Pracuje jako kierowca busa. Ujawnił, ile zarabia

Miesięcznie spędza za kierownicą tyle czasu, ile niektórzy przez pół roku. Zdarza się, że ma takie trasy, kiedy pokonuje nawet 7-8 tys. kilometrów. Weekendy przeznacza na zwiedzanie. Jak wygląda życie kierowcy zza kierownicy?

Pan Andrzej pracuje jako kierowca busaPan Andrzej pracuje jako kierowca busa
Źródło zdjęć: © Getty Images | RoStRecords

Pan Andrzej od trzech lat spełnia swoje marzenia z dzieciństwa. Zwiedza świat. I to praktycznie za darmo. Trzy lata temu zatrudnił się jako kierowca busa. W ten sposób dorabia do zasłużonej emerytury. Wiele lat pracował w kopalni. Skończył Akademię Górniczo-Hutniczą, z wykształcenia jest inżynierem.

- W domu bym nie usiedział – mówi. - Nie należę do tych, którzy najchętniej spędzają czas z pilotem w ręku na kanapie. To nie dla mnie.

Zamiłowanie do podróży miał od dziecka

W szkole należał do harcerstwa, jeździł na obozy, kolonie. Podobnie jak w technikum. Na studiach przeżył swoją pierwszą prawdziwą przygodę turystyczną. Razem z kilkoma kolegami udało im się zorganizować jelczem wyprawę do Afryki.

- W dzieciństwie dużo czytałem książek podróżniczych – dodaje pan Andrzej. - Pan Samochodzik, Wakacje z duchami, Nienacki, Bahdaj to były moje klimaty. Całe życie chciałem coś zwiedzać, poznawać historię, dużo czytałem, oglądałem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Pieniądze dają szczęście? Kozierowska: wszyscy ich pragną, wielu się ich boi

Kierowcą został zupełnie przypadkiem. Którego dnia spotkał kolegę z pracy. To on go namówił.

- Długo się nie zastanawiałem - mówi nasz bohater. - Na tira nie miałem prawa jazdy, ale busem potrafię jeździć.

Pierwszy kurs był z Katowic do Pragi. Wiózł jakieś meble. Bez najmniejszego problemu dojechał pod wskazany adres. Do tego punktualnie. Zarobił wtedy 250 złotych. Taką miał dniówkę. Dzisiaj ma 330 złotych za dzień. Także w sobotę i niedzielę, kiedy zazwyczaj ma wolne.

O tym, gdzie pojedzie, dowiaduje się w ostatniej chwili. To już zadanie dyspozytorki, która z szefem nie tylko monitoruje jego trasę, ale i załatwia kolejne zlecenia. Czasami dość zaskakujące.

- W ubiegłym roku, kiedy byłem pod Mediolanem, to dostałem kurs do Londynu - mówi. - To prawie 1200 kilometrów. Stamtąd przez Niemcy dotarłem aż pod Wilno. To był chyba mój najdłuższy miesięczny przebieg. W sumie to wtedy zrobiłem ponad 8 tys. kilometrów.

W trasę szykuje go żona

To ona przygotowuje mu prowiant na wyjazd. Słoiki z obiadowymi daniami robi sama. Lepsze o niebo niż te w restauracji. Tak samo zupy. Resztę kupuje. Pieczywo, nabiał, owoce. Ma w samochodzie kuchenkę gazową, naczynia, garnki. Przygotowanie posiłku nie jest dla niego problemem. Gorzej z wodą.

- Najczęściej uzupełniam ją na stacji benzynowej - mówi pan Andrzej. - Zawsze się pytam, kiedy biorę ze sobą pojemnik. We Francji kilka razy nie pozwolili mi wziąć wody.

Myje się albo w miednicy, albo bierze prysznic na stacjach paliw. Nie na wszystkich są dostępne, ale też nie ma z tym większego problemu, zwłaszcza w Szwajcarii czy Austrii. Koszt: od euro wzwyż. Na niektórych jest za darmo, jeśli ktoś dużo tankuje, robi zakupy czy je obiad.

Pan Andrzej podkreśla, że z podziwem słucha opowieści starszych, doświadczonych kierowców, którzy przed laty podróżowali po świecie busami, ciężarówkami bez żadnych udogodnień typu ogrzewanie postojowe, klimatyzacja czy nawigacja. Nie mówiąc o całej sieci autostrad, które są do dyspozycji kierowców.

