Shoemania, czyli mit wysokiego obcasa
Jeśli ktoś przyjeżdża do NYC z myślą, że wie wszystko o butach Nowojorczyków, bo oglądał Manolos Carrie przez parę odcinków „Seksu w Wielkim Mieście” – myli się.
18.12.2007 | aktual.: 26.06.2010 15:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeśli ktoś przyjeżdża do NYC z myślą, że wie wszystko o butach Nowojorczyków, bo oglądał Manolos Carrie przez parę odcinków „Seksu w Wielkim Mieście” – myli się.
Niektórzy mówią, że but określa świadomość – przyglądając się obutym stopom wielkich metropolii – może się okazać, że mają rację.
Siedzimy koło siebie: on ma na sobie białe Paule Smithy, ja mam na sobie białe Conversy. Umówmy się: ani moje, ani jego białe buty nie są białe... Czy pochodzimy z różnych klas? Zakodowana wiadomość mówi raczej: on jest z Londynu, ja – z Nowego Jorku...
Deszczowa piosenka, deszczowe czółenka...
Nowojorczycy wydają się być pogodoodporni – można odnieść takie wrażenie, kiedy spojrzy się na tych wszystkich ludzi, który przy 8 stopniach noszą t-shirty lub na tych, którzy noszą puchówkę przy 30... Chyba największe wrażenie jednak robi szaleństwo obuwnicze.
W listopadzie, przed Rockefeller Plaza spotykam Rosalię, która wyprowadza swojego psa. Jest pogoda na prochowiec i okulary przeciwsłoneczne, jednak Rosa ma na sobie drogie futro – bardzo długie, otula się nim jak płaszczem kąpielowym – czapkę i... japonki na gołe stopy (zwane tu flip-flops). Takie same butki za 3 $ ma moja sąsiadka, z którą spotykamy się w drodze do pralni. Siąpi deszcz, ja otuliłam się szczelnie szalem, ale Amy ma na sobie dres i japonki. Plastikowe podeszwy nic nie robią sobie z kałuży... Wokoło mijają nas dziewczyny w kolorowych wellingtonach, czyli gumiakach. Widziałyśmy już z Amy kratkę Burberry, motyw flower-power, ale najmodniejsze są kropki. Gumiaki wykwitają zawsze, gdy pojawia się choć kropla deszczu i są chyba najbardziej kolorowym motywem nowojorskiego ubioru – który zazwyczaj jest znoszony i szarobury.
ZOBACZ TEŻ
Wieelkie booty
Nowojorczanki noszą jednak wellingtony również wtedy, gdy nie pada – w końcu jest to model „boots” który najbardziej im odpowiada. Boots to odrębny rozdział nowojorskiej butologii – wielkie kozaki, kowbojki, kawalierki – to to, co najbardziej odpowiada amerykańskim dziewczynom. I chłopakom – to oni na wzór mieszkańców East Village z lat ’70 i kowboi – wciągają wysokie buty na spodnie...
Kowbojki obciachem? Nie w Nowym Jorku! Im bardziej znoszone i vintage – tym lepsze (to NOWE buty są w NOWYM Jorku lekkim obciachem...). Do podkolanówek i szortów, do spódniczki, na dresik – taki but zawsze ma charakter. Czy nosząc vintage shoes przejmujesz również część duszy właściciela/ki? To nowojorska tajemnica, lecz podejrzewam, że wszyscy współcześni, zapracowani nowojorczycy uwielbiają vintage dlatego, że czerpią z nich Manę kolorowych i beztroskich włascicieli ubiorów z lat ’60, ’70 i ’80, kiedy – jak powiedziała mi była hipsterka Dianne (teraz bardzo szanowana właścicielka sklepu z biżuterią, kochająca się w patafizyce) – to były lata prawdziwej zabawy: 24h na dobę czystego teatru. „Wtedy nie nosiło się ubrań – nosiło się kostiumy...”
Stopa na Manhattanie
Kluczowym pojęciem dla Nowojorczyków jest „wygoda”. Możesz całe życie czuć się niewygodnie ze swą duszą – jak chce Woody Alllen i tysiące nowojorczyków którzy regularnie leżą na kozetce u swojego psychoanalityka – lecz twoje ciało powinno dostać to, co najlepsze.
Dlatego też chyba nigdzie poza Manhattanem nie widziałam tak brzydkich butów, które już na pierwszy rzut oka komunikowały: „stopa czuje się w nas jak w Niebie”. So forget Manolos na co dzień! Chcecie zobaczyć kobiety w szpilkach - jedźcie do Rzymu, Paryża, Warszawy – to tam katuje się stopę w imię elegancji. Tu nawet sekretarka w szacownej firmie może mieć na nogach Crocsy (oczywiście kolorystycznie dopasowane do ubrania!) – bo wszyscy rozumieją tę szczególną zasadę przyjemności...
Conversacja
Idealnym wcieleniem zasady przyjemności dla młodego nowojorczyka są Conversy. Trudno się dziwić – lubiła je Nirvana, lubi je Kate Moss. Kultowe amerykańskie trampki noszą się do wszystkiego, przez praktycznie cały rok i długo: złota zasada brzmi, ze Conversy nosisz dopóty, dopóki podeszwa nie zostanie ci na ulicy.
Takie trampki najczęściej można zauważyć na nogach nowojorczyków – na pół rozpadające się, nie prane, dopełnione fryzurą za 600 $... We wszystkich możliwych kolorach i wzorach.
ZOBACZ TEŻ
* LONG LIVE - VINTAGE!*
Najmodniejsze są – tak jak w Warszawie – Chuck Taylor All Star śnieżnobiałe. Jednak o ile stołeczni styliści smarują je chyba pastą do zębów, żeby pozostały nieskalane – biały Converse nowojorczyka nosi mapę wszystkich wycieczek swojego właściciela lub właścicielki: błotko przy Tompkin’s, keczup i trochę lepkiego piwa z nocnej wyprawy do tajnego kina na tyłach pizzerii i ślady farby po instalacji artystycznej, w którą wdepnęłam przypadkiem w zeszłym tygodniu...
Ups! Czyżbym opisywała własne buty? Chyba i ja przeszłam conversję – chyba przed przyjazdem do Polski musze trampki zabrać na spacer do pralni...
Fenomen gołej stopy na Christmas
„Zauważyłaś? Tu jest tak dziwnie w zimie...” – mówi Ania, fotograficzka dzieląca swój czas pomiędzy Polskę, z której pochodzi, Czechy, w których studiuje i Nowy Jork, gdzie mieszka. Idziemy do kina na film o Yves Saint Laurencie i rozglądamy się po ulicach Midtown.
„Nauczyłam się tu nosić czapkę, czego nigdy nie robiłam w Polsce - pomimo siarczystych polskich mrozów. Ale to uczucie, że w NYC cały czas ci ciepło w nogi... To fenomen.” Faktycznie – Ania ma rację – stąd właśnie japonki i futro Rosalii, czy Conversy noszone do puchówek...
„Poczekaj – grozi mi Ania – to jeszcze nic. Jeszcze zobaczę cię w japonkach – edycji świątecznej - noszonych do płaszcza i rękawiczek. Przecież to musi być boskie!” Hm... gdyby miały pomponik z reniferem? Czemu nie?
Specjalnie dla serwisu Kobieta.wp.pl nasza korespondentka Agnieszka Kozak opowiada o urokach życia w Nowym Jorku!
ZOBACZ TEŻ