Shifra jest Polką. Od lat należy do chasydzkiej społeczności
Shifra Scheinman Crawford ma 33 lata. Miała 19, kiedy zaaranżowano jej małżeństwo z chasydem - ultraortodoksyjnym Żydem. Po publikacji kontrowersyjnej autobiografii Deborah Feldman wielu wyrobiło sobie negatywne zdanie o tej społeczności. Shifra przedstawia nam ją ze swojego punktu widzenia. Nie czuje się nieszczęśliwa ani więziona. Wręcz przeciwnie.
Karolina Błaszkiewicz, WP Kobieta: Czytała pani "Unorthodox" Deborah, która opisała swoje życie wśród nowojorskich chasydów?
Shifra Scheinman Crawford: Przeczytałam ją po wypowiedzi mojej szwagierki, która stwierdziła, że Deborah opisuje żydowskie życie w bardzo negatywny sposób. Na pewno jest to spowodowane jakimiś traumami z dzieciństwa, a ona nie miała łatwo…
A jak to wyglądało u pani?
Moje życie, moja droga, stoją w opozycji do życia Deborah. Ona stała się osobą świecką, a ja z osoby świeckiej stałam się religijną. Zawsze wiedziałam, że mam żydowskie pochodzenie. Po wojnie i w czasie komunizmu religia nie była najważniejsza. W mojej rodzinie też nie była szczególnie mocno zaznaczana. Ale to, co za nią idzie, te zasady, które ułatwiają życie, organizują porządek dnia, tak. Poza tym nigdy do końca nie czułam się dobrze w miejscu, w którym byłam. Kocham Polskę, ale zawsze towarzyszył mi pewien dyskomfort, który zaczął objawiać się już w szkole podstawowej.
Zobacz też: Znane aktorki nagłaśniają problem pracy przymusowej. Mówią też o nadużyciach w swoim środowisku
Co to znaczy?
Miałam ciemne kręcone włosy, co było obiektem drwin. Koledzy rzucali w nie rzepy i potem musiałam je z tych włosów wyplątywać. Miałam rodzinę za granicą, ciocię w Izraelu, którą odwiedzałam, kiedy byłam już trochę starsza. I tam nie miałam kompleksów, ludzie byli bardziej uśmiechnięci, fizycznie czułam się też bardziej dopasowana do ogółu. Kiedy skończyłam liceum, stwierdziłam, że chcę tam zamieszkać. Do tego naturalnie wciągnęłam się w judaizm, kierowana tęsknotą za zasadami, jakie wprowadza religia. Poczułam porządek w swoim życiu.
Wcześniej starałam się jeść koszernie, w moim przypadku było to jedzenie ryb i warzyw, bo w Polsce wcale nie jest o to łatwo. Chodziłam również na spotkania z rabinem w Krakowie w ciągu roku szkolnego i tak wgłębiałam się w swoje życie religijne.
Czy to prawda, że w żydowskich społecznościach aranżuje się małżeństwa?
Tak, rodzina przyszłej panny młodej albo pana młodego patrzy na jej / jego pochodzenie i status. Na przykład potomkowie rabinów biorą śluby z osobami z takiej samej rodziny. Znalezienie odpowiedniej kandydatki czy kandydata wiąże się z dużą presją. To jest zupełnie inne podejście niż to, które mają nie-Żydzi, którzy sami znajdują partnera. Co jest ciekawe, zauważyłam, że rzadko dochodzi do rozwodów w chasydzkim świecie – porównując liczby w świecie świeckim czy nieżydowskim.
Miałam 19 lat, kiedy się zaręczyłam. Małżeństwa w religijnych żydowskich społecznościach zawiera się w dość młodym wieku. Męża, który pochodzi z USA, poznałam przez wspólnych znajomych i po kilku spotkaniach stwierdziliśmy, że obojgu nam to pasuje, że chcemy wziąć ślub. Jesteśmy razem już od 12 lat. Mój mąż jest wspaniałym człowiekiem i mamy cudowne dzieci. Kocham ich i jestem szczęśliwa. Uważam, że mi się udało.
Chciałabym dodać, że nikt nikogo nie zmusza do małżeństwa. To prawda, że aranżuje się spotkania, ale kandydat czy kandydatka może powiedzieć: "nie, nie czuję się komfortowo, chcę poznać kogoś innego". Jest też wiele osób, które mówią rodzinie, że nie są gotowe na ślub i wolą poczekać.
Pani wybrała małżeństwo. Dziś razem z mężem mieszkacie w USA.
Najpierw mieszkaliśmy 4 lata w Izraelu, ale kiedy rodzice męża zmarli – w ciągu 2 lat od naszego ślubu – on stwierdził, że chciałby być bliżej rodziny i to też byłoby lepsze dla naszych dzieci. Także po 4 latach przeprowadziliśmy się do Stanów, mieszkamy w Monsey, w stanie Nowy Jork. Jest to taka żydowska enklawa – są tu wyłącznie żydowskie sklepy, przychodnie itd.
Mamy dwie córki. Starsza skończy 10 lat we wrześniu i chodzi do prywatnej chasydzkiej szkoły, gdzie pierwszym językiem jest jidysz. Później, w wieku 6 lat, dzieci zaczynają uczyć się angielskiego. Dzień w szkole jest dzielony na dwie części. Pierwsza to nauka zwykłych przedmiotów takich jak matematyka czy angielski, a druga jest religijna, czyli nauka Tory. Dzieci uczą się jeszcze podstawowych umiejętności ułatwiających życie. Zanim zajęłam się działalnością artystyczną, uczyłam gotować chłopców w wieku 4-5 lat. A dziewczyny po liceum potrafią szyć i przerabiać ubrania.
