Blisko ludziSmutne słowa seksuologa o kobietach. "Tę postawę nakręca lęk, żeby nie zostać porzuconą"

Smutne słowa seksuologa o kobietach. "Tę postawę nakręca lęk, żeby nie zostać porzuconą"

Wiele kobiet ulega kulturowemu przymusowi, by wyglądać o 10, 20 lat młodziej niż inne kobiety w ich wieku. W znacznym stopniu tę postawę nakręca lęk, żeby nie zostać porzuconą – mówi seksuolog i psychoterapeuta Andrzej Gryżewski w rozmowie z Katarzyną Trębacką.

Polki odczuwają lęk przed porzuceniem
Polki odczuwają lęk przed porzuceniem
Źródło zdjęć: © Pexels

03.01.2021 | aktual.: 03.03.2022 02:27

Mówi pan, że kobietom nieustająco dokręca się śrubę, wymagania wobec nas niezmiennie rosną. Na czym to dokręcanie polega?

Na nieustannym podnoszeniu poprzeczki w kwestii wyglądu kobiecego ciała. Bez przerwy kobiety mają prezentować się jeszcze lepiej. Wiele moich pacjentek skarży się, że ich ciała są nie takie, jak by chciały. Mnóstwo nawet szczupłych kobiet uważa się za grube. Wymagania dotyczą gładkiej skóry, figury, twarzy.

To z tego powodu coraz więcej kobiet powiększa sobie usta, piersi, pupy. To też efekt tego dokręcania śruby?

Dokładnie tak. Operacje zwiększania i zmniejszania piersi stały się już zabiegiem, na który zbierają pieniądze i decydują się zwykli śmiertelnicy. Ostatnio miałem pacjentkę, która z lęku przed porzuceniem przez męża dla młodszej rywalki zrobiła sobie pełen zestaw zabiegów od zwężenia pochwy, poprzez obstrzyknięcie punktu G, wybielanie odbytu, po usunięcie owłosienia łonowego laserem. To zabiegi, które sporo kosztują, tymczasem decyduje się na nie coraz więcej kobiet.

Dlaczego kobietom tak bardzo zależy na dobrym wyglądzie?

Wiele z nich czuje presję, czasami ze strony męża, czasami koleżanek, by świetnie wyglądać. Mnóstwo jest dziś pań, które mają po 50-60 lat, a wyglądają na 30. Spójrzmy chociażby na Joannę Przetakiewicz, Hannę Lis czy Grażynę Wolszczak.

To są celebrytki. Stać je na to, by o siebie zadbać.

Ale to dbanie o siebie nie dotyczy tylko celebrytek. Wiele moich pacjentek też ulega kulturowemu przymusowi, by wyglądać o 10, 20 lat młodziej niż inne kobiety w ich wieku. W gabinecie mi mówią, że w znacznym stopniu tę postawę nakręca lęk, żeby nie zostać porzuconą. Dotyczy to też seksualności. Modna stała się na przykład chirurgia plastyczna pochwy.

Czy to oznacza, że kobiety nie akceptują swoich genitaliów?

Z moich obserwacji wynika, że ok. 60 proc. kobiet nie ogląda swoich genitaliów, nie przystawia sobie lusterka, żeby zobaczyć, co ma między nogami, jakoś szczególnie się nie zaprzyjaźnia, nie myśli o swoich waginach. Jestem tym obecnie szczególnie zainteresowany i pytam swoje pacjentki o to, bo właśnie piszę książkę o kobiecej seksualności. Wiem, że wiele kobiet podchodzi po macoszemu do swoich genitaliów, często ma problem z mówieniem o nich, nie używa żadnego imienia, by je nazwać. Z drugiej strony mam mnóstwo pacjentów, którzy mają kompleks małego członka, bo mają poczucie, że powinien być co najmniej o kilka centymetrów dłuższy. Generalnie jednak uważają się za dumnych posiadaczy fallusa, ze względu na cud erekcji.

Skąd jest taka duża rozbieżność w traktowaniu genitaliów przez kobiety i mężczyzn?

