ModaSeks, próżność, pieniądze

Seks, próżność, pieniądze

Seks, próżność, pieniądze
27.02.2008 16:03, aktualizacja: 29.05.2010 21:40

Krytykuje, ocenia, mówi prosto w twarz. Bez względu na konsekwencje. Nie lubi wazeliniarstwa, ale czasem wywołuje skandal i ostro się bawi. Kiedy ma dość, wskakuje w bambosze, ogląda telewizję, spotyka się z mamą i opiekuje kotem. Ile ma twarzy i czym nas jeszcze zaskoczy? Proszę państwa, enfant terrible polskiego rynku mody, na Kanapie Fashion właśnie zasiada stylista Tomasz Jacyków.

Krytykuje, ocenia, mówi prosto w twarz. Bez względu na konsekwencje. Nie lubi wazeliniarstwa, ale czasem wywołuje skandal i ostro się bawi. Kiedy ma dość, wskakuje w bambosze, ogląda telewizję, spotyka się z mamą i opiekuje kotem. Tylko nam mówi, dlaczego nie żałuje, że nie będzie ojcem dla swoich dzieci i że wreszcie, przed 40-tką, nadszedł czas na dojrzewanie. Oszczędności nie ma, ale milion dolarów wydałby bez mrugnięcia okiem. Ile ma twarzy i czym nas jeszcze zaskoczy? Proszę państwa, enfant terrible polskiego rynku mody, na Kanapie Fashion właśnie zasiada stylista Tomasz Jacyków.

Dyrektor PR jednego z największych polskich koncernów zapragnęła skorzystać z porad stylistycznych Tomasza Jacykowa. Przez miesiąc bała się do Ciebie zadzwonić. Kiedy się spotkaliście, była urzeczona Twoim spokojem, ciepłem, profesjonalizmem. Nie wolałbyś takiego Jacykowa w mediach?

Nie mam na media wpływu, bo one kreują to, co widzą. A widzą mnie na bankietach, w TV, na ulicy. Nie ubieram się też standardowo, więc jest pożywka.

Mógłbyś być takim milutkim Jacykowem, do rany przyłóż…

Przecież jestem!

Ale baba z jajami, dyrektor PR, bała się do Ciebie zadzwonić! Odstraszasz potencjalnych klientów.

To fajnie, bo trafiają do mnie osobowości, a to oznacza wyzwania. Pracuję dokładnie z tymi, z którymi powinienem. Taka naturalna selekcja. Z ludźmi o mocnych charakterach pracuje się trudniej, nie idą na łatwiznę, nie można im niczego wmówić, ale można udowodnić. I oni łapią w lot. To jest dla mnie satysfakcja!

Ile twarzy ma Tomasz Jacyków?

Na pewno nie jedną i nie dwie. Ma ich kilka.

A takie, które najbardziej lubi?

Wszystkie lubi, bo są jego! Zupełnie innym człowiekiem jestem na imprezach, w pracy, a jeszcze innym za zamkniętymi drzwiami domu. Wtedy wkładam bambosze, siadam przed telewizorem, piję herbatę, zajmuję się moją kotką Edytą. Często spotykam się z Mamą, czasami pomieszkuje u mnie. Ona jest najistotniejszą osobą w moim życiu. Boże, to przez chwilę zabrzmiało jak u tych dwóch nieszczęsnych braci! (śmiech). Ale tak jest. To nie jest przybieranie masek – mam dwoistość natury, chociażby z tak banalnego powodu, że jestem spod znaku Bliźniąt. Co Mama mówi na Twoje wybryki?

Cierpi w ciszy ducha. Ona nie miała i nie ma lekkiego życia ze mną. Czasami jest mi ciężko znieść samego siebie.

Wystarczy zajrzeć na fora internetowe czy posłuchać Twoich kolegów ze środowiska, żeby się przekonać, iż ludzie Cię nie lubią… Za to jaki jesteś, jak się zachowujesz i za to, że krytykujesz.

