Seksualne niewolnice z Korei
Hwang Kum-Ja urodziła się w 1924 roku w Korei. Kiedy skończyła 16 lat, została seksualną niewolnicą. Japońscy wojskowi regularnie ją wykorzystywali i gwałcili. Po wojnie wróciła do swojego kraju.
28.01.2014 | aktual.: 29.01.2014 09:30
Hwang Kum-Ja urodziła się w 1924 roku w Korei. Kiedy skończyła 16 lat, została seksualną niewolnicą. Japońscy wojskowi regularnie ją wykorzystywali i gwałcili. Po wojnie wróciła do swojego kraju. Do końca swoich dni żyła samotnie, zmuszona do zarabiania na życie jako zbieraczka śmieci. Umarła samotnie w wieku 90 lat. Nigdy nie doczekała się przeprosin.
Niestety historia Hwang nie jest odosobniona. Szacuje się, że w okresie od 1910 do 1945 roku, w czasie kolonializmu japońskiego, nawet 200 tys. kobiet, głównie Koreanek, było zmuszanych do prostytucji.
Jedną z nich była Gil Wonk-ok. Kobieta myślała, że wyjeżdża do Chin, żeby pracować w fabryce. Tymczasem znalazła się w wojskowym „domu pocieszeń” w północnych chinach. Miała wtedy zaledwie 15 lat. Gdy zachorowała na syfilis, wycięto jej macicę. Nigdy nie wyszła za mąż.
Podobnie tę pracę wspominała Li Ok-seon. Na skutek nieustannych uderzeń w głowę prawie straciła słuch. Pokaleczono jej całe ciało, wybito jej zęby. Tylko dlatego, że nie chciała zadowalać japońskich żołnierzy. Zdarzało się zresztą, że „oporne” dziewczęta kłuto bagnetami lub samurajskimi mieczami.
Wu Hsiu-Mei musiała „obsłużyć” 20 japońskich żołnierzy dziennie. Kiedy zaszła w ciążę, zmuszono ją do aborcji. Stała się bezpłodna. Po wojnie nie potrafiła ułożyć sobie życia. Jej dwa kolejne małżeństwa rozpadły się.
Ostatni świadkowie
Ofiary tej okropnej zbrodni powoli odchodzą z tego świata. Szacuje się, że z 200 tysięcy zostało ich już tylko 55. Nadal jednak nie mogą doczekać się sprawiedliwości.
Od lat ofiary zbrodni wojennych domagają się przeprosin i odszkodowania od japońskich władz. Japonia niby przeprasza, jednak wciąż pojawiają się kontrowersje. Jakiś czas temu młody polityk, burmistrz Osaki, jedną wypowiedzią oburzył całą wschodnią Azję:
- To było niezbędne, aby utrzymać dyscyplinę - powiedział Toru Hashimoto o setkach tysięcy kobiet zmuszanych podczas II wojny światowej do świadczenia usług seksualnych. - Żołnierze, którzy ryzykowali życie wśród gradu pocisków, musieli odpocząć. System "pań do towarzystwa" był niezbędny. To jasne dla każdego - dodał.
Wiele osób krytykowało ostre słowa Hashimoto. Niestety podobne zdanie na temat seksualnego niewolnictwa można było usłyszeć także z ust Shinzo Abe, premiera konserwatywnego japońskiego rządu. Postuluje on zaostrzenie polityki historycznej. Nie zamierza robić pojednawczych gestów względem poszkodowanych podczas wojny sąsiadów. Co prawda przyznaje, że problem „pań od towarzystwa” istniał, ale zaprzeczał, by były do czegokolwiek zmuszane.
Dopiero po jakimś czasie, wobec rosnących napięć z Chinami i Koreą Południową, nieco złagodzono ton. Rząd przyznał, że kobiety zmuszane do seksu doświadczały niewyobrażalnego bólu, a obecny gabinet przyjmuje takie samo stanowisko, jak poprzednicy.
Oceniane
W Europie dużo mówi się o zbrodniach wojennych, wiele środowisk domaga się sprawiedliwości. Seksualne niewolnice z Korei wciąż jednak nie mogą doczekać się jakiejkolwiek rekompensaty ze strony władz. W dodatku wciąż wiele osób wątpi w ich uczciwość.
Po śmierci 90-letniej Hwang Kum-Ja szef wielkiej japońskiej platformy medialnej NHK, Katsuto Momii, zwołał konferencję prasową. Stwierdził, że wykorzystywanie seksualne kobiet jest normalne podczas każdej wojny. Traktowanie Koreanek było złe – ale tylko ze współczesnego punktu widzenia i w świetle współczesnych obyczajów.
Takie oświadczenie wywołało oburzenie władz Korei Południowej. Zażądano dymisji Momii. W wyniku presji społecznej prezes NHK przeprosił za swoja wypowiedź. Stwierdził, że to jego własne poglądy i nie powinien ich wygłaszać publicznie.
Koreańskie seksualne niewolnice nie dostały dotychczas żadnego odszkodowania od japońskiego rządu. Teraz ostatnie z nich odchodzą z tego świata.
(sr/mtr), kobieta.wp.pl