Samotna kobieta w pubie czy restauracji nadal budzi skrajne emocje. Przekonałam się o tym
- Jesteś tak zdesperowana, że idziesz sama na kolację do restauracji? - zażartowała Iza. - Jeśli tak pomyśli twoje otoczenie, to przepadłaś. Jesteś społecznie skreślona! – zawyrokowała moja przyjaciółka. Trudno nie przyznać jej racji.
07.03.2019 | aktual.: 10.03.2019 11:46
Kiedy na Facebooku wyświetli się ciekawe wydarzenie, szukamy znajomego, który będzie chciał się z nami wybrać. Gdy nie ma ochotnika, często rezygnujemy. I nie chodzi już nawet o to, że przeżywanie miłych chwil w samotności jest mniej miłe. Tylko o to, że nadal zabawa w pojedynkę budzi skrajne emocje i dla wielu osób jest barierą nie do pokonania.
Główny Urząd Statystyczny (GUS) podaje, że 26 procent polskiego społeczeństwa stanowią single. A ich liczba będzie rosnąć. Choć żyjemy w czasach samotności, to nadal jest dla nas wyzwaniem pójście samemu do kawiarni lub restauracji. Wolimy chwycić kawę na wynos, a obiad zjeść ze znajomym. Samotna kobieta przy stoliku w restauracji czy barze wciąż wywołuje komentarze: "pewnie ktoś ją wystawił" albo - co gorsza - "przyszła na podryw".
Zamawiam sałatkę i kufel z piwem
Piątek, godzina 21:00. Wchodzę do jednej z krakowskich restauracji. Podchodzi kelner i pyta: - Dla ilu osób stolik? Odpowiadam: - Dla jednej, dziękuję.
Widzę lekkie zdezorientowanie na jego twarzy i uśmieszek, który wywołał moje zmieszanie. Siadam wygodnie, dostaję menu i zastanawiam się, czy oznaczał on: a) politowanie, b) współczucie, c) zaskoczenie. Nie stawiam jednak tezy, tylko obserwuję rozwój sytuacji.
Telefon chowam do torebki. Nie mam przy sobie książki, gazety czy laptopa. Rozkoszuję się piwem, patrzę w okno, gapiąc się na Sukiennice i młodych ludzi zmierzających w stronę ulicy Szewskiej do klubu na imprezę.
Rozglądam się po sali: po lewej - para na romantycznej kolacji, po prawej - grupka roześmianych znajomych. W głębi sali siedmiu mężczyzn w garniturach. Wyglądają jakby wyszli z korporacji i kontynuowali omawianie spraw biznesowych. Jest też para pięćdziesięciolatków z dwójką dorosłych dzieci – pewnie jubileusz.
Początkowo każdy skupiony jest na "swoim stoliku" i nie zwraca na mnie uwagi. Po 15 minutach, kiedy podchodzi kelner z sałatką, a ja ucieszona zaczynam pałaszować, sytuacja się zmienia. Coraz częściej wyczuwam zatrzymujące się na mnie spojrzenia, a w oczach pozostałych gości ciekawość. Myślą pewnie: "Dlaczego ona siedzi sama? Jest piątek wieczór", "Jaka ona biedna”, "Kto ją wystawił?". Jestem jedyną samotną kobietą w restauracji przez cały wieczór. Nie pierwszy raz.
Maczo
Po chwili jeden z mężczyzn wstaje, podchodzi i pyta: "Cześć, mam na imię Michał. Może przysiądziesz się do nas?". Wskazuje na korpo-stolik z grupą roześmianych kolegów. "Przecież taka kobieta nie może siedzieć sama" - dodaje. Uśmiecham się i mówię: "Dziękuję, ale dzisiaj mam randkę sama ze sobą". On, mocno zaskoczony odmową, odchodzi. Zdradza kolegom przebieg rozmowy i słyszę śmiech pomieszany z jeszcze większą ciekawością.