Po prostu nie naginam się, nie stosuję wazeliniarstwa i idę krętą, ale własną drogą. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że nie jestem letni. Zdarza się, że ktoś mnie bezkrytycznie lubi, a inny ma alergię na mój temat. W Polsce jest tak, że priorytetem jest przeciętność. Tutaj funkcjonują powiedzenia, że można być „troszkę w ciąży”, można być „troszkę kurwą” albo „troszkę awangardowym”. U nas może być tanio i dobrze. Otwarcie mówię o absurdach naszego świata. Mam także dużą wiedzę na własny temat i ogarniam w całości swoje jestestwo. Z takiej pozycji opowiadam historię, którą widzę. Świat mody i show biznesu to kolorowa bańka mydlana unosząca się nad gównem; świadomie żyję w tej bańce i rozrzucam gówno dookoła.

Śmiała teoria. Był ostatnio jakiś skandal z Twoim udziałem?

W ogóle nie przypominam sobie skandalu z moim udziałem.

Nie zgadzam się. Jacyków i jego wyskoki to ciągle gorący temat. A publikacja w „Fakcie”?

To było 2 lata temu. Artykuł w stylu „stek pustosłowia” opowiadał o tym, jak się bawi „warszawka” i co się wyprawia na salonach.

Byłeś nagi na rozkładówce...

Nie byłem nagi. Miałem marynarkę, pod nią bluzę, która była rozpięta oraz czarne spodnie bardzo nisko opuszczone. Zdjęcie zostało tak zrobione, a napis tak umieszczony, że wydawało się, iż pozuję z całymi swoimi klejnotami na wierzchu. To była oczywiście nieprawda, a końca tej „afery” nie było widać.

Trudno w to jakoś uwierzyć. Aniołkiem nie jesteś… Jakoś te zdjęcia musiały trafić na łamy.

Nie wiem jak tam trafiły, to nie była oficjalna impreza. Zdjęcie zostało zrobione, opublikowane. I cóż z tego?

Widzę, że jednak Cię to porusza.

Porusza mnie, bo ta publikacja była nieprawdziwa. Można było wiele razy fotografować mnie w sytuacjach, kiedy się naprawdę bawiłem i byłem uczestnikiem dziwnych historii. Jakich?

Nie mogę o tym mówić, ale kiedyś pewna osoba powiedziała, że tak mnie lubi, iż mogłaby mi laskę zrobić. A ja na to: „To wiesz co, stanę na wybiegu, żeby nie trzeba było kucać”.

I doszło do aktu?

Jakoś tam doszło (śmiech). Miałem o tym nie mówić, ale jak już mówię, no to niech będzie. Można to było fotografować, ale nikt tego nie zrobił.

Myślisz, że zdjęcia w „Fakcie” ktoś udostępnił, bo chciał Ci dokopać?

Ktoś to zrobił, bo ma paskudny charakter.

Kiedy krytykujesz w „Dzień Dobry TVN” znane osoby, to nie myślisz, że możesz im sprawić przykrość?

Myślę o tym i dlatego staram się pokazywać, o czym mówię i pokazywać błędy, ale nie preparuję materiałów. To musi być udokumentowane i nie kieruję się swoimi sympatiami bądź antypatiami. Staram się mówić na tyle dowcipnie i z przymrużeniem oka, żeby to było możliwie jak najbardziej do przyjęcia. Sam też nie mam problemu z mówieniem o swoich niedoskonałościach.

Jakich?

Na przykład wiem, że mam dupę jak szafa gdańska z lustrem, toaletką, skrzynką na węgiel i wyjściem na ogródek…

To kompleksy?

Cały świat jest zbudowany z kompleksów. Nie wiem czy zdawanie sobie sprawy ze swoich niedoskonałości jest kompleksem. Kompleksy są wtedy, kiedy mamy niedoskonałości i ich nie akceptujemy. Jeśli jest świadomość, to bardziej mamy do czynienia ze zmaganiem niż z kompleksami.

Otwarcie krytykujesz ludzi. A czy Ciebie ktoś boleśnie skrytykował?

Nie pamiętam.

Boją się?

Żyję w wymyślonym przez siebie świecie i złe historie natychmiast wyrzucam. Nie ma ich. Być może dokopano mi, przez sekundę cierpiałem, bo przyznaję – jestem nadwrażliwcem, ale szybko zapominam takie sytuacje. Nie mam też zwyczaju obrażania się. Obrażają się jak wiadomo kucharki. Można nie mieć ochoty na kontakt z kimś i to jest dla mnie zrozumiałe. Ale nie mam tak zwanego „focha”. Rozumiem w takim razie, że nie obraziłeś się na Krystynę Kaszubę, kiedy wyrzuciła Cię z „Twojego Stylu”?

Uwielbiam Krystynę Kaszubę! Darzę ją ogromnym poważaniem. Jest ona dla mnie wzorem dziennikarza, kobiety, twórcy magazynu.

To za co Cię wyrzuciła?

Koteria towarzyska. Ktoś mnie nie lubił, ktoś nawił tak zwanych makaronów. Tak się wydarzyło… Nie ma o czym mówić.

Podobno chodziło o sesję mody na cmentarzu?

Tamta sesja też między innymi była powodem. Zresztą pożegnaliśmy się z panią Krystyną bardzo elegancko. Nigdy nie czułem żadnego żalu, pretensji.

Jak wyglądała ta sesja? Plan zdjęciowy między nagrobkami to duża odwaga…

To była zimowa sesja – futrzane czapki, swetry. Wszystko działo się na cmentarzu pod Łodzią. Nie chodziło jednak o cmentarz tylko o ładny plan. Gdyby nie to, że sam powiedziałem pewnej pani o tym, gdzie to się odbyło, nikt patrząc na zdjęcie by na to nie wpadł. Zwyczajna ludzka zawiść.

Miałeś w swoim życiu czas ostrego imprezowania, miłostek, przypadkowych historii. Dużo tego było?

Cały czas miałem i mam olbrzymi apetyt na życie. Dotyczy to zarówno sfery zawodowej jak i prywatnej, osobistej.

Jak i seksualnej.

Wszystko się zgadza. Nie ukrywam, lubię się czasami zabawić.

Wnioskuję, że nie jesteś monogamistą.

W uczuciach, emocjach jestem bardzo stały. Kocham do grobowej deski. Seks? Cóż, to pewnego rodzaju sprawa fizjologiczna.

Zaspokajanie popędu?

To nie tak. Jest to zaspokajanie pewnych emocji. Wbrew pozorom nie żyję od seksu przygodnego do seksu przygodnego, aczkolwiek zdarza się i takowy. Lubię zaszaleć.

To znaczy?

„Żeby życie miało smaczek raz dziewczynka raz chłopaczek”? Oczywiście, że życie musi mieć smaczek i nic, co ludzkie nie jest mi obce. I dopóki wszyscy są zachwyceni obrotem historii, to jest O.K. Ja bym tu się nie rozdrabniał na dziewczynki i chłopaczków. Ludzie są dla mnie fascynujący, cudowni, mają w sobie coś takiego, że czasem chce się powiedzieć „wow”. A płeć jest rzeczą drugorzędną.

Czy istnieją dla Ciebie granice w seksie? Czego byś nie zrobił?

To są wszelkiego rodzaju perwersje, o których w ogóle nie wypada mówić, a co dopiero umieszczać na łamach FASHION MAGAZINE. Są dla mnie czymś obcym i nie do zaakceptowania.

A jakie chwyty są dozwolone?

Są sytuacje, w których nie wziąłbym udziału bezpośrednio, ale lubię być obserwatorem.

Czyli nie „zza kotary”, ale prawie jako uczestnik?

Prawie, jak wiemy, robi różnicę. Nie przeszkadzało mi też, kiedy ktoś obserwował mnie w czasie aktów seksualnych. Pod jednym warunkiem – te osoby musiały mi odpowiadać fizycznie. Ważna była świadomość, że mógłbym wejść z nimi w każdej chwili w jakąś interakcję. To się nazywa chyba orgia…

O co Ty mnie pytasz? (śmiech) Przyznam, że bywałem na balach pewnego rodzaju i te zabawy różnie przebiegały. Muszą być jednak przestrzegane zasady BHP. Jeśli tego nie ma, to rezygnuję z balu.

