne. Trzeba spać z nogami podciągniętymi wysoko, prawie na siedząco, nie można się wyprostować, bo trzeba chronić brzuch. Chodziłam zgięta w pół i wyłam z bólu. Zrekonstruowana pierś była obrzęknięta, nieproporcjonalnie większa od zdrowej. Brzuch „uśmiechał się” do mnie szwem od biodra do biodra. Zrozpaczona myślałam, że zrobiłam najgorsze głupstwo w życiu. Trzy miesiące po operacji postrzegałam to już inaczej. Pierś przyjęła się dobrze, brzuch wygoił, blizny nie są takie
straszne. Przede mną jeszcze rekonstrukcja sutka, a za jakiś czas korekta zdrowej piersi. Dlaczego zdecydowałam się na rekonstrukcję? Nie wyobrażam sobie życia bez piersi. Może nie są idealne, ale moje własne. Czuję się z nimi swobodnie.

Staram się zrozumieć

Jan, 53 lata: - Rak dopadł nas cztery lata temu. Mówię „nas”, ponieważ chorobę Barbary przeżywałem bardzo emocjonalnie. Już w szpitalu zaczęły się problemy. Basia straciła całą radość życia, była opryskliwa albo zamyślona. Po powrocie do domu nie pozwalała się przytulać. Przed chorobą nasze pożycie seksualne było bardzo udane. Teraz krępowała ją własna nagość. Tłumaczyłem, mówiłem, okazywałem jak bardzo ją kocham, że w niczym nie zmienił się mój stosunek do niej. Pomimo braku piersi nadal była tą samą Basią, którą pokochałem. Pomyślałem, że muszę uzbroić się w cierpliwość i pomału poradzimy sobie z tym. Jedenaście miesięcy temu Barbara zakomunikowała, że zdecydowała się na rekonstrukcję piersi. Przeżyłem szok. Po pierwsze, nic wcześniej na ten temat nie mówiła, po drugie, obawiałem się o jej zdrowie, gdyż kolejne operacje mogłyby je nadszarpnąć. Była jednak nieugięta. Słyszałem w kółko, że nic nie rozumiem, że ona nie czuje się kobietą, a ja zachowuję się egoistycznie. Skapitulowałem. Barbara jest po
przeszczepie skórno–mięśniowym, który pobrano jej z brzucha. I tu zaczyna się nasz dramat. O ile po amputacji piersi była dla mnie nadal atrakcyjna fizycznie, uwielbiałem ją pieścić i całować, to teraz mam z tym problem. Zrekonstruowana pierś jest twarda, w niczym nie przypomina znanej mi, kobiecej piersi. Mam świadomość, że do tej drugiej coś włożono, aby przybliżyć je wielkością. Rozcięty brzuch z trudem się zrastał, były komplikacje. Na podstawie tych doświadczeń wiem na pewno, że dla mnie to nie piersi stanowią o kobiecości, ale ciepło, wrażliwość i delikatność. Dlaczego tak trudno kobiecie uwierzyć, że jest kochana pomimo braku piersi? To, co według Basi miało poprawić jakość naszego pożycia, powoduje, że się oddalamy.

Najważniejsza jest wygrana z chorobą

Uważa się, że rekonstrukcja piersi podnosi jakość życia kobiet, wpływa na ich stan emocjonalny, życie towarzyskie i fizyczność. Nie każda z pań, które przeszły mastektomię, jest przekonana, że zabieg był dla niej dobry. Kobiety nie wiedzą jak przełoży się on na ich późniejszą jakość życia. Co więc powoduje, że decydują się na rekonstrukcję? Najczęściej strach przed odrzuceniem.

Syndrom niepełnej wartości, zwany także kompleksem połowy kobiety, rodzi wśród pań obawy związane z akceptacją przez partnera. Kobiety po rekonstrukcji czują się bardziej swobodnie w doborze stroju, aktywności fizycznej, życiu publicznym. Wraz z nową piersią wraca poczucie kobiecości, pewność siebie oraz zmysłowość w kontaktach intymnych.

Warto jednak pamiętać, że akceptacja samej siebie tkwi w nas, w naszej głowie i jest niezależna od tego, jak wyglądamy. To, czy inni nas akceptują zależy od tego, czy my akceptujemy siebie. Same musimy pokonać słabość i lęk przed odrzuceniem. Każdego dnia powtarzać sobie: jestem silna, bo wygrałam walkę z chorobą i nie ważne, że w walce coś straciłam. Zyskałam za to życie i mimo konfrontacji ze śmiertelną chorobą, nadal jestem pełna energii i wiary w dobrą przyszłość.

Źródło: Przegląd Menopauzalny 3/2004, Medycyna24.pl