Seksualni manipulatorzy
W relacjach, w których jedno z partnerów ma duże potrzeby seksualne, a drugie stara się z tego „korzystać”, może dochodzić do sytuacji, gdzie partnerzy poza seksem nie bardzo potrafią sobie coś innego zaproponować, bo seks stał się główną wartością i spoiwem danej relacji – o manipulacji cielesnością rozmawiamy z ekspertem EksMagazynu – Danielem Cysarzem.
17.10.2014 | aktual.: 11.12.2014 15:16
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W relacjach, w których jedno z partnerów ma duże potrzeby seksualne, a drugie stara się z tego „korzystać”, może dochodzić do sytuacji, gdzie partnerzy poza seksem nie bardzo potrafią sobie coś innego zaproponować, bo seks stał się główną wartością i spoiwem danej relacji – o manipulacji cielesnością rozmawiamy z ekspertem EksMagazynu – Danielem Cysarzem.
Często w związkach zdarza się tak, że seks jest „kartą przetargową”?
Daniel Cysarz, terapeuta i seksuolog kliniczny: Zaspokajanie popędu seksualnego jest jedną z podstawowych potrzeb każdego z nas. Ale czy uprawiamy seks tylko po to, by zaspokoić popęd? Okazuje się, że seks bardzo często jest jedynie narzędziem do zaspokajania swoich poza seksualnych celów. Kontakt seksualny może spełniać funkcje biologiczne, psychologiczne i społeczne. Jednak, według kryteriów klinicznych, aby mógł wpisywać się w tzw. normę, powinien spełniać przynajmniej dwie z trzech wymienionych funkcji.
Pewne ryzyko manipulacji pojawia się wtedy, gdy każde z partnerów potrzebuje seksu, by zaspokoić potrzeby z innego poziomu. W tym kontekście dość typowym schematem jest np. biologiczno-społeczna motywacje jednego i psychologiczno-społeczna drugiego z partnerów. Na przykład, on chce rozładować popęd seksualny i poczuć się sprawnym samcem alfa, a ona chce poczuć się kochana i bezpieczna oraz spełnić jego oczekiwania. Co charakterystyczne, często odbywa się to na poziomie nieświadomym. A bazą takiego postępowania może być przekaz społeczny i wzorce wyniesione z domu.
Co się dzieje w relacji, kiedy kobieta decyduje, że seks będzie „nagrodą” za coś dla jej partnera?
Taka kobieta prawdopodobnie powiela schemat, który obserwowała w swoim domu. Gdzie np. mama nagradzała starania ojca większą czułością i seksem. Bez względu na to, czy ten schemat się sprawdzał czy też nie. Postępując w ten sposób, często nieświadomie uprzedmiotawia swoje ciało, które staje się towarem wymiennym za inne dobra. Można powiedzieć, że płaci seksem za zaspokajanie swoich innych ważnych potrzeb.
Do takiej formy uprzedmiotowienia swojego ciała dochodzi często u osób, które postrzegają swoją seksualność, jako swoją główną wartość w oczach partnera. W takim układzie często zdarza się, że kobieta, zaspakajając potrzeby seksualne partnera, może działać wbrew biologii i swoim potrzebom. Mówiąc brutalnie, czasem może dawać się nadużywać partnerowi.
Kiedy najczęściej używa się tego typu „miłosnej manipulacji”?
Może tak dziać się w związkach, które zaczynają się od seksu i później bazują na nim. Szczególnie w relacjach, w których jedno z partnerów ma duże potrzeby seksualne, a drugie stara się z tego „korzystać”.
Układ, który na początku był jasny i gratyfikujący dla obydwojga partnerów, może przerodzić się w sytuację, gdzie partnerzy poza seksem nie bardzo potrafią sobie coś innego zaproponować, bo seks stał się główną wartością i spoiwem danej relacji.
Jakie są konsekwencje takiego postępowania dla strony „nagradzającej” i „nagradzanej”?
W relacjach, gdzie seks ma być „nagrodą” dla jednej ze stron, niestety dla drugiej z czasem może okazać się karą. Bo traktowanie seksu jako formy gratyfikacji dla partnera może wiązać się z ryzykiem, że będzie się ten seks uprawiało, nie mając na niego ochoty. A to już prosta droga do tego, żeby stracić przyjemność ze współżycia.