Jakie osoby Ci się podobają?

Generalnie gustuję w bajkowych stworach (śmiech). Tam gdzie są skrzaty, krasnoludki, Sierotka Marysia i Królewna Śnieżka, tam też jestem i ja.

Mieszane towarzystwo.

Jestem pasjonatem kobiet, uwielbiam kobiety i podziwiam je. Uważam, że stoją o oczko wyżej w ewolucji. Jak się puknie jajko o jajko to jest partenogeneza, a żeby nie wiadomo jak dwa plemniczki zawiązać, to i tak nic z tego nie będzie. Mam naprawdę ogromny podziw dla kobiet.

Jakie kobiety działają na Ciebie?

decydowanie Horodynka! (Joanna Horodyńska – przyp. red.) Bardzo różnymi kobietami się zachwycam. Tobą też czasami, ale nie zawsze, falowo. (śmiech) Szapołowska jest wciąż niesamowita.

A cóż my takiego mamy, że działamy właśnie na Ciebie? (śmiech)

Tak na poważnie – lubię kobiece kobiety, takie które mają wyrafinowany seksualizm. Nie lubię, kiedy kobiecość eksponowana jest na talerzu.

Pierwsze doświadczenie seksualne?

W wieku 13 lat.

Nie za szybko?

Taki miałem popęd seksualny. W czwartej klasie tak się onanizowałem, że niemal straciłem przytomność. A pierwszy raz? W wakacje, nad morzem, na wydmach z koleżanką o 7 lat starszą.

Jak to się skończyło?

Orgazmem!!!

Masz zasadę, że nigdy publicznie nie potwierdzasz, iż jesteś homoseksualistą, ale przecież „jaki koń jest każdy widzi”…

No i właśnie dlatego nie ma co o koniu mówić. Wyznacznikiem człowieka nie może być jego seksualizm. On oczywiście ma wpływ na nasze życie, ale nigdy nie oceniałem ludzi pod względem ich seksualności i też sam nie chcę być tak rozpatrywany. Jestem człowiekiem i słowo „człowiek” brzmi dumnie. To jest punkt wyjścia. Dobrze się czujesz, z tym, że masz taką, a nie inną seksualność?

Dobrze się czuję ze sobą.

Co sądzisz o homoseksualizmie – nabyty czy wrodzony?

Myślę, że na drodze ewolucji problem zniknie i ludzie wreszcie przestaną rozmawiać o swojej seksualności!

A co z ojcostwem?

Nic. To jest kwestia przeprowadzenia bilansu zysków i strat. Wsadzić siusiaka i zrobić dziecko to naprawdę nie jest problem. Znam mężczyzn, którzy żyją w rodzinie, z żoną, z dziećmi, w zakłamaniu. Chyba nie o to chodzi?

Jaki partner w takim razie jest dla Ciebie na życie, a jaki na seks?

Zwykle nie wiem, jakie są osoby, z którymi mam seks, bo niewiele z nimi rozmawiam (śmiech).

Nie zapamiętujesz imion?

Nawet nie pytam.

Ci ludzie muszą przecież jakieś kryteria spełniać.

Nie mam określonego typu i nie upieram się, że musi to być korpulentna blondyna czy kudłaty ogier.

A był ogier z blondynką na jednym talerzu?

Przed laty tak. Nadal mam duży temperament, ale teraz tę energię seksualną jestem w stanie spożytkować w innych sferach. Zamiast koncentrować się na bzykaniu mogę to przelać na kreację zawodową.

A partner na życie?

To musi być ktoś, kto – wszystko jedno daleko czy blisko – zawsze jest i bez względu na wszystko kocha się go.

Jest ktoś taki?

Od 12 lat.

Co jest fajnego w tej osobie?

Że jest i że ma wszystkie swoje wady. I że mnie kocha.

Ale się sentymentalnie zrobiło. Starzejesz się.

Myślę, że dojrzewam. A kryzys wieku średniego? Czterdziecha na karku, panie dziejku...

Rzeczywiście mam problem. Ale nie z 40-tką tylko z widocznymi oznakami starzenia się.

Martwią Cię Twoje zmarszczki?

Trochę mnie martwią.

Coś z tym robisz?

We współczesnym świecie nie liczy się wiek – liczy się dobry wygląd. Widzę, że moje ciało nie jest już tak zabawne jak parę lat temu.

Operacje plastyczne były?

Nie, ale zafundowałem sobie botox i bardzo mi się to podoba. Zgoliłem wąsy i powiększyłem też usta.

Podobasz się sobie w nowej wersji?

Wyglądam bardziej świeżo. Myślę też o odsysaniu tłuszczu. Naciskany przez wiele osób zastanawiam się nad wyprostowaniem zębów.

Ten Twój filuterny, krzywy ząbek to jak logo! Może trzeba to tak zostawić?

Moi znajomi z Londynu tak sądzą, ale Polacy nie są w stanie przyjąć mnie z krzywym zębem, no to będą mieli Jacykowa z hollywoodzkim uśmiechem.

Jesteś stylistą. Kochasz markowe rzeczy?

Kupuję ubrania, a nie „metki”. Lubię designerów, ale bez przesady. Cenię sobie wysoką jakość i zabawę konstrukcją.

Trzej najlepsi kreatorzy zdaniem Tomasza Jacykowa.

Ci, których nie można razem połączyć, czyli Vivienne Westwood, Jean Paul Gautlier i Alexander McQueen.

Masz ich ubrania?

Pojawiają się w mojej szafie.

Ile ostatnio wydałeś na modną rzecz?

Nie myślę o takich przykrych rzeczach (śmiech).

Masz dziurawe ręce?

Nie potrafię się powstrzymać. Oszczędności?

Żadnych.

Straszne. Co to będzie na starość?

Mówiłem już, zaczynam dojrzewać.

Lepiej późno niż wcale.

Nie jestem pazerny na pieniądze, nie jestem biznesmenem. Czasami odpuszczam, nie potrafię negocjować.

Nie chciałbyś opływać w luksusy? Samochody, apartamenty. Twoi koledzy po fachu nieźle się poustawiali…

Mnie naprawdę niewiele do szczęścia potrzeba.

Gdybyś miał milion dolarów, to…

…to jest tak mało pieniędzy, że bardzo szybko bym je „zaaranżował”! (śmiech)

Rola utrzymanka by Ci odpowiadała?

O nie! Nie można mnie kupić. Moja niezależność jest fundamentalna.

Za jaką cenę sprzedałbyś się zawodowo?

Czasami swoje usługi daję za darmo. Mam ten problem z moimi klientami, z którymi wchodzę w relacje prywatne, zaprzyjaźniam się. Pamiętam ich szafy i często „stylizuję” przez telefon. Ciężko jest wtedy wyegzekwować honorarium. (śmiech)

Porażka w stylizacji?

Dawno temu, początek lat 90. Wtedy inaczej wyglądały sesje zdjęciowe, nie można było obejrzeć zdjęć na komputerze w trakcie pracy, a fotograf nie miał Polaroidu. Kazałem włożyć modelce piękne, czarne, brokatowe rajstopy. Kiedy zobaczyłem to zdjęcie w katalogu firmy odzieżowej, to nogą się przeżegnałem – wyglądało to jakby czarna rajstopa pokryta była pyłem. Koszmar. Wynikało to z mojej niewiedzy. Teraz to się nie zdarza.

Odmówiłeś stylizowania kogoś?

Tak, ale nie będę wymieniał nazwisk. Tajemnica zawodowa.

Często powtarzasz, że jesteś próżny jak bęben.

Bo jestem. Z jednej strony nie mam ochoty na wywiady, a z drugiej to właśnie próżność popycha mnie do tego, żeby siedzieć tu z Tobą na kanapie i klepać farmazony.

Lubisz błyszczeć?

Lubię i wiem jak się ustawić do zdjęcia, żeby dobrze wyjść; wiem, który profil mam lepszy.

Jesteś królem życia?

Od urodzenia jestem książątkiem… (śmiech)

Źródło artykułu:WP Kobieta