Skinny-shaming przybiera na sile. "Dlaczego kobiety uważają, że to jest ok?"
10.05.2021 15:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Bodyshaming dotyka także osób (zbyt) szczupłych" – napisała kilka dni temu na swoim instagramowym profilu Joanna Koroniewska. Okazuje się, że coraz więcej kobiet noszących mały rozmiar skarży się na wyzwiska i nieprzychylne komentarze związane z wyglądem. - Nieustannie ktoś mi mówi, że powinnam jeść, powinnam przytyć, bo wyglądam jak kościotrup – mówi jedna z nich w rozmowie z WP Kobieta.
"Szczupłość, a czasem chudość niektórym kojarzy się z chorobami. Oskarżanie mnie o anoreksję jest już na porządku dziennym. Miałam nawet taką dyskusję (do znalezienia w komentarzach) z osobą, która sama mając dziecko, zarzucała mi tę śmiertelną chorobę" – to także słowa Joanny Koroniewskiej, aktorki prowadzącej zdrowy tryb życia, kochającej sport, wykorzystującej media społecznościowe do pokazywania kobietom, że nie ma ciał i twarzy idealnych.
Mocne głosy sprzeciwu
Osób publicznych, które zdecydowały się podjąć temat skinny-shamingu, czyli zawstydzania, poniżania i obrażania bardzo szczupłych i szczupłych osób, jest więcej. Ostatnio głos w tej sprawie zabrała Justyna Przygońska - współzałożycielka marki The Odder Side. Na swoim instagramowym profilu wyznała:
"Przeczytałam, że jestem anorektyczką, że jestem chora, obrzydliwa itd. (…). To jest bodyshaming. Chciałabym, żeby moje córki żyły w innym świecie. Dlaczego takie komentarze mają miejsce? Dlaczego kobiety uważają, że to jest ok, żeby pisać takie rzeczy innym kobietom. Gdybym nie kochała swojego ciała, nie dbała o nie i nie czuła się ze sobą dobrze, takie komentarze pewnie bardzo by mnie bolały".
Dwa lata temu na szczery post zdecydowała się Joanna Osyda. Aktorka znana m.in. z takich produkcji jak "Majka", "Czas honoru" czy "Pitbull. Ostatni pies" napisała:
"W ostatnim czasie dostałam tyle rad na temat tego, jak powinnam wyglądać, co jeść i ile. Usłyszałam też mnóstwo komentarzy na przywitanie, przejściu i wyjściu, że jestem za chuda, że nic nie jem, a po przejściu ostrego zatrucia pokarmowego, że 'więcej mam nie chudnąć' (jakby to był mój upragniony i zamierzony cel). I mam tego dość" - podkreśliła.
Historie kobiet
Osyda otrzymała nie tylko słowa wsparcia, ale usłyszała także wiele historii od kobiet, które, zmagając się z kompleksami dotyczącymi chudego ciała, wciąż słyszą, że powinny zacząć wreszcie "normalnie" jeść. W rozmowie z dziennikarką WP Klaudią Stabach opowiedziała o dziewczynie, która marzyła, by dostać się do szkoły policyjnej. Była przekonana, że niska waga ją zdyskwalifikuje, więc podjęła dość drastyczne kroki.
"Jadła krupnik w takich ilościach, że przytyła w ciągu miesiąca 10 kilogramów, ale rozwaliła sobie tym niestety parę narządów wewnętrznych i się do tej szkoły policyjnej nie dostała, więc to zrujnowało jej życie na jakiś czas" - zdradziła aktorka.
Pod wspomnianymi postami pojawiły się oczywiście komentarze, których autorzy podkreślali, że osoby publiczne muszą być gotowe na oceny. Jednak wystarczyło zadać pytania o skinny-shaming na kilku kobiecych forach, by przekonać się, że rozpoznawalność lub jej brak nie mają tu nic do rzeczy.
- Niektórzy potrafią mi powiedzieć, że na pewno się głodzę. Nieustannie ktoś mi mówi, że powinnam jeść, powinnam przytyć, bo wyglądam jak kościotrup. Badania wychodzą mi wzorowo i na nic nie choruję. Lekarz powiedział, że widocznie mam dobrą przemianę materii i taki mój urok – mówi w rozmowie z WP Kobieta 21-letnia Jessica z Warszawy.
Moja rozmówczyni przyznaje, że w czasach gimnazjum nie czuła się najlepiej w swoim ciele. - Byłam trochę pulchna. Pamiętam jak na bal gimnazjalny kupowałam sukienkę w rozmiarze L. Nie było tego po mnie widać, ponieważ jestem wysoka (175 cm), ale czułam się niekomfortowo – wspomina.