A czy są jakieś stereotypy dotyczące Żydów, które panią denerwują?
Chyba żadne. Ja mam dystans do swojego życia. Kto myśli stereotypowo, nie zmieni zdania i zawsze będzie uprzedzony. Doszłam do wniosku, że czasami warto odpuścić i ignorować, niż dyskutować z taką osobą czy próbować zmieniać jej poglądy na siłę. Generalnie nie lubię dyskutować z osobami, które nie tolerują inności.
W Polsce różnie z tym bywa…
Mimo mojej miłości do Polski – kocham tam wszystko, nawet to jak ludzie dbają o mieszkania, jak są gościnni – to w tej miłości wygrywa zdrowy rozsądek. Zawsze martwię się o męża, gdy chodzi tam w swoim "żydowskim uniformie". On za to się nie denerwuje. Jest bardzo zdolny, zna język i kiedy idzie ulicą i ktoś coś do niego mówi, to nie zwraca na to uwagi. Ale kiedy ja idę z nim i słyszę piąty komentarz z rzędu, to taki spacer traci swój urok.
Żydówki zakrywają głowę po zamążpójściu. Metodą zakrycia włosów, którą ja wybrałam, jest chusta. Nie czuję się komfortowo, nosząc perukę. Ostatni raz byłam w Polsce latem 3 lata temu i czułam na sobie spojrzenia – dlaczego noszę coś na głowie, skoro jest tak ciepło. Bywam też mylona z muzułmanką. To mi w ogóle nie przeszkadza, ale gdy budzi się zbyt dużą uwagę przechodniów, zatraca się prywatność. W Stanach mogę być w 100 proc. sobą i dlatego tu mieszkam, a Polskę wybieram jako kraj do odwiedzin.
Czuje pani wsparcie kobiet na co dzień?
Tak, oczywiście. Życie w społeczności to jest jedno wielkie wsparcie. Cokolwiek by się nie działo w życiu, wiem, że mogę liczyć na swoją społeczność. 2 lata temu miałam problemy z nerkami i trafiłam na 6 dni do szpitala. Moja młodsza córka miała wtedy kilka miesięcy, więc zajęła się nią sąsiadka, a mąż odbierał ją po pracy. Nie musiał brać wolnego. Sąsiedzi i rodzina zapewniali moim bliskim pożywienie. Zawsze dostawali ciepłą kolację. W ogóle jest taka tradycja, że kiedy kobieta urodzi dziecko, sąsiedzi i rodzina przynoszą posiłki, żeby nie musiała się martwić gotowaniem i odpocząć. Uważam, że to piękne.
Wydaje mi się też, że kobiety w społeczności żydowskiej są bardzo szczęśliwe. Są świetnie zorganizowane, zawsze zadbane i dumne. Inspiruje mnie to w pracy artystycznej, gdy maluję judaiki. Uwielbiam patrzeć na pięknych ludzi i myślę, że tacy mnie otaczają. Kobiety żydowskie świetnie godzą również karierę zawodową z życiem rodzinnym. Generalnie to bardzo pogodne i gościnne osoby.
A jak wychowują dzieci?
Dzieci w środowisku chasydzkim nie mają dostępu do internetu. Internet jest dopuszczalny w domach, w których ktoś prowadzi biznes i jest mu on niezbędny do pracy. Kojarzy mi się to z moim dzieciństwem. Wychowywałam się w latach 90. Jestem rocznik 88'. Cały dzień do kolacji biegało się na zewnątrz. Tu jest podobnie. Uwielbiam patrzeć na dziewczynki, jak skaczą na skakance i grają w gumę.
Pani córki mają kontakt z Polską?
Moje córki, zwłaszcza starsza, rozmawiają prawie codziennie z moimi rodzicami. Uwielbiają jeździć do Polski. Właśnie ta starsza świetnie czuje się w Krakowie, bo to duże miasto, inaczej niż nasza miejscowość. Lubi chodzić w tłumie, mówi, że ją to uspokaja. A dziś poprosiła mnie, żebym ugotowała na kolację zupę ogórkową.
Proszę powiedzieć, co się mówi o Polakach w pani społeczności?
Tyle że każdy albo prawie każdy z aszkenazyjskich Żydów miał przodków z Polski. Wiem, że wielu ludzi w latach 80., kiedy za chlebem przyjeżdżało tu sporo Polaków, miało polskie panie sprzątające albo nianie. Kiedyś przy wspólnej pesachowej kolacji mówiłam córce, żeby nie biegała za szybko. Córka rabina z dynastii Satmar odpowiedziała mi wtedy: "Nie przejmuj się, jest dużo miejsca, może biegać". Płynną polszczyzną. Okazało się, że jej ukochana niania pochodziła z Polski i do tej pory mają kontakt.
Ludzie ze społeczności w Monsey, kiedy robią remonty czy się budują, wolą też zatrudniać fachowców-Polaków. Uważają, że robią to szybciej niż ktoś z innego kraju. Wielu chasydów powtarza z kolei, że Polska to piękny kraj, a wiedzą to, bo odwiedzają tam groby cadyków.
Chasydzi mają sentyment do Polski, znają ją z opowieści dziadków, pradziadków. Dobrze myślą o naszym kraju. Nigdy nie czułam wstydu z powodu swojego pochodzenia. Nie ukrywam go. Chasydzi mają na pewno inne, mniej wesołe podejście do Niemiec…
Tęskni pani za Polską?
Kocham Polskę, ale trochę się jej boję. Pewnie przez to, że jestem wrażliwą osobą. A jeżeli ktoś chce poznać chasydów, czy generalnie Żydów, również z Polski, zawsze może znaleźć ich na Instagramie i dowiedzieć się więcej o ich życiu. Warto!