W takich relacjach z czasem mogą pojawić się nawet zaburzenia seksualne np.: u niej brak ochoty na seks, a u niego - problemy z erekcją.
Seksualność powinna być wypadkową relacji i pewnym barometrem zażyłości i uczuć w danym związku. Seks traktowany jako narzędzie, pozbawiony obustronnej chemii i spontaniczności, może z czasem zamierać.
A jak to działa w drugą stronę? Mężczyźni również używają „seksualnego szantażu” w relacjach z kobietami?
Coraz częściej trafiają do mojego gabinetu pary, w których to mężczyźni odmawiają kontaktów seksualnych. Opisują swoje partnerki jako dominujące i bardzo wymagające, czują się przy nich słabsi i „wykastrowani” w swoim męstwie i poczuciu sprawstwa. Przy silnej i autonomicznej kobiecie, seksualność tych mężczyzn staje się z czasem jedynym obszarem, którym oni sami mogą zarządzać, często wyrażając tym złość i bierną agresję wobec swojej partnerki.
Co chcą przez to osiągnąć?
Dla nich seks często okazuje się jedyną dostępną formą służącą do tego, aby postawić granice w związku. Taki mężczyzna, potrzebujący zainteresowania, wsparcia i docenienia, odmawiając seksu, pogłębia jeszcze bardziej swoje poczucie bycia słabym i niesprawnym, co jedynie wzmaga frustrację jego niezaspokojonej partnerki. W tym kontekście, gdy sprawny seksualnie mężczyzna nie chce uprawiać seksu z partnerką, nieświadomie wysyła do niej komunikat: „Nie czuję się wystarczająco dobry, aby zaspokoić twoje potrzeby”.
Często jednak komunikat ten bywa mylnie interpretowany przez partnerkę, która, zamiast wzmacniać męskie ego partnera, czuje się nieatrakcyjna i niekochana, co sprawia, że wylewa na niego swoją frustrację i złość. To jedynie nasila problem, aż do czasu, kiedy te potrzeby w końcu zostaną nazwane wprost.
Kiedy rzeczywiście seks staje się zapłatą, nagrodą lub koronnym argumentem w związku, to czy taki związek ma jakąś przyszłość?
Można stwierdzić, że gdy tak się dzieje, to może świadczyć o tym, że partnerzy w ten sposób uciekają od rozwiązania innych ważnych problemów w relacji, upatrując w seksie remedium na całe zło. Oczywiście, okazuje się, że sam seks nie ma takiej mocy sprawczej. Jeśli partnerzy nie zadbają o relację w różnych jej wymiarach, to sam seks nie wystarczy aby utrzymać związek. W takich relacjach mawia się, że „seks umiera ostatni”. Jednak często „śmierć seksu” oznacza bardzo często również „śmierć związku”.
Jak naprawić taką sytuację?
Warto zastanowić się, jaką funkcję seks ma w moim związku. Aby to sprawdzić, często zalecam parom ćwiczenie nazywane przekornie miesiącem miodowym. Jest to czas, w którym partnerzy umawiają się na to, że nie będą uprawiać seksu. Ta metoda często zdejmuje ze związku „piętno seksualności” i dopiero wtedy można zobaczyć, jakie ważne potrzeby każdego z partnerów się pod tym kryją, np. u facetów „muszę uprawiać seks, żeby spełniać oczekiwania i czuć się ważnym”, a u kobiet – „muszę uprawiać seks, żeby czuć się kochaną, czuć się bezpiecznie”. Często zapominamy o tym, że podstawowym warunkiem satysfakcjonującego zbliżenia dwojga osób jest obustronna ochota na seks, która wypływa z ciała, a nie wyrachowanej kalkulacji umysłu. Wskazówką do tego, w jaki sposób można odbarczyć seks z roli narzędzia wpływu i manipulacji wydaje się być brutalne w swej prostocie przysłowie: „Bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz”.
www.eksmagazyn.pl/Rozmawiała: Karina Maciorowska