Ludzie, chciałam ten wieczór spędzić sama! Tydzień dał mi w kość i po prostu miałam ochotę na dobre jedzenie i zimne piwo. Czy to takie dziwne? Ani to egoizm, ani zapatrzenie w siebie. Tylko odkrywanie świata. Przecież nic nie smakuje lepiej niż delektowanie się jedzeniem, które lubię i skupienie się wyłącznie na obserwacji ludzi… W paryskim bistro mogłabym tak siedzieć godzinami – w spokoju.
O ile w porze lunchowej często ludziom zdarza się samotnie wyskoczyć na obiad, o tyle kolacja bez osoby towarzyszącej w Polsce jest rzadko spotykana. Znam nieliczne osoby, które chodzą do restauracji same.
Dzieje się tak z prostej przyczyny – sztywnych ram nietolerancyjnej mentalności, zramolałych przekonań otoczenia i strachu przed negatywną oceną. Siedząc samotnie w restauracji można poczuć się dziwnie i niezręcznie. Sami jednak jesteśmy sobie winni, wysyłając na widok takich osób komunikaty: "desperatka", "nikt jej nie chce" lub współczujące uśmiechy.
Kobieta nie może już sama potańczyć
Sobota, godzina: 23:30. Centrum Krakowa. Zima: - 4 stopnie. Wychodzę na przystanek tramwajowy. Okazuje się, że najbliższy tramwaj będzie za godzinę. Postanawiam iść do pobliskiego pubu. Zasiadam przy barze i zamawiam grzańca galicyjskiego. Barman: "Czekasz na kogoś?". "Nie, przyszłam się ogrzać". Odpuszcza.
Po 20 minutach dosiada się mężczyzna. Na oko - 15 lat starszy ode mnie. "Co taka dziewczyna robi tutaj sama?" - pyta. Odpowiadam z uśmiechem: "Czekam na tramwaj". "Może postawię ci drinka" - kwituje. Zostawiam grzańca i wychodzę. Wolę marznąć niż spędzać czas z niechcianym towarzystwem.
Kolejna sytuacja. Umówiłam się z koleżanką do klubu na ulicy Starowiślanej. Napisała, że się spóźni. Postanawiam wejść. Siadam i obserwuję, jak się bawią ludzie. Obok mnie siadają dwie dziewczyny, już na rauszu. Śmieją się i plotkują. Po czasie, zaczepia mnie jedna z nich: "A ty tu sama?". Ocenia mnie od góry do dołu: "Przyznaj się, że przyszłaś wyrwać faceta".
Nie chcę wdawać się w zbędną dyskusję i odchodzę. Podążam tanecznym krokiem w stronę parkietu. Nie mija kwadrans, a zostaję otoczona wianuszkiem mężczyzn. W głowie tylko jedna myśl: To kobieta nie może już sama potańczyć. Nie mam "obstawy" koleżanki, siadam więc i czekam. Nie chcę rzucać się w oczy.
"Jesteś społecznie skreślona!"
Opowiedziałam te sytuacje przyjaciółce. "Dlaczego poszłaś sama?" – zapytała. – Ludzie zawsze pomyślą: "Bo nie masz chłopaka" i "Jesteś tak samotna, że z desperacji wychodzisz sama". A jeśli tak pomyśli twoje otoczenie, to przepadłaś. "Jesteś społecznie skreślona!" – zawyrokowała Iza.
Śmiejemy się z pokolenia, które nie wypuszcza z ręki iPhone'a. Powszechne jest, że młodzi, idący w grupie do restauracji, zamiast cieszyć się swoim towarzystwem, klikają bezustannie w ekran. A ci, co idą sami, uznawani są za jeszcze gorszych dziwaków. Nie przejmuj się opinią innych, po prostu zarezerwuj stolik i baw się dobrze! Daj się sobie poznać. Zaproś się na kolację.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl