Romanse wszech czasów nie miały szczęśliwego końca
Ich płomienne miłości rzadko kończyły się pomyślnym finałem. Trwałemu, szczęśliwemu związkowi stawał na drodze zły los, zwykły pech, śmierć, lub... ostygnięcie uczuć zakochanych, a czasami nieśmiałość. Bywało, że ukochanej nie dane było poznać uczuć swego kochanka. Ba, często nie znała nawet dobrze jego samego.
Ich płomienne miłości rzadko kończyły się pomyślnym finałem. Trwałemu, szczęśliwemu związkowi stawał na drodze zły los, zwykły pech, śmierć lub... ostygnięcie uczuć zakochanych, a czasami nieśmiałość. Bywało, że ukochanej nie dane było poznać uczuć swego kochanka. Ba, często nie znała nawet dobrze jego samego.
Dante i Beatrycze
Tak było choćby w przypadku Beatrycze (1266-1290) ukochanej Dantego Alighieri (1265-1321). Twórca nieśmiertelnej „Boskiej Komedii”, który uwiecznił swą wybrankę – jako ideał kobiety – w tym dziele, spotkał Beatrycze zaledwie trzy razy: po raz pierwszy, gdy byli dziećmi, po raz drugi – gdy wychodziła za mąż, i po raz trzeci – gdy był na jej pogrzebie.
Nie wiadomo, czy przez całą „znajomość” Dante i Beatrycze wyrzekli do siebie więcej niż kilka słów. Nie przeszkadza to jednak, że ich imiona do dzisiaj są synonimem wielkiej, choć wyłącznie platonicznej miłości.
Petrarka i Laura
Podobny związek łączył z ukochaną Petrarkę (1304-1374), drugiego wielkiego poetę Italii. Laura de Sade (1310-1348) była już mężatką i matką, gdy Petrarka spotkał ją po raz pierwszy w kościele. Było to, jak zapisał dokładnie poeta, 6 kwietnia 1327 roku. Choć Laura konsekwentnie odrzucała wszystkie awanse Petrarki, dbając o reputację swoją i swego małżonka, niedoszły kochanek uwiecznił ją na wiek wieków w literaturze – w słynnych „Sonetach”. Kto zresztą wie, może to właśnie czyste uczucie, pozbawione wszelkich trosk i rozczarowań życia codziennego, pozwoliło temu twórcy stworzyć wyidealizowany obraz ukochanej?
Laura uwieczniona w „Sonetach” miała zresztą tak mało wspólnego z istotą „z krwi i kości”, że w jej realne istnienie wątpiono już za życia Petrarki. Denerwowało to bardzo poetę, który w listach do przyjaciół zapewniał, że obiekt jego westchnień rzeczywiście istniał.
Napoleon i Józefina
Gdy poznali się w 1795 roku on miał lat 26, a ona – 32. Według ówczesnych standardów, Napoleon Bonaparte (1769-1821) był mężczyzną w sile wieku, a Józefina de Beauharnais (1763-1814), stateczną matroną. Ich miłość była jednak szalona, tak jak czas rewolucji, w którym przyszło im żyć.
Rozwódka z dwójką dzieci wyszła za mąż za generała Republiki w 1796 roku. Zaślubiny miały tylko cywilny charakter. Ślub kościelny para zawarła dopiero osiem lat później, 1 grudnia 1804 roku. Następnego dnia Napoleon został koronowany na cesarza Francuzów. Koronę odebrał z rąk papieża. Józefinę koronował sam.
Małżeństwo nie trwało długo, rozpadło się 15 grudnia 1809 roku. Powody były dwa: Napoleon nie mógł doczekać się wymarzonego potomka, który zapewniłby trwałość dynastii Bonapartych, pragnął też umocnić swoje rządy poprzez małżeństwo z córką któregoś z panujących w Europie domów.
Ostatecznie wybór cesarza padł na Marię Ludwikę, córkę władcy Austrii. Choć wkrótce doczekał się z tego związku syna, to do dawnej kochanki i żony do końca życia zachował ciepłe uczucia.
Ostatnimi słowami, jakie przed śmiercią miał wypowiedzieć Napoleon na wyspie św. Heleny były: „Francja, armia, awangarda, Józefina".
Wiktoria i Albert
Gdy Anglik się rodził – ona panowała. Gdy umierał – nadal zasiadała na tronie. Do dzisiaj królowa Wiktoria (1819-1901) stanowi wzór brytyjskości. W powszechnej opinii była kobietą pozbawioną poczucia humoru, zasadniczą, zimną, surową dla siebie i innych, dla której liczyła się tylko władza. Ot, taka (zachowując wszelkie proporcje) ukoronowana Dulska.