- Dzisiaj to jest zupełnie inna bajka - mówi. - W kabinach jest teraz wszystko, nawet niektórzy mają przenośne toalety, prysznic, nie mówiąc o lodówkach czy kinie domowym. Nikt już nie pyta o drogę, bo nawigacja prowadzi jak po sznurku.

Chociaż nie zawsze. Pan Andrzej spotkał niedawno młodego kierowcę osobowego citroena, który poprosił go na parkingu o pomoc w wyciągnięciu auta z błota. Okazało się, że podczas jazdy coś zmienił w ustawieniach nawigacji i trasa poprowadziła go polną droga wprost nad rzekę.

- Nie mam zielonego pojęcia, jak można być tak bezmyślnym - mówi nasz kierowca ze Śląska. - Ten młodzian zjechał z polnej drogi, przejechał przez niewielki rów i zatrzymał się kilka metrów przed rzeką. Nie, nie było żadnego mostu. Nie wiem, co on sobie wyobrażał, że wpław tę rzekę pokona?

Pieniędzy nie wydaje w Szwajcarii

Po kolejnej trasie pan Andrzej zaczął zabierać ze sobą rower. Zamontował na skrzyni ładunkowej specjalny uchwyt, do którego go mocuje.

- Zazwyczaj w piątek wieczorem kończę trasę i do poniedziałku rano, do załadunku, mam wolne - mówi. - Wtedy wsiadam na rower i zwiedzam okolice. Wcześniej robiłem to pieszo, ale czasami było to męczące.

Najbardziej polubił małe, kameralne miasteczka we Francji. Czasami nawet zjeżdża specjalnie z głównej drogi, żeby spędzić w nich weekend. Niedawno trafił na zupełnie opuszczony, popadający w ruinę zameczek. Na zupełnym odludziu.

- Zaparkowałem praktycznie na dawnym dziedzińcu - opowiada. - Wkoło żywego ducha. Od razu sobie przypomniałem pana Samochodzika z książki Nienackiego. W internecie znalazłem historię tego miejsca. Następnego dnia zrobiłem wycieczkę rowerową po okolicy. Wciąż nie mogę się nadziwić, skąd we Francji jest wciąż tyle urokliwych miejsc, a prawie każde miasteczko jest jak z obrazka.

Podoba mu się także w Szwajcarii. Jest tu dosyć często. Podkreśla, że to rzeczywiście wyjątkowo czysty kraj. I zdyscyplinowany.

- Jak jest trzydzieści na godzinę, to każdy tyle jedzie - tłumaczy pan Andrzej. - Jak kogoś wyprzedzisz, to zaraz dzwonią na policję.

Pieniędzy w Szwajcarii nie wydaje. Za drogo. Nie korzysta tam też z internetu. Raz włączył na chwilę, żeby coś sprawdzić w prywatnym telefonie i musiał przy najbliższym rachunku dopłacić ponad sto złotych. Na piwo do knajpy też nie pójdzie. Szkoda 8-9 franków. Ale najgorzej jest z parkowaniem.

- Tu można przejechać kilometry i nie znaleźć ani jednego miejsca do zatrzymania się - tłumaczy. - Co rusz tabliczka, że teren prywatny. Podobnie jest nawet w małych miasteczkach. Są parkingi, ale przede wszystkim dla miejscowych.

Podczas jazdy mu się nie nudzi. Słucha audiobooków i uczy się języka.

- Na studiach miałem niemiecki, to coś tam jeszcze pamiętam, ale szlifuję też angielski - mówi. - Chociaż teraz nie ma żadnego problemu, żeby się dogadać nawet z Węgrem. Są różnego rodzaju aplikacje, translatory.

Pomimo tysięcy przejechanych kilometrów ani razu nie miał stłuczki czy niebezpiecznej sytuacji na drodze. Nie ukrywa, że zawsze jeździł ostrożnie, nigdy nie ponosi go brawura, Ale dwa razy i tak zapłacił mandat.

- We Francji to już całkiem pogłupieli z tymi radarami - mówi. - Nigdzie w Europie nie ma ich więcej niż właśnie tutaj. I robią foty nawet, jak się przekroczy prędkość o kilka kilometrów na godzinę.

Nie lubi jeździć autostradami. Jeśli nie musi się śpieszyć, to wybiera lokalne, często mało uczęszczane drogi. Ale to wyjątki. Zazwyczaj jak ma do przejechania kilkaset kilometrów dziennie, to nie stać go na taki "luksus". Każde spóźnienie to złość szefa.

- Muszę dbać o reputację firmy – wyjaśnia. - Na razie miałem kilka razy drobne spóźnienia z dostawą, ale to była siła wyższa; raz awaria samochodu, a raz wypadek i ogromne korki pod Hamburgiem. Staram się tak planować trasę, żeby mieć w razie czasu zapas czasu na nieprzewidziane sytuacje.

Noc spędza najczęściej na parkingu przy stacji paliw. Tak jak większość kierowców. Kilka godzin snu i dalej w drogę. Rzadko ma kontakt z innymi kierowcami. Każdy zamyka się w swojej kabinie i raczej nie szuka towarzystwa.

Kierowcy są wszędzie tacy sami - uważa pan Andrzej. Unika stereotypów. Na drodze spotkał się z niebezpieczną jazdą i Niemców, i Anglików. Tak samo jak Polaków czy Czechów.

- Zawsze się znajdzie jakiś szaleniec - mówi. - Kiedyś mnie jakiś Francuz wyprzedzał na zakręcie, bo mu się widocznie śpieszyło, a w Holandii obtrąbił mnie starszy gość w mercedesie, bo według niego za wolno jechałem.

Polska wypada nie najgorzej

Docenia z kolei polskie drogi i naszą nowoczesną infrastrukturę.

- Pod tym względem jest w Polsce naprawdę super - mówi. - Nie odstajemy od innych. Wszystko jest nowe, budowane w innej technologii. Nie mamy się czego wstydzić.

Ostatnio nie był w domu przez 27 dni. Był w tym czasie u wybrzeży Hiszpanii i na wyspie Fehmarn niedaleko Danii. Zwiedził w tym czasie m.in. muzeum militarne w Ardenach, kąpał się w Atlantyku, wspiął się na mury kilku zamków we Francji, rowerem zwiedził część Pragi i zobaczył życie nocne w Hamburgu. I jeszcze mu za to zapłacili.

- To zwiedzanie to jest taki bonus w mojej pracy - mówi. - Nie zawsze jest to też tak różowo. Zdarza się, że jak dojadę gdzieś na miejsce po wielu godzinach jazdy w korkach, to jedyne, o czym marzę, to wspiąć się na górę do mojej "sypialni" nad kabiną i odpocząć. Nie w głowie mi wtedy zwiedzanie. Ale lubię tę robotę.

Źródło artykułu: Krzysztof Załuski
Wybrane dla Ciebie
"Wdowia choroba". Co się dzieje z kobietą, która nie uprawia seksu?
"Wdowia choroba". Co się dzieje z kobietą, która nie uprawia seksu?
Polskie imię wymiera. W 2024 roku nosi je jedynie 19 kobiet
Polskie imię wymiera. W 2024 roku nosi je jedynie 19 kobiet
Beata Fido odeszła z TVP w cieniu skandalu. Co robi dziś?
Beata Fido odeszła z TVP w cieniu skandalu. Co robi dziś?
Była pokojówka zdradza kulisy hoteli. Trzech rzeczy unika jak ognia
Była pokojówka zdradza kulisy hoteli. Trzech rzeczy unika jak ognia
Bąble na podłodze? Ten trik uratuje twoje panele
Bąble na podłodze? Ten trik uratuje twoje panele
Pokazał, co zobaczył na mięsie z Biedronki. Sieć zareagowała
Pokazał, co zobaczył na mięsie z Biedronki. Sieć zareagowała
Metoda 12-3-30 robi furorę. W mig zgubisz kilogramy
Metoda 12-3-30 robi furorę. W mig zgubisz kilogramy
Brama to jedna z najzdrowszych ryb. Lepsza od dorsza i łososia
Brama to jedna z najzdrowszych ryb. Lepsza od dorsza i łososia
Schudła 100 kg. "Możesz czasami zjeść lody albo kiełbasę"
Schudła 100 kg. "Możesz czasami zjeść lody albo kiełbasę"
Czy praca w niedzielę to grzech? Oto co mówi Kościół
Czy praca w niedzielę to grzech? Oto co mówi Kościół
Najgorsze mięso do rosołu. Wyjdzie mętny
Najgorsze mięso do rosołu. Wyjdzie mętny
Paris Hilton przyszła na galę w "nagiej" sukience. Ten look to prawdziwa petarda
Paris Hilton przyszła na galę w "nagiej" sukience. Ten look to prawdziwa petarda