"Rozpłakałam się do słuchawki. Błagałam, żeby usunął zdjęcie". Właściciele klubów kpią z gości
Właściciele dyskotek nie przejmują się koniecznością ochrony wizerunku gości. Często kosztem dobrego imienia atrakcyjnych kobiet robią sobie darmową reklamę. Historie z rzeszowskiego klubu Shine oraz z jednej z krakowskich dyskotek to najlepszy przykład
29.10.2018 | aktual.: 31.10.2018 08:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W połowie października na facebookowym fanpage klubu Shine Club Rzeszów pojawiło się zdjęcie młodej kobiety. Fotografia została wykonana w trakcie imprezy na parkiecie, a następnie udostępniona jako zdjęcie promocyjne kolejnych eventów. Kobieta dowiedziała się o tym dopiero w momencie, gdy znajomi zaczęli przesyłać screeny i oznaczać ją w komentarzach pod postem. – Zrobili ze mnie żywą reklamę klubu – opowiada nam kobieta.
Młoda dziewczyna początkowo podeszła do sprawy z dystansem i grzecznie poprosiła w komentarzu o usunięcie fotografii. Administratorzy zbagatelizowali prośbę: "Absolutnie nie ma się czego wstydzić. Nalegamy na jego pozostawienie" – odpisali. Kobieta na różne sposoby próbowała skontaktować się z managerem klubu. – Wysyłałam maile, lecz nikt nie odpisywał. Dzwoniłam też na numer podany na ich stronie, ale nikt nie odbierał – opowiada dziewczyna.
Z każdym dniem zdjęcie coraz szerzej rozchodziło się po sieci. Internauci podzielili się na dwa obozy: jedni zgadzali się z jej prośbą, a drudzy wypisywali obraźliwe komentarze sugerując, że zasłużyła sobie na publiczny lincz: "Porządne dziewczyny nie chodzą na dyskoteki; i te wyzywające stroje. Prostytutki 100 lat temu ubierały się normalniej!" – napisał jeden z nich.
W zeszły czwartek dziewczynie udało się dodzwonić do managera, który, podpierając się regulaminem klubu, odmówił usunięcia fotografii. – Byłam tak roztrzęsiona, że nie wytrzymałam i rozpłakałam się do słuchawki. Błagałam go, żeby usunął zdjęcie – opowiada. Mężczyzna był nieugięty i zasugerował kobiecie, aby odezwała się do niego za 5-6 miesięcy, bo wtedy post straci na wartości i zgodzą się na usunięcie.
Manager nie miał prawa odmówić
Dwa tygodnie po publikacji dziewczyna poszła ponownie do klubu Shine w Rzeszowie, aby osobiście porozmawiać z managerem. Mężczyzna zgodził się na rozmowę, ale nadal nie zamierzał usunąć zdjęcia. – Zawołał kilku ochroniarzy. Wszyscy wyciągnęli telefony, weszli na post i zaczęli komentować mój wygląd: 'Na żywo jesteś jeszcze lepsza' – opowiada.
Poprosiliśmy prawników o ocenę sprawy. Okazało się, że odmówienie usunięcia było niezgodne z prawem. - Zgodnie z ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych, rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej. Zasada ta nie dotyczy rozpowszechniania wizerunku osoby powszechnie znanej, jeżeli wizerunek wykonano w związku z pełnieniem przez tę osobę funkcji publicznych albo wizerunku osoby, który stanowi jedynie szczegół większej całości – mówi Aleksandra Konicka, prawniczka z kancelarii prawnej Chudzik i Wspólnicy. Dziewczyna nie jest osobą powszechnie znaną, a na zdjęciu nie było innych osób.
Właściciele klubów, którzy rezygnują z proszenia gości o podpisane zgody, sami narażają się na kłopoty. - Zgoda na rozpowszechnienie wizerunku musi być niewątpliwa. Nie musi być wyrażona na piśmie, ale w razie ewentualnego sporu sądowego to klub będzie musiał wykazać, że uzyskał zgodę na rozpowszechnianie wizerunku. Bez pisemnego oświadczenia może być to utrudnione – wyjaśnia Konicka.
