Przedszkola są czynne, ale dzieci tygodniami są na kwarantannie. "To bardzo uciążliwe"
Przedszkola i żłobki są od maja otwarte jako jedyne placówki oświatowe. Rodzice najmłodszych niby mogą odetchnąć z ulgą, ale w praktyce wygląda to nieco inaczej. W grupach pojawiają się osoby zakażone COVID-19, więc maluchy trafiają na kwarantannę. – Można powiedzieć, że przez 25 dni grudnia mam dziecko w domu – żali się mama dwójki dzieci.
Od 6 maja 2020 r. wznowiono działalność przedszkoli i żłobków. Instytucje mogą funkcjonować, mając na uwadze wytyczne Głównego Inspektora Sanitarnego. Szkoły podstawowe, średnie i uczelnie wyższe wciąż nie prowadzą zajęć stacjonarnie. Decyzje w sprawie ich ponownego otwarcia mają zostać podjęte w styczniu. - W pierwszej kolejności z pewnością do szkół wrócą uczniowie klas I-III szkół podstawowych - deklarują przedstawiciele rządu.
Choć rodzice najmłodszych dzieci mogą posyłać dzieci do żłobków i przedszkoli, to coraz więcej osób zastanawia się, jaki ma to sens. Wśród pracowników tych placówek pojawiają się zakażenia koronawirusem, a wtedy całe grupy dzieci kierowane są na kwarantannę. W przypadku naszych rozmówczyń izolacja trwa tygodniami. Zdarza się też, że dzieci wracają na kilka dni po kwarantannie i znów są na nią kierowane, bo ponownie miały kontakt z osobą zakażoną.
"Non-stop na kwarantannie"
W takiej sytuacji znalazła się Ilona. Jest mamą dwójki dzieci w wieku przedszkolnym i żłobkowym. Staś ma 2 lata, a Jaś 5 lat. Dzieci od pewnego czasu prawie non-stop są na kwarantannie, a ich mama tylko odbiera telefony z przedszkola czy żłobka. - U syna w przedszkolu w jednej grupie była kwarantanna i przez to, że nauczycielki mają dzieci w innych grupach w tym samym przedszkolu, to zamknęli całą placówkę – wspomina Ilona.
Czytaj też: Wyjechała do pracy w Holandii. "Byłam mobbingowana i traktowana jak podczłowiek"
Drugie dziecko Ilony jest w żłobku i tu sytuacja przedstawia się jeszcze gorzej. - Na początku grudnia zadzwonili ze żłobka, że syn miał kontakt z kimś zakażonym i trafia na kwarantannę. Kwarantanna trwa 10 dni, ale od momentu, kiedy Sanepid nas poinformował, zostały 4 dni. A po 4 dniach dostaliśmy kolejną informację, że kwarantanna zostaje wydłużona. Łącznie Staś był ponad 10 dni na kwarantannie. Przed świętami wrócił na 3 dni do żłobka, 21 grudnia. I 28 grudnia w niedzielę zadzwonili ze żłobka, mówiąc że właśnie tego 21 grudnia syn miał z kimś zakażonym kontakt. Znów czekała nas kwarantanna. Można powiedzieć, że przez 25 dni grudnia mam dziecko w domu, które kilka razy miało kontakt z kimś zakażonym – żali się mama dwójki dzieci.
Jak przyznaje kobieta, taka sytuacja jest dla całej rodziny bardzo uciążliwa. Ilona ma wątpliwości, czy posyłać dzieci do placówek. Zaraz może się okazać, że dziecko znowu miało kontakt z chorym na COVID-19 i ponownie zostanie skierowane na kwarantannę. - Dzieci nie chorują od ponad roku i mogłyby normalnie chodzić do placówek – uważa Ilona.
- Praca z dzieckiem w domu to jest koszmar. Oboje z mężem pracujemy zdalnie, ale z dwójką dzieci na pokładzie się nie da. Dla dziecka to też jest koszmar, jak jest cały czas odganianie przez rodziców – podsumowuje kobieta.
"Pierwsza kwarantanna była najgorsza"
Iwona też jest mamą dwójki dzieci. Córka ma prawie 2 lata i chodzi do żłobka od 4 miesięcy. Przez ten czas maksymalnie była 6 tygodni w placówce. Pierwsza kwarantanna była we wrześniu, kolejna w październiku i listopadzie, a ostatnia w grudniu. W październiku COVID-19 przechodzili rodzice. Dzieci miały wtedy wynik testów negatywny, choć pewne objawy się u nich pojawiły. Cała rodzina była w prawie miesięcznej izolacji.
Sytuacja powtórzyła się w grudniu. W żłobku u córki Iwony opiekunka jednej z grup zachorowała na COVID-19. I znów kwarantanna. - Myślałam, że po tym już będzie spokojnie, że koronawirus już się nie pojawi, ale okazało się, że tuż przed świętami trafiliśmy na kolejną kwarantannę – wspomina Iwona.
Kobieta podkreśla, że bycie w ciągłej kwarantannie dezorganizuje życie. Oboje z mężem pracują z domu, ale zaplanować nic się nie da. Młodsza córka cały czas spędza na kolanach Iwony, która przy biurku ma ustawiony laptop. Mąż kobiety przez godzinę w trakcie pracy zajmuje się córką, ale wtedy musi to odpracować. – Całe szczęście przez miesiąc, jak byliśmy na kwarantannie z powodu mojego zakażenia COVID-19, mogłam iść na L4. Mam ten komfort, inaczej pewnie nie dalibyśmy rady – stwierdza. I dodaje, że trochę przyzwyczaili się do tej sytuacji. - Pierwsza kwarantanna była najgorsza. Teraz po 4 miesiącach już mamy wszystko przepracowane – kończy.
Jak sobie z tym poradzić?
Psychoterapeuta Joanna Żółkiewska nie ma wątpliwości, że taka sytuacja jest wyjątkowo uciążliwa dla rodzin. - Najtrudniejsze w tym wszystkim jest to, że nie możemy nic przewidzieć, nie wiemy, kiedy pandemia się skończy. Przez to mogą pojawiać się niepokoje i stres. Wyjściem z tego typu sytuacji jest akceptacja takiego stanu. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu, dlatego to jest jedyny sposób. Jest tu tyle zmiennych, że należy to zaakceptować. To jest niezbędne, żeby poradzić sobie z presją – mówi w rozmowie z WP Kobieta Żółkiewska.
Kiedy dziecko idzie na kwarantannę?
Zgodnie z wytycznymi, które możemy znaleźć na stronie gov.pl, jeśli wśród personelu przedszkola czy żłobka zostanie potwierdzona testem obecność COVID-19, to placówka musi do sanepidu przekazać dane wszystkich osób, które z zakażonym miały kontakt. Sanepid nałoży kwarantannę, która trwa 10 dni. Jeśli są to dzieci, to tylko one objęte są kwarantanną, ich rodzice już nie.
Placówka ma obowiązek "przeprowadzenia rutynowego sprzątania, zgodnie z ogólnie obowiązującymi procedurami oraz zdezynfekowanie powierzchni dotykowych (klamki, poręcze, uchwyty, oparcia itp.), których dotykał zakażony w pomieszczeniu".
Zobacz także: "Gdyby ktoś mi pomógł". Ofiary przemocy oburzone próbą wypowiedzenia konwencji przemocowej
Należy też pamiętać, że kwarantanna i izolacja to dwa różne pojęcia. Kwarantanna to odosobnienie osoby zdrowej z powodu narażenia na zagrożenie. Izolacja jest odosobnieniem osoby, której pierwszy wynik testu w kierunku COVID-19 jest dodatni.
Przygotujmy się
Psychoterapeuta Joanna Żółkiewska uważa, że lepiej się przygotować niż być zaskoczonym. - Musimy rozpatrzeć, co możemy zrobić i jak się zabezpieczyć. Są takie sytuacje, gdzie ktoś nie ma jak poprosić kogoś o wsparcie. Sama jestem mamą dziecka z niepełnosprawnością, więc doskonale wiem, że jak nie ma przedszkola, to nie ma mojej pracy. Ważna jest ta analiza. Proszenie o wsparcie czy pomoc nie jest oznaką słabości. To oznaka dbania o siebie. Planujmy też: jeśli części pracy nie możemy zrobić w jej godzinach, poprośmy pracodawcę o możliwość wykonania jej, gdy dziecko np. pójdzie już spać. Sprawdźmy, co możemy zrobić, żeby ta sytuacja nas nie sfrustrowała – kończy Żółkiewska.