Chodzi tu o symboliczne znaczenie penisa i waginy. Na świecie jest wiele dzieł sztuki, pomników penisa, gdzie ten penis się pręży, jest symbolem siły i dominacji. Pomników wagin nie ma. Gdy przed pandemią zorganizowano dni cipki, w mediach był szok. Jak to dni cipki? O co chodzi? Penis nie budzi żadnego zgorszenia. Poza tym seksuolodzy, którzy są też psychoanalitykami, mają koncepcję - pod którą też bym się podpisał - głoszącą, że u mężczyzn genitalia są jawne, wyeksponowane i przez setki czy tysiące lat w mózgu ukształtowały się obszary odpowiedzialne za dumę z posiadania penisa. U kobiet genitalia są ukryte, a gdy coś ukrywamy wiąże się to z poczuciem lęku, niepokoju, a może nawet wstydu. Według tej teorii, kobiety wstydzą się więc swoich genitaliów.

Mówił pan, że część kobiet decyduje się na operacje plastyczne ze strachu przed starością czy porzuceniem. To nie świadczy zbyt dobrze o kondycji psychicznej takich kobiet…

Tak. I niespecjalnie dobrze świadczy o ich związkach. Bo może być tak, że kobieta odczuwa lęk, a jej partner nic o tym nie wie. A ona zamiast z nim porozmawiać, robi kolejny zabieg, bo nie akceptuje upływu czasu i boi się, że ten niełaskawy dla niej czas czyni ją mniej atrakcyjną. Ale może być i tak, że on rzeczywiście mówi: byłem na lunchu ze swoją asystentką i ona bardzo dobrze wygląda, mogłabyś wziąć z niej przykład.

Co pan by poradził takiej kobiecie? Żeby porzuciła tego faceta?

Zalecałbym na początku zająć się przede wszystkim tym lękiem przed odrzuceniem. Później ewentualnie, jeśli partner rzeczywiście marzy o tym, żeby jego kobieta miała większy biust, a ona sama jest w zgodzie z tą decyzją i ma poczucie, że to wypływa z niej, a nie z mody, normy społecznej czy zewnętrznej presji, to niech to zrobi. Ale musi to być jej wewnętrzna decyzja. A jeśli partner ma taką potrzebę, może ją zgłaszać, ale na miękko. Zdecydowanie jednak zalecałbym, żeby ta osoba, a lepiej para, zajęła się najpierw lękiem przed odrzuceniem, pogodzeniem się z upływającym czasem.

A jak z perspektywy seksuologa ma się stereotyp dotyczący kobiecego wyglądu. Czy wciąż seksownie ubrane kobiety prezentujące swoje trzeciorzędowe cechy płciowe są postrzegane jako łatwe, skore do szybkiego seksu i tym samym zasługujące na potępienie?

Bardzo denerwuje mnie nieustannie żywy syndrom madonny i ladacznicy. Mężczyźni w zależności od stopnia podniecenia stosują różne miary w ocenie kobiety. Innymi słowy, gdy mężczyzna jest podniecony, zależy mu na seksie, rozgląda się za "ladacznicami", czyli za kobietami, które bardziej podkreślają swoją kobiecość, otwartość czy wyuzdanie. A gardzi wtedy "madonnami", czyli takimi kobietami, które wydają się skromne, nieskłonne do uprawiania seksu. Nieraz słyszę w gabinecie od wyposzczonych facetów, że jakaś madonna jest "niewydymką" lub ma "syndrom niedopchnięcia".

U kobiet występuje podobny syndrom?

Tak, ale sporadycznie. Dotyczy 60 proc., a może nawet więcej mężczyzn, u kobiet to jest ok. 20-30 proc. Nazywa się to syndromem rycerza i rozpustnika. Do związku kobieta wybiera sobie rycerza, trochę ciamajdowatego, może być gruby i łysy, ale musi dobrze zarabiać, być pomocnym safandułą albo dobrze wychowywać dzieci. Do łóżka z kolei wybiera rozpustnika. Miałem ostatnio pacjentkę, która mieszka na południu Polski i jest z dobrym, ciepłym facetem, ale przez internet poznała rozpustnika, który chciał się umówić tylko na seks i ona na to przystała, bo miała akurat dni płodne i chciała, żeby taki osobnik ją zapłodnił, a nie jej mąż.

Andrzej Gryżewski - seksuolog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, psycholog, certyfikowany edukator seksualny. Autor książek: bestsellerowej "Sztuki obsługi penisa", "Niekochalni. Lęk przed bliskością", oraz "Instrukcja obsługi macho". Założyciel Gabinetu Psychoterapii Seksualnej CBTseksuolog.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (151)