Blisko ludziSlut-shaming na Tinderze uchodził płazem. Tym razem grupa dziewczyn wymusiła na agresorze przeprosiny

Slut-shaming na Tinderze uchodził płazem. Tym razem grupa dziewczyn wymusiła na agresorze przeprosiny

"Idź dać dupy", "ruda ku…" – to tylko niektóre wiadomości, które Dominik wysyłał do dziewczyn z aplikacji randkowej. Kobiety zjednoczyły się, upubliczniły sprawę i skłoniły 24-latka do przeprosin. Niezależnie od ich szczerości, taka sytuacja to w Polsce ewenement.

Slut-shaming na Tinderze uchodził płazem. Tym razem grupa dziewczyn wymusiła na agresorze przeprosiny
Źródło zdjęć: © 123RF
Helena Łygas

14.12.2018 | aktual.: 14.12.2018 21:05

Osiem lat temu na festiwalu Sundance swoją premierę miał film "Catfish". Dokument pokazywał historię Neva, 24-latka, który poznał w sieci dziewczynę z drugiego końca Stanów. Mimo że nigdy nie rozmawiał z nią poza okienkiem czatu, zakochał się.

Ariel i Henry, prywatnie przyjaciele chłopaka, wyruszyli z kamerą w podróż w poszukiwaniu kobiety, która miesiącami wykręcała się od spotkania. Dokument zebrał znakomite recenzje, a temat podszywania się online wydał się wówczas na tyle nowatorski, że MTV zamówiło u twórców serial dokumentalny w odcinkach.

Dobre złego początki

No a potem nastała epoka Tindera. Udawanie kogoś, kim się nie jest, przestało dziwić. Początkowo wydawało się, że oto mamy w rękach narzędzie, które zdejmie z poszukiwania miłości w sieci społeczne odium. Dzięki aplikacji chodzenie na randki z internetu zaczęło być postrzegane jako forma rozrywki, a nie akt desperacji.

Szybko okazało się, że co za dużo, to niezdrowo. Millenialsi zaczęli traktować "przewijanie głów" jak grę na komórce, po którą sięga się w kolejce albo w poczekalni. Przy setkach par, nie sposób spamiętać kolejne osoby. Do tego, jeśli rozmowa się nie klei, można przestać się odzywać, bo wybór potencjalnych partnerów jest olbrzymi. Olewanie online, które dorobiło się nawet terminu "ghosting", to jednak najmniej przykra z wachlarza sytuacji, które mogą spotkać poszukujących miłości.

Żeby uniknąć takich sytuacji, albo odkrycia, że umawiamy się z facetem w "szczęśliwym związku", na Facebooku zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu grupy chroniące przez bolesnymi zawodami. Kobiety, ale i mężczyźni, mieszkający w tych samych miastach zaczęli przestrzegać randkujących lokalsów.

Don Juan na miarę naszych czasów

Na jednej z takich grup od marca tego roku przewijał się profil 24-letniego Dominika. Zaczęło się niewinnie. Jedna z dziewczyn zapytała, czy ktoś go zna. Pisała z nim i myślała o spotkaniu, ale chłopak wydawał się jej dziwny. Pod postem zaroiło się od komentarzy. Okazało się, że wiele dziewczyn miało z nim styczność i ,delikatnie mówiąc, nie miały najlepszych doświadczeń.

Co jakiś czas dziewczyny dzieliły się nowymi odsłonami profilu chłopaka, raz kreującego się na seksualnego predatora, innym razem na romantyka-intelektualistę lub też tryskającego pewnością siebie biznesmena. I nie byłoby w tym nic nagannego, gdyby nie zrzuty ekranu dziewczyn, dokumentujące sposób, w jaki się do nich odnosił. Znacznie wykraczający poza to, co można zaetykietować jako zwyczajną złośliwości.

Specjalnością 24-latka był slutshaming. Jedną z dziewczyn zaprosił na film, zwracając się do niej per "ruda k…o". Wiadomości podobnej treści było więcej.
Wpisy chłopaka stały się jeszcze wulgarniejsze, kiedy zorientował się, że część poznawanych dziewczyn już o nim słyszało.

"Chcesz się r.....ć, czy nie?" – zapytał amant, orientując się, że rozmówczyni widziała na jednej z grup, jak zwykł traktować kobiety w sieci. Kiedy dziewczyna odpisała mu: "nie pogrążaj się gościu", Dominik odpowiedział: "Jezu co za tępa dzida. Gościu to mów do swojego starego, jak cię r......e w odbyt" i dalej: "Idź jeszcze bardziej pootwieraj mordę na zdjęciach i dodaj kilka filtrów (…)", "Idź dawać dupy".

Zemsta anonimów

Koniec końców któraś z oburzonych dziewczyn wysłała na ogólnodostępną stronę zajmującą się nagłaśnianiem spraw tego typu, opis poczynań Dominika. Pojawiło się tam też kilka innych zarzutów wykraczających poza znieważanie kobiet – między innymi o stalking czy podszywanie się pod kogoś innego. Na to jednak żadnych dowodów nie ma. Czy był to wyssany z palca prztyczek w nos, czy zarzuty mające jakiekolwiek podstawy trudno dociec.

Na odpowiedź chłopaka nie trzeba było długo czekać. 24-latek zwrócił się do osób zarządzających stroną. Zagroził konsekwencjami prawnymi, mimo że jego personalia ani wizerunek nie zostały ujawnione. Dodatkowo wyjaśnił powody dla których wyzywał swoje rozmówczynie. Prowadzący fanpage byli na tyle zniesmaczeni, że zdecydowali się upublicznić wiadomość chłopaka, w której czytamy:

"(…) widząc profile kobiet zapełnione zdjęciami co najmniej prowokującymi, dwuznacznymi i świadczącymi o brakach w wypracowaniu sobie stabilnej, nieugruntowanej na podłożu fizycznym samooceny, na usta ciśnie się jedno słowo" – wyjaśnia Dominik, dodając polubownie, że być może powinien był zostawić swoją ocenę dla siebie.

Po upublicznieniu wiadomości i obelżywych wiadomościach, które otrzymał, Dominik postanowił przeprosić.

"(…) Ten post to zbiorowe przeprosiny skierowane do wszystkich kobiet, które obraziłem. Jest was kilka, może kilkanaście, nie ma znaczenia. Każdy przypadek z osobna jest istotny. Są to również przeprosiny skierowane do wszystkich kobiet, które poczuły się urażone, mimo iż nie były stroną konfliktu, a jedynie obserwatorkami wyrażającymi solidarność (…)"

Dalej zaznacza, że inne oskarżenia mijają się z prawdą, ale i posypuje głowę popiołem, deklarując, że nie ma za złe nawet oszczerstw. Uważa, że zasłużył na nagonkę, która go spotkała i że jest dla niego lekcją, a nawet za nią dziękuje.

Przeczytaj także:

Stróż moralności

Czytając obszerny wpis Dominika, wyglądający na rzewne, ale jednak bardzo sprawne PR-owo exposé, trudno się nie zastanawiać, ile w jego biciu się w pierś skruchy, a ile chęci wywinięcia się z niespodziewanej aferki. W przeprosinach brakuje jednego. Odpowiedzi na pytanie, dlaczego odnosił się w przytoczony wyżej sposób do kobiet. Mimo nie najwyższych lotów standardów rozmów na Tinderze, na takie wiązanki nie trafia się często. Udaje mi się nakłonić Dominika, żeby odpowiedział mi na kilka pytań.

- Oberwało się dziewczynom z Tindera budzącym we mnie niesmak, czy to swoimi opisami, czy półnagimi zdjęciami. Nie usprawiedliwiam się, bo tego typu słownictwo jest słabością, a nie siłą. Głupotą, czymś całkowicie niepotrzebnym. Ale nigdy nie obraziłem kobiety, która sprawiała wrażenie porządnej (a takie też udało mi się poznać). Ucierpiały tylko te o wątpliwej moralności, za co już przeprosiłem i z pewnością więcej tego nie zrobię. Nie moja sprawa, co robią ze swoim życiem – wyjaśnia mi 24-latek. Na każdym kroku podkreśla, że to nagonka wymierzona w jego osobę, nakręcana przez dawne znajome.

Dalej przytacza kilka historii mających pokazywać w jego odczuciu zakłamanie dzisiejszych kobiet. Zdaniem Dominika, polega ona na utrzymywaniu, że szuka się miłości, przy jednoczesnych chodzeniu do łóżka na pierwszej randce. Jego wypowiedzi są utrzymane w podobnej retoryce co przytoczony powyżej cytat.

Dopytuję Dominika, dlaczego kogoś, kto wielokrotnie proponował seks obcym kobietom w pierwszej skierowanej do nich wiadomości, oburza, że niektóre się na niego godzą. Zarzeka się, że chodziło mu nie tyle o ich zgodę, ile o obłudę. Nie omieszka jednak dodać, że nie że seks na pierwszej randce jest zły, bo odczłowiecza relacje międzyludzkie.

Nowe pokolenie kobiet

Nad motywacjami i niesprawdzalnymi oskarżeniami padającymi z obu stron nie ma się co pochylać. W tej całej aferce nie byłoby nic godnego opisania, gdyby nie fakt, że pokazuje ewenement. Oto grupa dziewczyn zwiera szyki, żeby pokazać, że to nie są już czasy, w których można zwracać się do kobiet w taki sposób. Nawet w prywatnej konwersacji. Trudno wyobrazić sobie nagłośnienie podobnej sytuacji jeszcze dekadę temu. Kobiety raczej byłyby zawstydzone faktem, że otrzymują wiadomości obelżywej treści. Być może skończyłoby się na wyżaleniu się koleżance, ale nie na publikacji fragmentów w sieci.

Dzisiejsze 20-kilkulatki doskonale zdają sobie sprawę, że jeśli ktoś nazywa kogoś "dziwką", winny jest nie dekolt czy rozwarte usta, ale agresor. Dziwka to wulgarne określenie kobiety świadczącej usługi seksualne za pieniądze. Nie dziewczyny pozującej do zdjęć w bieliźnie albo idącej do łóżka po kwadransie znajomości.

Młode pokolenie kobiet odrobiło lekcje z podstaw feminizmu. Być może lekcję odrobił i sam zainteresowany. Wgrane wzorce kultury gwałtu trudno wyplenić w kilka dni czy tygodni, ale już sama świadomość, że facet nie ma prawa lżyć kobiet na podstawie przesłanek o ich życiu seksualnym, jest swego rodzaju podstępem.

Nie można wykluczyć, że publiczny post grupy dziewczyn był podkoloryzowaną zemstą na Dominiku. Był też jednak czymś więcej. Lekcją wychowawczą i to nie tylko dla niego, ale dla wszystkich facetów, którym wydaje się, że są bezkarni w wyładowywaniu swoich frustracji na Tinderze.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (63)