GwiazdyŚluby emancypantek

Śluby emancypantek

W starych listach i pamiętnikach z XIX stulecia opisy ślubów emancypantek pojawiają się około połowy tamtego wieku – i trzeba przyznać, wydają się współczesnym czymś wielce osobliwym. No bo jak wyobrazić sobie zaślubiny, podczas których panna młoda nie jaśnieje bielą sukni, a jej głowy nie okrywa koronkowy welon? Młodej parze nie towarzyszą drużbowie i drużki, nie przygrywa kapela? A większość gości obecnych podczas ceremonii po złożeniu życzeń nowożeńcom, nie udaje się na weselne przyjęcie, ale po wyjściu z kościoła wraca do codziennych zajęć?

Śluby emancypantek
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com

22.04.2017 | aktual.: 23.04.2017 11:00

Taki brak tradycyjnych ślubnych splendorów, obserwowanych bez względu na społeczną sferę, musiał – szczególnie przedstawicieli starszego pokolenia – przykro rozczarowywać… I kojarzyć się z potępianymi przez całe generacje potajemnymi zaślubinami, kiedy młodzi uciekali pod osłoną nocy, by wbrew woli i bez błogosławieństwa rodziców wziąć ślub udzielany przez przekupionego księdza, w obecności dwóch przypadkowych świadków. Za całe weselne przyjęcie musiał wtedy starczyć toast wzniesiony przez kapłana i postronnych, obecnych przy zaślubinach, o ile oczywiście pan młody wydobył z sakwy przy końskim siodle butelkę wina. Zaskoczeni obrotem spraw teściowie czasem przebaczali młodym uczyniony familii dyshonor, ale z reguły córce, która dała się wykraść, nie urządzali hucznego wesela. Nie mogła też liczyć nieboga na zwyczajowe ślubne podarki. Gdzieniegdzie w pamiętnikach zachowały się wzmianki, że czasem porwanie córki było… zaplanowane. Podupadła szlachecka rodzina godziła się na rzekome uprowadzenie dziewoi, by nie wyprawiać godów, na które nie było ich stać. Fakt ten nie napełniał nikogo chlubą, więc nic dziwnego, że pozostawał w sferze familijnych sekretów, a jego dokładnych przyczyn można się było tylko domyślać.

Kobiety pracujące

Około połowy XIX stulecia coraz więcej młodych panien – szczególnie w dużych miastach – zdobywało dostępne kobietom wykształcenie i zaczynało pracować w profesjach uważanych za odpowiednie dla niewiast. Nauczycielki – w szkołach publicznych i domach prywatnych, bony zajmujące się dziećmi w wieku przedszkolnym, lektorki i towarzyszki starszych zamożnych pań… Można było ukończyć kursy buchalterii (księgowości) i zatrudnić się w firmie, której właściciel nie żywił uprzedzeń, co do pracy kobiet. Panna, która wykazywała zdolności manualne, mogła nauczyć się sztuki układania bukietów i dekoracji roślinnych, wykonywania ozdobnych okładek na książki, malowania blankietów dyplomów i projektowania biżuterii. Trwających dwa lata kursów wymagano od niewiast chcących pracować jako tak zwane drogistki, które w laboratoriach i na zapleczach aptek sporządzały rozmaite lecznicze maści i kosmetyczne kremy, a także krople czy proszki pomocne w niektórych dolegliwościach.

Telegrafistki zatrudniane na poczcie czy kolei cieszyły się dużą renomą ze względu na swą profesję. Były też stosunkowo nieźle wynagradzane, chociaż i tak zarabiały mniej od mężczyzn.

Panny pracujące zawodowo korzystały ze sporej – jak na tamte czasy – swobody towarzyskiej. Same, bez obecności przyzwoitek czy męskich członków rodziny, pokonywały drogę do pracy i z powrotem, robiły codzienne zakupy, mieszkały w pensjonatach "tylko dla dam" albo wynajmowały pokoje od szacownych wdów. Niepodobieństwem było, aby pracująca niewiasta, która nie osiągnęła wieku średniego, mieszkała w samodzielnym lokum.
Nie stroniły od życia towarzyskiego właściwego dla kręgów inteligencji. Bywały w teatrach i na koncertach, należały do rozmaitych stowarzyszeń.

Obraz
© Magazyn Wesele

Nowoczesna panna młoda

Przy takich okazjach zawierały znajomości z odpowiednimi młodymi ludźmi. Niektórzy wykształceni panowie pragnęli mieć towarzyszkę życia równą poziomem umysłowym i dzielącą z mężem – w razie potrzeby – trudy egzystencji. Emancypantki zaczynały szykować się do ślubu. Interesującym może wydać się fakt, że wśród młodych, samodzielnych niewiast tamtej epoki było wiele sierot. Rodzice nie żyli, a rodzeństwo i dalsi krewni tułali się, rozproszeni po świecie. Samodzielna panna, korzystając co najwyżej z rad przyjaciółek, wybierała fason ślubnej toalety i kapelusza oraz kompletowała – raczej skromną – wyprawę. Być może dla podkreślenia niezależności i samodzielności, a po trosze i dlatego, że emancypantki wstępujące w małżeński związek były starsze niż panny wychodzące za mąż z rodzinnego domu – w dniu ślubu zamiast tradycyjnej białej sukni z welonem wkładały jasną, wizytową toaletę bądź kostium. Zimą – narzucały na suknię pelerynę z wełny lub futro. Kapelusz był wizytowy, przybrany sztucznymi kwiatami, z tiulową woalką. Popularne pismo kobiece "Bluszcz", wychodząc naprzeciw potrzebom czytelniczek, co kwartał zamieszczało opatrzone rycinami porady z cyklu "Nowoczesna panna młoda". Oprócz rysunków modnych fasonów i opisów dodatków można było znaleźć rady bardzo praktyczne, informowano na przykład, jak przerobić ślubną toaletę, by mogła mieć zastosowanie jako suknia wizytowa.

Praktycznie i skromnie

Śluby emancypantek odbywały się zwykle rano lub około południa – z reguły w dzień powszedni. W myśl ówczesnych obyczajów taka pora zaślubin nie wymagała zarówno od młodej pary, jak i ich gości, sukien z trenem, fraków, wydekoltowanych toalet. Kościół też nie musiał być rzęsiście oświetlony ani przybrany kwiatami.
Po ceremonii nowożeńcy zapraszali grono gości, zwykle niezbyt liczne, na weselne śniadanie do restauracji. Prezenty wręczane przez uczestników przyjęcia miały charakter praktyczny, a mniej luksusowy. Wykształceni ludzie tamtej epoki lubili wszelkie nowinki techniczne, stąd takie właśnie przedmioty cieszyły się powodzeniem jako ślubne upominki.

Rowerem w podróż poślubną

Kiedy Maria Skłodowska i Piotr Curie, absolwenci paryskiej Sorbony i przyszli nobliści, zawierali ślub, rodzina i przyjaciele złożyli się na zakup dwóch rowerów, na których młoda para odbyła później swoją podróż poślubną. Maria, szykując się do ożenku, w listach do sióstr długo omawiała fason granatowego kostiumu i strojnej bluzki, jaką miała włożyć w weselny dzień. Od razu założyła, że te elementy garderoby przerobi później w taki sposób, by długo jej służyły przy różnych okazjach.

Pomimo braku wystawności zaślubiny emancypantek i ich wykształconych towarzyszy były radosne i długo przez uczestników wspominane. Goście przygotowywali weselne mowy i toasty, często wierszowane i pełne humoru, a nowożeńcom wręczali kunsztownie malowane laurki. Potem opisywali te chwile w listach do nieobecnych przyjaciół, podkreślając radosny nastrój spotkania, z których to relacji dziś możemy czerpać wiele inspirujących i ciekawych historii z dawnych lat.

Magazyn WESELE 1/45/2017
Bogna Wernichowska

Obraz
© Magazyn Wesele
Źródło artykułu:Magazyn Wesele
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)