Straty moralne są coraz większe
W niedzielę Wirtualna Polska po raz pierwszy nagłośniła sprawę. Wkrótce post został usunięty, jednak straty moralne, które ponosi kobieta, robią się coraz większe. Post zniknął z profilu klubu na Facebooku, ale screen wciąż jest widoczny m.in. na stronie Wykop.pl, dlatego ludzie mogą łatwo dotrzeć do profilu kobiety. – Obrażają mnie w komentarzach i cały czas dostaję różnego rodzaju wiadomości na Facebooku, Instagramie czy Snapchacie – żali się.
Kobieta nie zamierza odpuszczać i ma już napisane przez mecenasa pismo procesowe. – Chcę, żeby klub poniósł konsekwencje. Teraz pewnie się cieszą, bo zrobiło się o nich głośno w całej Polsce, ale nie zgadzam się, żeby moim kosztem robili sobie darmową reklamę – mówi dziewczyna.
- Jeżeli powódce uda się wykazać naruszenie (czyli fakt publikowania zdjęć przez klub), a pozwany - klub, nie udowodni, że uzyskał zgodę na rozpowszechnienie zdjęcia, w przedmiotowej sprawie powódka ma dużą szansę na wygraną w sądzie – ocenia prawniczka Aleksandra Konicka.
Dzisiaj próbowałam skontaktować się z właścicielami klubu, aby poprosić o komentarz, lecz bezskutecznie.
W klubach nie ma prywatności
Właściciele i managerowie klubów na różne sposoby wykorzystują wizerunek swoich gości. Moja znajoma Karolina razem z przyjaciółkami wybrały się na imprezę do jednego z krakowskich klubów, gdzie fotograf zrobił im zdjęcie w takcie zabawy na parkiecie. Dziewczyny liczyły się z tym, że fotografia może pojawić się na stronie dyskoteki. – To fajna pamiątka – twierdzi Karolina.
Jednak właściciele poszli o krok dalej i bez ich wiedzy wytypowali fotografię do konkursu. – Totalnie nie miałyśmy o tym pojęcia. Dowiedziałam się dopiero, gdy ktoś z naszych znajomych trafił na zdjęcie i mnie oznaczył – wspomina Karolina. W poście była prośba, żeby oznaczyć profile osób ze zdjęć, po to by mogły wiedzieć, że biorą udział w konkursie. Do wygrania był bon o wartości 400 złotych do wykorzystania na barze. – Lajki i komentarze zaczęły sypać się momentalnie, dostałam kilka prywatnych wiadomość od mężczyzn z seksistowskimi ‘komplementami’ lub propozycją wyskoczenia na drinka – opowiada 26-latka – to już było przegięcie – dopowiada.
Karolinie nie chciało się wchodzić w kłótnię z klubem i puściła sprawę w niepamięć, ale dzisiaj, trzy lata po tym wydarzeniu, przyznaje, że było to ewidentne naruszenie prywatności. – Jakby trafiło na bardziej roszczeniowe osoby, to mogłoby się to skończyć źle dla klubu – twierdzi. – Nie widzę nic złego w publikowaniu zdjęć, ale proszenie użytkowników o oznaczanie ludzi, których rozpoznają jest przegięciem. Przecież w ten sposób, każdy może wejść na mój prywatny profil i zobaczyć jak się nazywam – dodaje krakowianka.
Pracownicy klubów nie biorą pod uwagę, że ktoś może chcieć jedynie pobawić się w gronie znajomych i nie ma ochoty, aby później relacja z tego była na oficjalnym profilu dyskoteki. - Fotografowie często robią zdjęcia z antresoli. Ustawiają się w odpowiednim miejscu i zbliżają na twarze. To o wiele wygodniejsze i szybsze rozwiązanie niż podchodzenie do ludzi i proszenie o pozowanie - mówi nam Katarzyna, która dwa lata temu pracowała w drugim klubie Shine, w Krakowie. To kolejny strzał w kolano przez klub. - Sam fakt, że ktoś pozuje do zdjęcia czy zgadza się na jego wykonanie, nie oznacza, że wyraża zgodę na rozpowszechnianie swojego wizerunku – tłumaczy Aleksandra Konicka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl