Słodki biznes. Z okazji urodzin Emila Wedla, poznaj początki najsłodszej firmy w Polsce!
23.06.2022 08:25, aktual.: 24.06.2022 13:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Karol, Emil, Jan – dziadek, ojciec i syn. Trzy pokolenia rodziny budowały markę, pozycję i popularność firmy E.Wedel. Najbardziej rozpoznawalna i najsłodsza firma w Polsce liczy sobie ponad 170 lat. Warto więc przypomnieć początki manufaktury i zasługi każdego z panów, a zwłaszcza Emila, bo to jego podpis do dziś widnieje na wszystkich kostkach czekolady.
Rodzinny biznes Wedlów rozwijał się w stałym, ale nie gwałtownym tempie. Wszyscy panowie dbali nie tylko o zyski, ale też o odpowiednie warunki oraz program socjalny dla pracowników. Nie odmawiali także udziału w akcjach charytatywnych, pomagając biednym, sierotom, dzieciom. Wsparli mieszkańców Warszawy podczas obu wojen światowych. Etyczni, porządni, oddani pracy i swoim pasjom. Z nowoczesnym spojrzeniem na produkcję, reklamę, marketing i wizerunek marki. Słowem, biznes na najwyższym i najsłodszym poziomie. A jak wyglądało ich życie poza manufakturą?
Carl czy Karol?
Założyciel firmy Carl Wedel pojawił się w Warszawie w 1845 r. wraz z kilkuletnim synem, owocem związku z pierwszą żoną, Johanną Emilią Assmann. Chłopcu, urodzonemu 15 czerwca 1841 r., na chrzcie dano imiona Friedrich Albert. Emilem nazywano go później, prawdopodobnie by uczcić pamięć matki. Karol w 1851 r. przy ul. Miodowej w Warszawie razem z drugą żoną Karoliną z Wisnowskich otworzył manufakturę ze sklepem i pijalnią czekolady.
Warszawianie czekoladę i słodycze polubili. Carl coraz bardziej stawał się Karolem. Miał też wyjątkowe podejście do biznesu. Reklamował swoje towary, pytał klientów o opinie, np. na temat swoich pączków. Gdy wyjechał na trochę z Warszawy, a w cukierni nie można było dostać danych słodyczy, wykupił reklamę, by przeprosić klientów.
Smak – smakiem, a polityka – polityką. Na początku lat 60. XIX w. w Warszawie wrzało, ścierali się między sobą zwolennicy i przeciwnicy cara. Karol Wedel starał się zachować w tym sporze neutralność, co nie spotkało się ze zrozumieniem żadnej ze stron. Efektem jego postawy było zniszczenie lokalu przy Miodowej.
Syn Carla Emil miał wówczas 20 lat. To on odnowił lokal i po renowacji otworzył go pod swoim imieniem. Karol postanowił się wycofać.
Maszyna na parę, reklama na miarę
Emil nie był nowicjuszem. Dzięki własnej cukierniczo–czekoladowej pasji i wsparciu Karola, który chciał wykształcić syna na następcę w rodzinnym biznesie, miał za sobą już wiele lat praktyki. Zaczynał pracę pod okiem ojca i to od samego dołu kariery zawodowej. Był uczniem, czeladnikiem, a dopiero potem samodzielnym pracownikiem i mistrzem. Tę drogę nazywa się nawet "Ścieżką Wedlów". Karolowi zależało, by to właśnie Emil zaraził się pasją do słodyczy, a potem przejął rodzinne dobrze prosperujące przedsiębiorstwo. Po praktyce w Warszawie Emil wyjechał zdobywać wiedzę i doświadczenie za granicą. I to nie byle gdzie, bo w Londynie, Niemczech i Szwajcarii oraz w Paryżu w "najstarszej i najsławniejszej Fabryce Czekolady P. Masson", jak sam informował w reklamach prasowych.
Karol powrócił do biznesu po trzech latach, w 1864 r., ale nie jako główny właściciel. Inicjał jego imienia dołączył do inicjału Emila i firma zaczęła nosić nazwę "Fabryka Czekolady Parowej C.E. Wedel". Lokal przy Miodowej nadal firmował Emil. Fabryką, która zatrudniała 10 robotników i produkowała rocznie 33 tony czekolady, zarządzał Karol.
Pora na rodzinę
Po dziewięciu latach od powrotu Karola do biznesu 31–letni Emil wreszcie postanowił się ustatkować. Wybranką serca Emila została Eugenia Böhm, córka Eugeniusza i Augusty z domu Wisnowskiej. Ślub odbył się 10 sierpnia 1873 r. umocnił związki między rodziną Wedlów i Wisnowskich. Prezentem ślubnym dla młodych była fabryka.
Czy to miłość, czy związek zaaranżowany, nie wiadomo. Z pewnością szczęśliwy i długotrwały. Wedlowie jeździli na wakacje, do wód, także za granicę. Emil lubił robić dowcipy i żartować. W źródłach znalazła się opowieść, jak wysiadł na jednym z kolejowych dworców Berlina, by rozprostować nogi i…zrobił to naprawdę, udając się na spacer. Zaniepokojona żona nie wiedziała, co się z Emilem stało. A ten – jak gdyby nigdy nic, wsiadł do pociągu na następnej stacji.
Emil i Eugenia doczekali się czwórki dzieci: dwóch synów – Jana i Karola, oraz dwóch córek: Eleonory Augusty i Zofii Joanny. Karol zmarł w wieku 4 lat z powodu krótkiej i ciężkiej choroby. Być może była to kolejna pandemia cholery, która rozwijała się w tym czasie w Rosji. Małżeństwo wychowywało dzieci w duchu polskości, ale z poszanowaniem niemieckich korzeni i religii.
