LudzieBuszująca w gwiazdach. W tamtych czasach kobieta-astronom budziła niepokój

Buszująca w gwiazdach. W tamtych czasach kobieta-astronom budziła niepokój

"Co robi Maria Cunitz za dnia?". Na nic zdały się cierpliwe tłumaczenia, że pracę naukową uważała za przejaw wdzięczności wyrażanej stwórcy. W śląskich podaniach ludowych utrwaliła się postać astronomki, jako kobiety dziwnej, by nie powiedzieć - nieobyczajnej.

Ławeczka Marii Cunitz
Ławeczka Marii Cunitz
Źródło zdjęć: © FORUM | Marek Maruszak

Marcin Szpanko, szef pracowni dydaktyki astronomii i obserwatorium astronomicznego w Domu Studenta "Niechcic" w Opolu, nie dostrzega wielkiego konfliktu liczebności płci, jeśli chodzi o studentów fizyki dotkniętych "hoplem" astronautyki. Jest może więcej mężczyzn zajmujących się astronomią, ale też nie można powiedzieć, że kobiet w astronomii i astronautyce w ogóle nie ma. Są i w dodatku mają spore osiągnięcia. Jedna z nich wpisała się w historię Świdnicy i urokliwej Byczyny kojarzonej bardziej ze średniowiecznymi murami obronnymi i turniejami rycerzy.

Przed Muzeum Dawnego Kupiectwa w Świdnicy stoi ławeczka z brązową figurą. Postać kobiety trzyma na kolanach astrolabium i swoje najsłynniejsze dzieło - "Urania propitia", co mniej więcej oznacza "przystępną astronomię".

- Świdnica ma ławeczkę. W Byczynie Stowarzyszenie Animacji Lokalnej Arkona poszukiwało ściany - mówi dziennikarz, Mirosław Dragon.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Nie mogła to być pierwsza lepsza ściana, ale taka z charakterem, najlepiej w obrębie murów obronnych, żeby podczas spaceru po zabytkowym centrum miasta turyści mogli sobie zrobić z nią zdjęcie. Kto szuka, nie błądzi: ścianę wytypowano i jeszcze tego lata w Byczynie powstanie mural z wyobrażeniem autorki "Uranii" - dodaje.

Od dziecka interesowała się światem nauki. Jej ojcu spędzało to sen z powiek

Autorką "Uranii" była Maria Cunitz, najstarsza córka Marii von Schultz i doktora medycyny Henryka Cunitza ze Świdnicy. Przyszła na świat najpewniej pomiędzy 1609 a 1610 rokiem, choć do końca pewności nie ma, bo Maria starannie ukrywała datę swoich narodzin. Jedni przypisują tę zapobiegliwość niechęci Kunickiej do stawiania jej horoskopów, drudzy - kokieterii zbieżnej z przemyśleniem Wilde'a: "Nigdy nie należy ufać kobiecie, która zdradza swój prawdziwy wiek. Kobieta, która jest do tego zdolna, może wypaplać wszystkie inne sekrety".

Przyszła astronomka niespecjalnie garnęła się do zabaw lalkami. Interesowała się za to cyframi i literami. Pod koniec piątego roku życia umiała już biegle czytać. Ojciec utrzymywał, że powinna wdrażać się w sprawy zapobiegliwej gospodyni obejmujące dla przykładu motanie kordonków. Nie był w tej opinii specjalnie odosobniony: konsyliarz Sebastian Petrycy uściślał w tamtym czasie, że "insze są zabawy męskie, jako uczyć, rządzić, kupczyć, żołnierkę służyć, a insze białogłowskie, jako prząść, szyć, wyszywać, haftować".

Uczyła się w tajemnicy. Miała talent do wielu dziedzin

Maria z "białogłowskimi zabawami" dawała sobie radę na tyle biegle, że wolny czas mogła poświęcać czytaniu i nauce łaciny pod kierunkiem "niemych nauczycieli", czyli książek. Trzy lata później z woli rodziców rozpoczęła lekcje muzyki i śpiewu, a przy okazji, dla własnego kaprysu i pasji grania na lutni, opanowała umiejętność zamiany zapisu nutowego na tabulatorowy i odwrotnie.

Miała w jednym palcu język francuski, polski, włoski, hebrajski i grekę, interesowała się astronomią, próbowała sił w poezji, malarstwie, matematyce, medycynie i historii. Podobno przywary rodziców stają się przywarami dzieci. Podobnie jest z cnotami: ojciec Marii w ciemię bity nie był - studiował we Wrocławiu, Rostocku i Frankfurcie nad Odrą, a w Uranienborgu, pospołu z Tychonem Brahe, przeprowadzał astronomiczne obserwacje.

26 września 1623 roku Maria wyszła za mąż za świdnickiego prawnika Davida von Gerstmanna. Para spędziła ze sobą ledwie trzy lata: Gerstmann padł ofiarą zarazy wywołanej bakteriami, które przetrwały w odzieży składowanej w domu miejscowego kuśnierza.

Poznała wybitnego matematyka. Ludzie dziwili się, co razem robią

Miała lat 19, kiedy do Świdnicy zawitał znany matematyk, lekarz i astronom Eliasz Kreczmar alias Leonibus z Byczyny, świeżo nobilitowany przez cesarza tytułem szlacheckim von Löwen za dzieło "Horologium Zodiacale".

Leonibus najpierw został jej mentorem, potem mężem. Świeżo upieczeni małżonkowie z dachu domu prowadzili nocne obserwacje Wenus i Jowisza. Świdniczanie uznali panią Kreczmarową za osobę co najmniej podejrzaną, bo noce spędzała na oglądaniu nieba, a dni w łóżku, Bóg jeden wie, co w nim robiąc. Prowadzone przez Marię doświadczenia na tyle zaniepokoiły sąsiadów, że rajcy miejscy upomnieli ją za zakłócanie nocą spokoju nieba i zaniedbywanie domowych obowiązków.

"Co robi Maria Cunitz za dnia?" - dociekali, po czym odpowiadali wedle własnego drogowskazu retorycznego: "zbija bąki". Na nic zdały się cierpliwe tłumaczenia, że pracę naukową uważała za przejaw wdzięczności wyrażanej stwórcy; i tak w śląskich podaniach ludowych utrwaliła się postać astronomki, jako kobiety dziwnej, by nie powiedzieć - nieobyczajnej. Jakby jednak nie patrzeć, wylegiwanie się za dnia okazało się brzemienne w skutkach: na świat przyszła trójka jej dorodnych synów: Eliasz Teodor, Antoni Henryk i Franciszek Ludwik.

Patrzyła w niebo. Obserwacje przelała na papier

Małżonkowie korespondowali z Janem Heweliuszem. Zachowały się z tej wymiany 22 listy, siedem sygnowanych przez Eliasza, pięć przez Marię i 10 odpowiedzi z Gdańska. W jednym z takich listów Heweliusz wyrażał zdumienie, że mimo wojennej zawieruchy, rozkwitają sztuki wyzwolone, w tym matematyka, uprawiane nie tylko przez mężczyzn, ale także przez reprezentantki płci pięknej.

Maria wymieniała się również listami z francuskim astronomem Ismaëlem Bouillaudem, Janem Herbiniusem alias Kapustą z Byczyny i z Pierre des Noyersem, tajemniczym sekretarzem królowej Ludwiki Marii Gonzagi.

W szczytowym momencie wojny 30-letniej Kreczmarowie uciekli ze Śląska na teren Polski, do Łubnic obok Obłoboka, gdzie znaleźli schronienie u ksieni klasztoru cysterek, Zofii Łubieńskiej. I tak w klasztornym błogostanie Maria ukończyła pisanie swojego flagowego dzieła, "Uranii łaskawej, czyli astronomii łatwej do przyswojenia".

Po zakończeniu wojny w 1648 roku wraz z mężem osiadła w Byczynie. Dwa lata później wydała własnym sumptem "Uranię", upowszechniając wiedzę o odkrytych przez Keplera prawach ruchu planet.

Pożar dobytku ją przerósł. Do dziś nie wiadomo, gdzie jest pochowana

"Urania" przyniosła Marii sławę europejską i tytuł "Śląskiej Pallas" naprzemiennie z aleksandryjską "Hypatią". Swoje dzieło autorka zadedykowała cesarzowi Ferdynandowi III i opatrzyła wstępem napisanym przez męża, który z galanterią wypierał się w nim swego udziału i przypisał całość zasług talentom Marii. W 2020 roku drugie, frankfurckie wydanie "Uranii", zostało zakupione przez samorząd Świdnicy za 8,5 tys. euro, a egzemplarz trafił do zbiorów Muzeum Dawnego Kupiectwa.

Późnym wieczorem 25 maja 1656 roku Byczynę nawiedził pożar, który strawił większość dorobku naukowego Marii, w tym notatki i rękopisy. Spaleniu uległ jej dom, biblioteka, wyposażenie naukowe i zapasy odczynników do produkcji leków. Po pożarze Maria zamknęła się w sobie i niczego więcej nie opublikowała. Kiedy w kwietniu 1661 roku umarł Eliasz, przeniosła się do Brzegu pod kuratelę książąt brzeskich. Zmarła w Byczynie 22 sierpnia 1664 roku. Pochowano ją obok męża na miejscowym cmentarzu ewangelickim. Jak dotąd, mimo licznych poszukiwań, archeologom nie udało się ustalić miejsca ich spoczynku.

Ławeczka Marii Cunitz w Świdnicy
Ławeczka Marii Cunitz w Świdnicy© East News | Gerard/Reporter

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:Dagmara Spolniak

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (4)