Czy można powiedzieć grubej kobiecie, że jest gruba? Można, tylko po co
02.09.2020 20:06
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dyskusja dotycząca ciałopozytywności sprowokowana przez Anię Lewandowską zatacza szersze kręgi. Coraz więcej osób zastanawia się, czy wypada zwracać uwagę na tuszę innych ludzi. Dominika Gwit, Katarzyna Miller i Ula Chowaniec mówią, jak jest, a jak być powinno.
Kilka dni temu Anna Lewandowska opublikowała na Instagramie film, na którym tańczy ubrana w "fatsuit" – kostium składający się ze sztucznego brzucha, biustu i pośladków. Przez media przetoczyła się debata dotycząca stygmatyzacji osób grubych i intencji trenerki. Jak zwykle, zdania były podzielone. Jedni zachowania Lewandowskiej bronili, powołując się na dobre chęci i apelując o dystans, inni mówili, że zawiodła empatia, a zwyciężyły stereotypy. A gdzieniegdzie pojawiły się pytania, czy nie można już powiedzieć grubej osobie, że jest gruba.
Najpierw zastanawiam się, czy kiedykolwiek można było tak mówić. Bo że jakaś rzecz ma miejsce, niekoniecznie oznacza, że jest dobra czy choćby – akceptowana. Ale gdy do tematu grubości dołączymy temat akceptacji, tworzy się kombinacja, która uruchamia najpodlejsze ludzkie instynkty.
Prawdziwa troska czy trollowanie?
Wie coś o tym Dominika Gwit, której wahania wagi, dieta, aktywność fizyczna są przedmiotem komentarzy, odkąd aktorka pojawiła się w show-biznesie. A że o swoim ciele i relacji z nim zawsze mówiła otwarcie i z dużą szczerością, postanowiłam zapytać, jakie ma zdanie w tej kwestii. Czy można grubej osobie powiedzieć, że jest gruba? Gwit natychmiast odpowiada.
– Nawet osobie, z którą jesteśmy blisko, mamie czy przyjaciółce, nie powiedziałabym: "gruba jesteś" – zaznacza. – Jak się widzi, że ktoś przybrał na wadze, że coś jest nie tak, to można zapytać, czy coś się w twoim życiu zmieniło? A może zasugerować wizytę u lekarza, badania? Bo często przybieranie na wadze wynika z chorób, złych wyników badań, z niezdrowego trybu życia – mówi Gwit, ale natychmiast zaznacza, że osoby szczupłe też mogą prowadzić niezdrowy tryb życia.
– To nie jest tak, że osoby otyłe siedzą i jedzą fast foody. Nie na tym polega choroba, jaką jest otyłość i najczęściej nie stąd się bierze – podkreśla aktorka, która nieraz mówiła o chorobach autoimmunologicznych i innych schorzeniach związanych z metabolizmem, które odpowiedzialne są za jej fluktuację wagi.
Czy "gruba" to obraźliwe słowo?
Zastanawiam się, czy kobieta, która nieraz usłyszała, że jest gruba, uważa samo słowo za obraźliwe. – Zależy, w jaki sposób i w jakim kontekście się go używa. Słowo samo w sobie nie jest obraźliwe. Ja jestem gruba i mówiąc to, nie obrażam siebie. Ale jak ktoś powie do mnie: "ty jesteś gruba i nie masz prawa wychodzić z domu ani się światu pokazywać", to już jest obraźliwe. Tu ważny jest kontekst – tłumaczy.
O kontekście i intencji osoby, która wypowiada komunikat, ale też o absurdalnej potrzebie stwierdzania oczywistości, mówi też Katarzyna Miller. – Można mi powiedzieć, że jestem gruba. Ale ja to już wiem, więc nie będzie to odkrywcze – podkreśla psycholożka. – Z grubością jest jak z każdą inną cechą. Chudemu nie mówimy, że jest chudy, wysokiemu, że jest wysoki. Piegowatemu, że ma piegi. Fajnie jest mówić pięknemu, że jest piękny. Jeśli uznamy, że grube jest piękne, to proszę bardzo, można mówić – śmieje się.
Zarówno Dominika Gwit, jak i Katarzyna Miller zwracają uwagę na to, że to osoba używająca słowa "gruby" decyduje, czy jest ono obelgą, czy nie. – Jeżeli chcemy komuś dokopać, mówiąc, że jest gruby, to sami jesteśmy biedni, smutni i straszni. Ale niektórym to pomaga, choć tylko na chwilę – zaznacza i dodaje, że to, jak reagujemy na to słowo, też ma znaczenie. – Są takie osoby, bardziej wrażliwe, którym to słowo sprawia przykrość. Ale są też tacy, którzy mają to w du...e – mówi psycholożka.
Wolność słowa a prawo do godności grubych osób
W dyskusji o ciele i prawie do wyrażania swoich poglądów szczególnie irytuje mnie jeden chwyt: zasłanianie się wolnością słowa. Katarzyna Miller również nie widzi związku między wylewaniem frustracji w internecie a wolnością wypowiedzi. – Wolność słowa ma związek ze światopoglądem, dzieleniem się wiedzą. A ocena temu nie służy. I nikt nie lubi ocen! Proszę sobie przypomnieć czasy szkolne. To, że te oceny nadal są wystawiane, jest bez sensu. I mam wrażenie, że służą tylko temu, żeby wprowadzić element rywalizacji, czy to między dziećmi, czy dorosłymi – podsumowuje.
Ula Chowaniec, aktywistka ciałopozytywna i autorka bloga galantalala.pl zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt – bezcelowość powielania tego samego komunikatu. – Gruba osoba wie, że jest gruba. Wie, bo słyszy to za każdym razem u lekarza. Wie, bo słyszy drwiny na swój temat za plecami. Wie, bo ma znikomy wybór ubrań. Z perspektywy osoby, która takie dobre rady dostaje regularnie, chcę zaznaczyć, że one są kontrproduktywne. Ludzie są jednostkami myślącymi, my, grubi, też! Jeśli potrzebuję porady, udaję się po nią do osoby, którą podejrzewam o odpowiednie kompetencje – podkreśla.
Fatfobia w gabinecie lekarskim
A z tymi kompetencjami, nawet w gabinecie lekarskim, różnie bywa. – Komentowanie cudzego ciała, nawet w dobrej wierze, nie powinno mieć miejsca. Nawet jeśli mamy najlepsze, kryształowo czyste intencje, to nie znając szczegółów z życia takiej osoby, nie mamy najmniejszego prawa do udzielania rad, które nam się wydają stosowne. Dotyczy to nawet lekarzy, bo co – poza oczyszczeniem lekarskiego sumienia – załatwia zdawkowe "proszę schudnąć, mniej jeść, więcej się ruszać"? – zastanawia się Chowaniec.
– No nic nie załatwia, bo gdyby to podejście działało, na świecie nie byłoby grubych ludzi. Dajemy taką "radę" i mamy z głowy. Nie musimy wchodzić w detale, badać, szukać i sprawdzać, bo już poradziliśmy, co nie? – kwituje kpiąco.
W rozmowie z autorką bloga galantalala.pl wychodzi jeszcze jedna ważna, choć zapomniana kwestia – dobre maniery. – Może łatwiej to będzie zrozumieć, jeśli porównamy tę sytuację do wychowania dzieci. Chciałabyś, żeby obcy ludzie, nieproszeni, wtrącali się w twoją relację z dzieckiem, komentowali każdy wybór i dawali nieproszone rady? Myślę, że to bardzo dobry przykład, bo kobiety często na to narzekają. Dlaczego w takim razie chcemy to robić innym? – pyta retorycznie.
Kto odpowie na ostatnie pytanie Uli Chowaniec, zapewne odkryje klucz do królestwa internetowych trolli. Póki co pozostaje ich ignorować – jak zachęca Katarzyna Miller, albo edukować, jak robią to kolejne autorki blogów i ciałopozytywnych kont na Instagramie.