Emil z wielkim sercem
Emil nie zajmował się tylko biznesem. Swój czas poświęcał także parafii ewangelicko–augsburskiej, był wielokrotnie wybierany do jej kolegium, i to w okresie ponad 20 lat. Jak na ewangelików przystało, Wedlowie czuli się w obowiązku pomagać innym i wiedzieli, jak dzielić się z tymi, którzy mają mniej od nich.
Ich wyroby trafiały na loterie charytatywne czy tombole, czyli gry planszowe w stylu loterii, z których dochody przeznaczano m.in. na przytułki, wsparcie dla dzieci z biednych okolic, np. podwarszawskiego wtedy Mokotowa, czy bezrobotnych. Na kolonie dla biednych warszawskich dzieci Emil przeznaczył połowę dochodu z 11 grudnia 1894 r. czyli pierwszego dnia działalności sklepu i pijalni czekolady przy ul. Szpitalnej, otwartej na parterze kamienicy Wedlów. Nie była to byle jaka kamienica. Doskonała bryła 4–piętrowego budynku świadczyła o guście i smaku inwestora. Emil Wedel zbudował ją tuż obok budynku należącego do ojca.
Stylowy lokal w eleganckiej kamienicy właściwie w niezmienionej formie przetrwał do dziś. – Lubiłem się zanurzyć w atmosferze świata, który poza sklepem Wedla był mi niedostępny – pisał o lokalu Stanisław Iwaszkiewicz. Wnętrza z elementami art–nouveau, bogate sztukaterie, kryształowe lustra i mahoniowe meble stwarzały atmosferę luksusu i przepychu. Do tego stopnia, że gdy w latach 30. XX w. syn Emila Jan Wedel chciał odświeżyć wygląd sklepu i kawiarni, jego pomysł nie zyskał akceptacji kulturalnych elit Warszawy. Protestowali głośno i stanowczo m.in. w "Wiadomościach Literackich". I przekonali Jana, by zostało tak jak jest.
Emil Wedel wspierał też kulturę, np. budowę warszawskiej filharmonii. Był także członkiem Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych (od 1887 r.) i organizował konkursy na afisze reklamujące wyroby Wedla dla młodych zdolnych artystów.
Wedlowie mieli także piękny zwyczaj. Zamiast kwiatów na pogrzebach członków swojej rodziny prosili o datki dla biednych. Podobnie postępowali przy innych ważnych uroczystości, np. w sylwestra zamieniali noworoczne powinszowania na wsparcie dla biednych.
Nie zapomnieli o rodakach także podczas I wojny światowej. W swojej kamienicy przy ul. Szpitalnej Emil zorganizował "I gniazdo dla bezdomnych Warszawy". 9 listopada 1914 r. ruszyła tam pierwsza stołówka dla bezdomnych. Emil dawał także datki na wojsko, był jednym z kilkunastu fundatorów szpitala wojskowego Polskiego Białego Krzyża zorganizowanego przy ul. Dzielnej.
Słodycze to nie wszystko
Emil kochał ogrodnictwo i zieleń. Swoją posesję przy ul. Szpitalnej, gdzie przeniosła się fabryka, obsadził drzewami owocowymi i warzywami, tworząc ukryty ogród, w centrum którego stanęła fabryka. Z wielką namiętnością skupował też nieruchomości. Kochał malarstwo i kolekcjonował obrazy. Jednym z należących do niego dzieł był "Wyjazd na polowanie" Jana Chełmińskiego.
Emil traktował pracowników fabryki jak swoją rodzinę. Razem z żoną zasiadali z nimi do posiłków, doskonale znali też bolączki i problemy podwładnych, a ich dzieci wychowywały się pod okiem chlebodawców. Takie podejście nie sprzyjało jednak rozwojowi firmy. Rozbudowa zakładu zmusiłaby Emila do rezygnacji z ogrodu, a tego nie chciał. Co więcej, wolał zrezygnować z nowych zamówień niż zmienić rodzinny charakter swojej firmy.
Na szczęście rosnącej w siłę konkurencji przyglądał się już najstarszy syn Emila, Jan (wspólnik ojca od 1908 r.), największy reformator firmy. To on zbudował fabrykę na warszawskiej Pradze, która istnieje do dziś. Nie zmienił jednak podejścia do pracowników, którym zaoferował dobry pakiet socjalny: opiekę zdrowotną i dentystyczną, wczasy, żłobki dla dzieci, bo zatrudnił także kobiety.
Emil zmarł w 1919 r. Dzień przed pogrzebem pracownicy zamieścili nekrolog poświęcony pamięci "nieodżałowanego szefa". "W zmarłym straciliśmy zacnego i dobrego zwierzchnika", pisali.
Gdy sięgniecie po czekoladę z napisem E.Wedel, pomyślcie nie tylko o jej smaku, ale i o barwnej, ciekawej, wielowymiarowej postaci. Szefie, który – podobnie jak wcześniej jego ojciec – dał firmie solidną podstawę, opartą nie tylko na biznesowym sprycie, ale przede wszystkim na pracowitości, empatii i umiejętności dzielenia się swoim sukcesem i majątkiem z innymi. Z takich korzeni, dzięki decyzjom syna Emila, Jana, wyrósł i rozkwitł E.Wedel, najsłodsza, rodzinna firma w Polsce
Część informacji zawartych w powyższym materiale pochodzi z książki Wedlowie. Czekoladowe imperium autorstwa Łukasza Garbala.