Wiktoria nie była jednak Dulską. Tym bardziej Felicjanem Dulskim nie był jej mąż – książę Albert Sachsen-Coburg-Gotha (1819-1861).
Albert poznał Wiktorię w 1835 roku. Księżniczka nie zainteresowała się jednak specjalnie bardzo otyłym, niezgrabnym i sennym szesnastolatkiem. Gdy książę pojawił się po raz drugi – cztery lata później – był już zupełnie kimś innym. Przed Wiktorią stanął smukły, wysportowany i opalony mężczyzna. Królowa zakochała się w nim natychmiast. Ślub odbył się 10 lutego 1840 roku. Małżeństwo było bardzo szczęśliwe. Albert i Wiktoria nie widzieli świata poza sobą. Para doczekała się dziewięciorga dzieci.
Choć Albert nosił „tylko” tytuł księcia-małżonka, królowa musiała się z nim liczyć. W trakcie jednej z nielicznych kłótni, gdy wyszedł z salonu i zamknął się w swoim pokoju, odmówił małżonce otworzenia drzwi. „Otwórz drzwi, to ja, królowa” – protestowała oburzona monarchini. „Kto?” – zapytał książę-małżonek. „Twoja żona, Albercie” – odpowiedziała potulnie Wiktoria. Drzwi otwarły się natychmiast.
Albert zmarł 14 grudnia 1861 roku. Przyczyną zgonu był dur brzuszny. Wiktoria przeżyła męża o blisko 40 lat. Aż do śmierci ubierała się na czarno. Do jej trumny włożono togę Alberta.
Józef i Elżbieta
Ta historia zaczęła się jak w bajce. W 1853 roku władca Austrii, cesarz Franciszek Józef (1830-1916) planował zaręczyny z Heleną, starszą córką księcia Maksymiliana Wittelsbacha z Bawarii. Uroczystość miała odbyć się w austriackim kurorcie Bad Ischl. Jednak wydarzenia potoczyły się inaczej. Franciszek Józef zakochał się nie w dziewczynie przeznaczonej mu przez matkę, ale w jej młodszej siostrze Elżbiecie (1837-1898), zwanej w rodzinie Sissi.
Gdy Elżbieta dowiedziała się, że cesarz poprosił o jej rękę, powiedziała: „Oczywiście, że go kocham, jak mogłabym go nie kochać?” Westchnęła też jednak zaraz: „Gdybyż tylko nie był cesarzem.” Słowa te zabrzmiały jak groźne memento.
Gdy bowiem opadł czar pierwszej miłości, okazało się, że małżonkowie zupełnie do siebie nie pasują. Sissi była wychowywana w dużej swobodzie i trudno było przystosować się jej do rygorów panujących na dworze wiedeńskim. Dla Franciszka Józefa rygory te były natomiast oczywistością, w której bardzo dobrze się czuł i której nie chciał zmieniać. Poważny, mimo młodego wieku cesarz, oddany też całkowicie sprawom państwowym, nie był dobrym partnerem dla uwielbiającej zabawy, podróże, a także (o zgrozo!) sport małżonki.
Nic więc dziwnego, że po urodzeniu czwórki dzieci, Elżbieta większość czasu spędzała w podróży. W podróży także spotkała ją śmierć. Śmierć tragiczna.
Zginęła 10 września 1898 roku w Genewie. Włoski anarchista Luigi Lucheni wbił jej pilnik w serce. Jak zeznał w trakcie śledztwa: „Pragnąłem zabić jakiegoś władcę, nieważne jakiego".
Gdy wieść o śmierci Elżbiety dotarła do Wiednia, cesarz zapłakał i powiedział: „Los nie oszczędził mi niczego”. Dziewięć lat przed tragicznym zgonem Sissi, samobójstwo popełnił Rudolf, syn cesarskiej pary, a w 1867 roku w odległym Meksyku rozstrzelano cesarza Maksymiliana, brata Franciszka Józefa.
Mikołaj i Aleksandra
Tej pary nie rozłączyła nawet śmierć. Cesarz Mikołaj II (1868-1918) i cesarzowa Aleksandra (1872-1918) zakończyli życie razem, w piwnicy domu kupca Ipatiewa w Jekaterynburgu. Rosyjską rodzinę monarszą zgładzono na polecenie Lenina. Kule dosięgły Mikołaja, Aleksandrę, ich dzieci oraz najbliższych zaufanych służących, którym proponowano uratowanie życia, ale którzy zdecydowali się nie opuścić Romanowych w ich niedoli.