Wszystko zmieniło się, gdy Jessica poszła do technikum, miała dużo więcej ruchu i zaczęła ćwiczyć. Waga spadła, samopoczucie znacznie się poprawiło, za to zaczęły pojawiać się komentarze, że jest zdecydowanie za chuda. Chociaż urodziła zdrowego synka, czuje się dobrze w swoim ciele i ma świetne wyniki badań, uwagi innych po prostu ją irytują.
- Wciąż czuję się źle, gdy w towarzystwie, np. przy stole, ni stąd, ni zowąd pojawia się temat mojej wagi, a przy okazji debata czy jadłam, ile zjadłam i co dokładnie zjadłam. Zdarza się to dość często. Spotykam się też ze stereotypem, że skoro jestem szczupła, na pewno nie mam siły. "Nie podnoś tego, bo się złamiesz" – ten tekst słyszałam już kilka razy – relacjonuje.
Uwagi od "życzliwych"
Pani Milena komentarze padające pod jej adresem ocenia ostro i zdecydowanie. - To wstrętne – mówi. Chodzi m.in. o pytanie "Czy to w ogóle coś jesz", polecenia, by wreszcie przytyła oraz inwektywy typu "płaska deska".
Z wyzwiskami i wyśmiewaniem ze względu na sylwetkę miała do czynienia już w podstawówce. – Zawsze byłam najmniejsza, najchudsza, późno zaczęłam dojrzewać, więc większe dziewczyny zmówiły się i mnie dręczyły – wspomina.
W rozmowie z WP Kobieta zdradza, że do kuriozalnej sytuacji doszło przed jej własnym ślubem.
- Babcia wydzwaniała do mnie z radą, żebym przypadkiem nie kupiła sukienki z dekoltem, bo mam przecież wystające obojczyki i widoczne kości. Na złość kupiłam kreację z gorsetem i bez ramiączek – śmieje się pani Milena, która coraz częściej uwagi "życzliwych" puszcza mimo uszu.
- W ogóle z tym nie walczę. Ważne, że podobam się sobie i mojemu mężowi. Mama również mnie wspiera, zawsze mówi, że ładnie wyglądam. Ale ostatnio doszło do tego, że inni członkowie rodziny dzwonią do niej i dopytują, dlaczego jestem taka chuda - dodaje.
Psycholog i psychoterapeuta Katarzyna Kucewicz podkreśla, że, jak wskazują liczne badania, oceniania wyglądu uczymy się od maleńkości przez naśladownictwo. - To nawyk wymodelowany najczęściej przez rodziców, którzy porównują nas do innych dzieci: oceniają, czy wyglądamy lepiej, czy gorzej. Komentują także wygląd innych dorosłych - mówi.
- Dziecku trudno z tego wyrosnąć. Porównywanie się do innych staje się całkowicie naturalne. W naszej kulturze głównie od dziewczynek oczekuje się pewnej nieskazitelności wyglądu, a w konsekwencji wszelkie odstępstwa od normy krytykuje się i ocenia. U dorosłych, szczególnie w dobie internetu, ta tendencja eskaluje i zmierza w stronę hejtu i bodyshamingu – stwierdza ekspertka.
Jednocześnie uczula, że nieprzychylne komentarze mogą znacząco obniżyć samoocenę – szczególnie u osób, które nie do końca sobie ufają i same przywiązują dużą wagę do aparycji. Wówczas każdy krytyczny głos może być bardzo bolesny i trudny do zniesienia. W związku z tym, że w dzisiejszym świecie trudno całkowicie uniknąć takich ocen, Katarzyna Kucewicz radzi, by pracować nad poczuciem własnej wartości.
- My, psychoterapeuci, zawsze radzimy, żeby przede wszystkim wyłączyć swój negatywny głos wewnętrzny i spróbować zmieniać negatywne komunikaty na bardziej przyjazne. Monitorować poczynania swojego krytyka wewnętrznego i starać się mówić do siebie pełnym współczucia, przyjaznym głosem – podpowiada w rozmowie z WP Kobieta.
Psycholog zachęca również, żeby w ogóle nie skupiać się na wyglądzie: nie traktować go jako punkt odniesienia (na zasadzie: wczoraj wyglądałam ładnie, ale dzisiaj już nie), ponieważ zawsze będzie to deprecjonujące wobec samego siebie oraz innych.
- Poczujemy się lepiej z samym sobą, gdy przestaniemy używać podziałek ładne-brzydkie. Jeśli zaś mamy niską samoocenę, warto na początek przestać oceniać innych ludzi – nawet jeżeli coś bardzo nam się spodoba lub wręcz przeciwnie. Dobrze starać się patrzeć na świat neutralnie, żeby z czasem przestać nieustannie torpedować i oceniać samego siebie – podsumowuje psychoterapeutka.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl