Wiele ras psów wyglądają dziś inaczej niż kiedyś. Niektóre zapłaciły wysoką cenę

Wiele ras psów wyglądają dziś inaczej niż kiedyś. Niektóre zapłaciły wysoką cenę

Buldogi francuskie cierpią m.in. z powodu nadmiernie skróconych przewodów nosowych
Buldogi francuskie cierpią m.in. z powodu nadmiernie skróconych przewodów nosowych
Źródło zdjęć: © Adobe Stock
05.04.2024 15:25

Porównywanie fotografii i opisów sprzed stu lat z przedstawicielami danych ras dzisiaj uzmysławia skalę zmian i manipulacji, których na zwierzęcych istotach dokonał człowiek.

Fragment książki "Lepszy gatunek. Psio-ludzkie historie", najnowszego reportażu Marcina Wilka:

Na przykład buldogi – wykorzystywane w Wielkiej Brytanii do walk z bykami aż do 1835 roku, kiedy zakazano tego procederu – na zdjęciach z początku XX wieku wyglądają inaczej niż współcześni przedstawiciele tej rasy.

Dzisiejsze przysadziste buldogi to efekt działań ludzkiego zwierzęcia, które pragnęło dopasować do własnych potrzeb wygląd danej rasy. Najpoważniejszym tego skutkiem jest brachycefalia, czyli stan, w którym czaszka zwierzęcia jest krótka i szeroka. Spłaszczona kufa powoduje problemy z oddychaniem. To tak, jakby chodzić w maseczce – i to grubej – w upał. Brachycefalia oznacza też niedokrwienie, przerost mięśnia sercowego, problemy ze spaniem, zaburzenia behawioralne, nadciśnienie, zwiększone ciśnienie w gałkach ocznych. Oto cena, którą płacą buldogi za słodziutki wygląd.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W ciągu ostatniego stulecia przeobrażenie spotkało również owczarka niemieckiego, który na początku XX wieku był zaliczany do psów średniej wielkości. Miał głęboką klatkę piersiową, prosty grzbiet i mocne lędźwia. Dzisiejsze owczarki mogą ważyć nawet dwa razy tyle co ich dziadkowie i babcie z początku wieku. Mają też opadający grzbiet. Jeszcze większe modyfikacje spotkały mopsy, które – choć nie zmieniła się ich wielkość – wyselekcjonowano w ten sposób, by kolejne pokolenia miały szerzej rozstawione oczy i płaskie nosy. One zresztą też cierpią z powodu brachycefalii.

Głębokie interwencje hodowlane ludzkiego zwierzęcia w pozaludzkie zwierzęta nie mają swojego odpowiednika w działaniach na ludziach. Rasizm stosowany przez człowieka wobec psów jest czym innym niż rasizm wobec ludzi. W 1956 roku brytyjski genetyk i biolog John Burdon Sanderson Haldane zwrócił się do antropologów z pytaniem, czy różnice biologiczne między grupami ludzi są porównywalne z różnicami między grupami zwierząt domowych, a zwłaszcza psów.

Badająca tę kwestię Heather L. Norton i jej zespół stanowczo uznali, że grupy ludzi, które są kulturowo określane jako "rasy", różnią się strukturą populacji, relacjami genotyp – fenotyp i różnorodnością fenotypową od ras psów, ale ludzkie rasy nie zostały ukształtowane w wyniku sztucznej selekcji. Artykuł na ten temat kończy się klarownym stwierdzeniem, że założenie, iż rasy ludzkie są takie same jak rasy psów, może stanowić rasistowską strategię usprawiedliwiania nierówności społecznych, politycznych i ekonomicznych.

Gdyby spojrzeć na to z psiej perspektywy, rasizm bywa także stosowany jako uzasadnienie rozmaitych różnic, na przykład charakteru. Sugerowane są istotne różnice między na przykład rodzinnymi goldenami a skłonnymi do agresji pitbullami. Stanowi to jednak kolejną bujdę w katalogu wyobrażeń ludzkiego zwierzęcia. Nowe badania genetyczne potwierdzają, że podział psich ras wedle ich agresywności i czułości to nic innego jak następna ludzka fantazja.

Mieszańce okazują się cool

W popularnej powieści Sen o okapi Mariana Leky pisze:

"Zawsze gdy pojawiał się ktoś nowy, człowiek lub zwierzę, wszyscy prześcigali się w twierdzeniach, do kogo też jest podobny. Martin rozpoznał w szczeniaku młodego niedźwiedzia brunatnego, który pomylił się zarówno co do koloru, jak i do Westerwaldu, Elisbeth widziała maleńkiego kuca szetlandzkiego, któremu przez kaprys natury brakowało kopyt, Optyk sądził, że to jakiś dotychczas nieodkryty ssak lądowy, a smutna Marlies, która wyjęła kieszonkowe lusterko i uważnie przyglądała się swoim spojówkom, rzuciła na psa okiem i powiedziała:

– Nie wiem, co to jest, ale wygląda to jakoś nieprzyjemnie zimowo.

To była prawda. Pies przypominał kolorem śnieżną breję, był bladoszary i kudłaty jak wyłączny wilczarz irlandzki, bez żadnej domieszki. Tułów miał jeszcze mały, za to łapy wielkie jak u niedźwiedzia, i wszyscy wiedzieliśmy, co to oznacza".

Psi bohater tego fragmentu ma nieokreśloną przynależność i niejasną tożsamość. Nie wiadomo, czy jest wilczarzem, czy niedźwiedziem, co niejako unieważnia kwestię rasy. Można podejrzewać, że Leky zrobiła to celowo. Przekroczenie podziału rasowego pozwala autorce skonstruować na potrzeby powieści nieco nierzeczywisty świat.

Problem kształtowania psiej rasy – ważny obecnie podczas rozmowy o podziałach w obrębie psiej społeczności – to historia względnie nowa. Jakkolwiek różne rasy funkcjonowały już w starożytności, to XIX wiek, czas istotnych dla człowieka zmian, dotknął również psy. To wtedy właśnie w Wielkiej Brytanii nasiliły się manipulacje przy rasach. The Kennel Club, pierwsza narodowa organizacja kynologiczna skupiająca kluby regionalne i kluby ras psów, powstał w 1873 roku. Wcześniej coraz popularniejsze stawały się wystawy psów, na których eksponowano i oceniano zwierzęta. Rasa stała się marką, znakiem rozpoznawczym i – jak pokaże przyszłość – produktem o określonej wartości.

W książce The Invention of the Modern Dog. Breed and Blood in Victorian Britain [Wynalezienie nowoczesnego psa. Rasa i krew w wiktoriańskiej Anglii] Michael Worboys, Julie-Marie Strange oraz Neil Pemberton przekonują, że XIX wiek był przełomowy nie tyle z powodu pojawienia się ras jako takich – te przecież istniały już wcześniej – ile ze względu na fakt myślenia o rasach, szczególnego definiowania Canis lupus familiaris. Początków definiowania ras należy szukać właśnie w tych słynnych wystawach psów. Wraz z nimi zmieniło się podejście do pozaludzkich zwierząt.

Autorzy książki o modernistycznym psie wskazują kilka charakterystycznych elementów: specjalizację służącą podkreśleniu różnych typów ras; standaryzację, która miała określać fizyczny wygląd na podstawie wzorca; obiektywizację, która pozwalała oceniać psa wedle konkretnych kryteriów; komodyfikację, która przekształcała rasy psów w towar wymienny, i różnicowanie, czyli rozmnażanie ras. W ten oto sposób rasy mogły być modyfikowane. Te modyfikacje albo zmierzały do "odtworzenia" wyobrażonych historycznie wzorców ras, albo do tworzenia zupełnie nowych.

Z pierwszych katalogów, które towarzyszyły spektakularnym imprezom wystawowym, można się zorientować, na czym polegały te wszystkie przemiany. W prospektach prezentowano określone rasy ujęte w liczne kategorie charakterologiczne bądź cechy wyglądu zewnętrznego. Osobniki najbardziej pasujące do wzorca były uznawane za idealny przykład rasy. Utrzymaniu czystości rasy służyły określone praktyki rozrodcze, za którymi stały działania ludzkich zwierząt skoncentrowanych na modelowaniu określonych egzemplarzy psów.

Paradoksalnie gatunkowy szowinizm pozwolił niejako na nowo wyodrębnić tych, którzy są poza rasą, a których określa się mieszańcami albo kundlami, i o nich opowiedzieć. W dziele "Psychozoologia, czyli nauka o zmyślności i rozwoju władz umysłowych u zwierząt" Jakub Henryk Lewandowski, wymieniając rozmaite rasy, wskazywał osobno "kundle". Pisał o nich: "psy rosłe, dworskie, łańcuchowe i wolno chodzące", a także "nadzwyczaj przywiązane do swych panów". Przekonywał, że są "wybornymi stróżami domu, bo nie tylko pana, lecz i wszystkiego, co do niego należy, pilnie strzegą. Umieją one odróżnić obce osoby od domowych i szczekają na nie odmiennym zupełnie głosem". A jako dowód ten XIX-wieczny autor podawał historię psa, który pobiegł za zbrodniarzem, "schwycił za gardło i zadusił", co miało dowodzić "szczególnej zmyślności i mądrości psów".

Opinie Lewandowskiego potwierdza również współczesna autorka, Grażyna Plebanek, pisząca o swoim mieście z wyboru. "Brukselskie psy są legendarne. Istniały tu od średniowiecza, towarzyszyły tutejszej ludności. Sprzyjała im rzeka, nad którą grasowały i kłusowały. Były częściowo udomowione, częściowo dzikie" – powiedziała mi kiedyś. Mieszkająca od lat w Brukseli Plebanek przypomina, że symbolem miasta, obok siusiającego chłopca (Manneken Pis) i siusiającej dziewczynki (Jeanneke Pis), jest również siusiający mieszaniec (Zinneke Pis).

Dawniej psów w mieście było dużo, czasem dziczały. Bywały też bardzo przydatne – pomogły kiedyś brukselczykom zwalczyć plagę szczurów. Te odważne psy były zazwyczaj kundlami. Za swoje "dokonania" dostały pomnik, a znaczenie tego słowa przeniosło się na ludzi, przy czym nie w rozumieniu pejoratywnym. Dziś Zinneke to osoba dwukulturowa, dziecko rodziców z dwóch różnych krajów albo ktoś taki jak ja – przyjechałam z innego kraju, ale jestem już tutejsza, jestem częścią tego miasta – mówiła pisarka w jednym z wywiadów.

Plebanek, opowiadając o brukselskich mieszańcach, przyznaje, że z różnych powodów bliska jest jej postać Kazana z Szarej Wilczycy Jamesa Olivera Curwooda. Kazan jest mieszańcem, który ma w sobie trzy czwarte husky i jedną czwartą wilka.

Z perspektywy psa bycie kundlem, wielorasowcem czy mieszańcem może – choć nie musi – oznaczać życie dłuższe i w lepszym zdrowiu. Obiegowa opinia każe myśleć, że kundel jest mniej wymagający, tańszy w utrzymaniu, a więc łatwiejszy. To może być zasadniczy błąd. Człowiek chcący zaopiekować się psem – często psem ze sporym obciążeniem, traumami, przyzwyczajeniami, bywa, że schorowanym – nie zawsze jest do tego właściwie przygotowany.

Wolontariusze czy pracownicy schronisk zwracają uwagę na specyficzną sytuację kundli jako zwierząt o szczególnych wymaganiach. Potwierdzają to na przykład doświadczenia fundacji Rasowy Kundel. "Wiemy, jak wiele jest jeszcze do zrobienia, wiemy, że potrzebna jest pomoc doraźna, ale i praca u podstaw w edukowaniu dorosłych i tych najmniejszych, w miastach i na wsiach, że pies to część grupy społecznej, która zwie się rodziną. Wiele pracy przed nami, ale wierzymy, że pies po psie, człowiek po człowieku, zmienimy ten świat" – mówiła na łamach prasy na początku roku 2021 Dorota Perłowska, prezeska fundacji.

Perłowska zaczęła przygodę z pomaganiem w 2011 roku po adopcji psa Szoko. Nie miała pojęcia o bezdomności, adopcjach czy prowadzeniu fundacji, ale szybko okazało się to jej "przeznaczeniem i drogą", jak mówi. Po miesiącach praktyki w przytulisku w Konstancinie otworzyła oddział fundacji Mikropsy – Rasowy Kundel. Przez lata nabrała olbrzymiego doświadczenia, zarządzając zarówno fundacją, jak i pracą wolontariuszy. Sama nazwa fundacji jest doskonałą ilustracją przekierowania uwagi z psów rasowych ku mieszańcom.

Okładka książki "Lepszy gatunek. Psio-ludzkie historie"
Okładka książki "Lepszy gatunek. Psio-ludzkie historie"© Wydawnictwo W.A.B

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

© Materiały WP
Źródło artykułu:Wydawnictwo W.A.B