Mikołaj poznał Alicję (zmieniła imię na Aleksandra po ślubie, gdy przeszła też z protestantyzmu na prawosławie) w 1884 roku. Księżniczka heska zrobiła duże wrażenie na następcy tronu rosyjskiego, który napisał w swym pamiętniku, że jest „w niej zakochany”.
Aleksander III nie był zadowolony z wyboru syna. Uważał, że księżniczka nie jest wystarczająco dobrą partią dla pierworodnego potomka najpotężniejszego monarchy na świecie. By wybić mu amory z głowy, wysłał syna w długą podróż zagraniczną – przez Egipt, Cejlon, Syjam, Singapur aż do Japonii.
Podróż nie osłabiła jednak uczucia Mikołaja. Aleksander III uległ w końcu synowi, tym bardziej, że fiaskiem zakończyły się kolejne próby mariaży z Małgorzatą, siostrą Wilhelma II, i Heleną, córką hrabiego Paryża. Obie damy nie wyraziły zgody na zmianę wyznania. Takich oporów nie miała zauroczona Mikołajem Alicja. W kwietniu 1894 roku ogłoszono zaręczyny młodej pary, a w listopadzie Mikołaj i Aleksandra stanęli na ślubnym kobiercu. Aleksander III już wówczas nie żył.
Mikołaj II odziedziczył po ojcu bardzo konserwatywne przekonania oraz uległość w stosunku do żony. O Aleksandrze III mawiano, że jest takim pantoflarzem, że boi się zapalić papierosa w obecności małżonki. Mikołaj II („Nicky” – jak nazywała go Aleksandra) słuchał jej we wszystkim. Przyniosło to, pod koniec panowania monarchy, opłakane skutki.
Małżeństwo ich jednak było bardzo szczęśliwe. Widać to choćby w listach, jakie do siebie pisali przez długie lata.
„Mój drogi ukochany Nicky! Każdego ranka i wieczora całuję twoją poduszkę i jedną z twych fotografii i proszę Boga o błogosławieństwo dla Ciebie. Zawsze Cię błogosławię, gdy śpisz, a rano wstaję z łóżka i odsuwam zasłony. Twoja żoneczka śpi tutaj całkiem sama, a wiatr tak smutno dzisiaj zawodzi. Jakże samotny musisz się czuć, mój ty Maleńki” – pisała Aleksandra 6 września 1914 roku.
Na odpowiedź od kochającego męża nie czekała długo. 18 września Mikołaj napisał do swej najdroższej Alix: „Moje ty najdroższe ukochane Słoneczko. Twoje kochane listy tak bardzo mnie wzruszają, że zrozpaczony się czuję nie mogąc odpisywać Ci w taki sam sposób; daję Ci może najwyżej jedną dziesiątą tego, co dostaję od Ciebie w tych pełnych miłości słowach! Przekonałem się, że im dłużej musimy żyć z dala od siebie tym głębsze i silniejsze stają się łączące nas więzi".
Jak pokazał czas, tych więzi nie rozerwały nawet kule.
Marylin, Robert i John
Wszyscy bohaterowie tej historii zakończyli życie tragicznie. Marylin Monroe (1926-1962), słynna amerykańska gwiazda filmowa, zmarła po przedawkowaniu środków nasennych. Robert Kennedy (1925-1968), prokurator generalny USA, zginął od kuli zamachowca, podobnie, jak pięć lat wcześniej, jego brat, prezydent John F. Kennedy (1917-1963), którego zastrzelono w Dallas. Roberta z Johnem łączyło jeszcze jedno – obaj byli kochankami Marylin.
Bracia pochodzili z jednej z najbogatszych i najbardziej wpływowych rodzin w USA, byli amerykańską arystokracją. Mieli też arystokratyczną słabość do ładnych aktorek, nawet tych wywodzących się, jak Marylin Monroe, z plebsu.
Na przełomie lat 50. i 60. Monroe należała do najbardziej liczących się gwiazd Hollywood. Filmy, w których grała, gromadziły milionową publiczność. Wielbicieli słynnej, choć sztucznej, blondynki można z pewnością liczyć na setki tysięcy. Byli wśród nich także bracia Kennedy.
Znajomość z Johnem i Robertem szybko zaowocowała romansem. Szczególnie silny i namiętny związek miał łączyć Marylin z drugim z tych braci. Robert Kennedy miał nawet obiecać swej kochance, że rozstanie się dla niej z żoną. Ponieważ tego nie zrobił, zraniona w swej dumie aktorka zagroziła, że o ich związku powiadomi na specjalnie w tym celu zwołanej konferencji prasowej.
Tak się jednak nie stało. 5 sierpnia 1962 roku nagie ciało Marylin Monroe znaleziono w jej domu w Los Angeles. Aktorka trzymała w dłoni słuchawkę telefoniczną. Oficjalnie podano, że przyczyną zgonu (4 sierpnia) było przedawkowanie środków nasennych. Do dzisiaj jednak krążą plotki, że Marylin została zamordowana. Zginęła, bo za dużo wiedziała o Kennedych, a ujawnienie romansu z braćmi oznaczałoby koniec ich kariery w purytańskiej Ameryce.
Richard i Elizabeth
Oboje byli słynnymi aktorami. Richard Burton (1925-1984) i Elizabeth Taylor (1932-2011) kochali się namiętnie, ale nie potrafili ze sobą żyć. Byli małżeństwem dwukrotnie. Za pierwszym razem wytrzymali ze sobą dziesięć lat, a za drugim – tylko rok.
Pokochali się na planie „Kleopatry” w 1963 roku. W tej hollywoodzkiej megaprodukcji, Richard Burton grał rolę Marka Antoniusza, a Elizabeth Taylor – Kleopatry. Filmowi kochankowie bardzo szybko stali się nimi nie tylko na celuloidowej taśmie.
„ Czy ktoś powiedział ci kiedyś, że jesteś śliczną dziewczyną?” – zapytał któregoś dnia Burton. „Nie mogłam uwierzyć! Ten wybitny aktor, intelektualista, chciał mnie uwieść tak banalnymi słowami. Myślałam, że ze mnie żartuje” – zanotowała Liz we wspomnieniach. Aktorów jednak „coś” do siebie wyraźnie ciągnęło. Gdy któregoś dnia kręcili scenę pocałunku, wypadł on bardzo realistycznie. Para nie przestała się całować, nawet wtedy, gdy reżyser Joseph L. Mankiewicz, krzyknął: „koniec ujęcia”. Dla wszystkich było jasne, że są świadkami narodzin wielkiego uczucia.
Rok później Barton i Taylor byli już małżeństwem. Kłócili się ze soba pięć razy dziennie, ale każde rozstanie poświęcali na pisanie długich namiętnych listów. „Życie bez Ciebie nie ma sensu” – pisał Richard do Liz.
Po dziesięciu latach burzliwego związku para rozstała się. Powodem miał być alkoholizm Burtona. Nie przeszkodziło to jednak do zawarcia przez kochanków jeszcze jednego małżeństwa – w 1975 roku. Tym razem rozpadło się ono po roku. Gdy Liz ostatecznie zostawiła Richarda (schodzili się ze sobą kilkanaście razy), zrozpaczony Burton groził samobójstwem. Ostatni list miłosny wysłał do swej byłej żony na trzy dni przed śmiercią - 2 sierpnia 1984 roku. Znaleziono go, już po jej śmierci, w nocnej szafce aktorki.
Grace i Rainier
To była historia jak z filmu „Książę i aktoreczka”. Bo też występował w niej i prawdziwy książę - Rainier III Grimaldi (1923-2005), władca Monako, i prawdziwa aktorka – Grace Kelly (1929-1982). Książę zakochał się w aktorce i wzięli ślub. Czy żyli długo i szczęśliwie?
Małżeńskie perypetie tak romantycznie stworzonej pary nie przypominały jednak filmowej komedii czy romansu. Życie to nie kino.
Przyzwyczajonej do swobodnej atmosfery Hollywoodu Grace trudno było przyzwyczaić się do zwyczajów panujących na książęcym dworze. Etykieta przytłaczała ją, a obowiązki małżonki głowy państwa nudziły. Chwile szczęścia dawała jedynie praca charytatywna w stworzonej od podstaw fundacji „AMADE Mondiale”.
Księżna pragnęła wrócić (choć okazjonalnie) do zawodu, nie wyraził jednak na to zgody ukoronowany małżonek.
Nastały jednostajne i monotonne lata – sumiennego wypełniania ciążących na niej obowiązków i kolejnych ciąż.
13 września 1982 roku księżna Grace i towarzysząca jej córka księżniczka Stefania ucierpiały w wypadku samochodowym. Prowadzone przez księżnę auto runęło w przepaść. Stefania odniosła tylko niewielkie obrażenia, ale u jej matki wykryto nieodwracalny uraz mózgu. Grace Kelly zmarła dzień później, 14 września. W 2005 roku u jej boku spoczął książę Rainier.
Witold Chrzanowski