GotowaniePrzepisyŚpiewające brzoskwinie

Śpiewające brzoskwinie

Śpiewające brzoskwinie
Źródło zdjęć: © sxc.hu
14.07.2010 15:30, aktualizacja: 15.07.2010 09:32

Mam za sobą etap poważnego uzależnienia od brzoskwiń w puszkach. Jak alkoholik w poszukiwaniu butelki, tak ja krążyłem po markecie w poszukiwaniu mojej używki. Nieważna była jakość, im większa promocja tym lepiej. Zdarzały się przy tym rozmaite nieprzyjemne wpadki. Syrop bywał za słodki, brzoskwinie albo za kwaśne i twarde, albo przejrzałe i rozpadające się

Mam za sobą etap poważnego uzależnienia od brzoskwiń w puszkach. Jak alkoholik w poszukiwaniu butelki, tak ja krążyłem po markecie w poszukiwaniu mojej używki. Nieważna była jakość, im większa promocja tym lepiej. Zdarzały się przy tym rozmaite nieprzyjemne wpadki. Syrop bywał za słodki, brzoskwinie albo za kwaśne i twarde, albo przejrzałe i rozpadające się.

W czasach pustych sklepów i kartek na wszystko, brzoskwinie w puszce uchodziły za delikatesowy przysmak. Moja przyjaciółka, która mieszkała z koleżankami na stancji, dostała kiedyś od matki w czasie świąt Bożego Narodzenia puszkę brzoskwiń. Tak się bała, że współlokatorki rzucą się na jej ulubiony przysmak, że całość zjadła jeszcze w pociągu w powrotnej drodze. Dziś, gdy tego typu przysmaki kosztują czasami niecałe cztery złote, podobne opowieści brzmią co najmniej egzotycznie.

Dopiero pierwsze wyjazdy do krajów południowych uświadomiły mi, że świeże brzoskwinie smakują o niebo lepiej niż te zapuszkowane. Do tej pory pamiętam wręcz niebiański smak brzoskwiń w Grecji. Owoce, które dojrzewały w połowie września, były ogromne, niezwykle soczyste, miękkie niczym polskie gruszki i cudownie słodkie. W ogóle nie czuło się na zębach aksamitnej skórki, która razem z owocem rozpływała się w ustach.

Na takie same brzoskwinie trafiałem potem, również we wrześniu, w Hiszpanii. Nigdy jednak nie poznałem nazwy tego gatunku, ani nie znalazłem podobnych owoców w Polsce. Myślę, że w tym wypadku ogromne znaczenie ma droga od drzewa do sklepu. Brzoskwinie nie znoszą dalekich podróży i nadmiernego potrząsania. Tak więc najlepiej kupować je bezpośrednio w jakimś greckim sadzie i zjadać na miejscu. Inaczej pozostają nam jedynie twarde brzoskwinie z supermarketu, lub miękkie i bez skórki zalane syropem w puszce.

Łacińska nazwa brzoskwiń „Prunus Persica” oznacza, że owoce te pochodzą z obszaru dawnej Persji, a więc dzisiejszego Iranu. Jednak prawie na pewno narodziły się one w Chinach, a następnie przybyły do Persji dzięki Jedwabnemu Szlakowi. Pierwsze zapiski o brzoskwiniach powstały w Chinach jeszcze w X wieku przed Chrystusem. Uważano je za ulubione owoce cesarzy. Chińczycy twierdzili, że brzoskwinie zapewniają władcom nieśmiertelność. Mianem „brzoskwinia” określali również panny młode. Jednocześnie metafora „nadgryziona brzoskwinia” w chińskiej literaturze oznaczała związek homoseksualny.

Persowie pokochali chińskie brzoskwinie. Dzięki nim trafiły one następnie do starożytnej Grecji i Rzymu. A potem wszystko poszło jak płatka! Rzymianie rozwieźli je po niemal całej Europie, hiszpańscy kolonizatorzy w XVI wieku spopularyzowali owoce w Ameryce Południowej, a kilkadziesiąt lat później Anglicy wywieźli je do Ameryki Północnej. Dzisiaj w Kalifornii hoduje się 65 procent brzoskwiń zjadanych przez Amerykanów.

W Polsce niezwykle popularne są brzoskwinie dodawane do wszelkiego rodzaju ciast: od serników, poprzez ciasta kruche kończąc na tortach. Kawałek brzoskwini poprawia też wyraźnie smak indyka w maderze. Brzoskwinie i ananasy są też często składnikiem typowego chińskiego sosu słodko - kwaśnego do drobiu.

Oczywiście najbardziej znanym brzoskwiniowym deserem są Lody Melba. Powstały one w roku 1892 na cześć słynnej australijskiej śpiewaczki operowej Nellie Melba. Stworzył je francuski cukiernik August Escoffier. Francuz nie za bardzo wydziwiał. Postawił na prostotę. Zwykłe śmietankowe lody przyozdobił kawałkami sparzonych i następnie schłodzonych brzoskwiń. Całość polał zimnym sosem malinowym i posypał wiórkami migdałów.

Zimny deser zasmakował śpiewaczce i bynajmniej nie zaszkodził jej gardłu. Nelly Melba śpiewała bowiem jeszcze przez prawie 40 lat na wszystkich scenach operowych świata. Przy tym zyskała nieśmiertelność. Pewnie Chińczycy jak zwykle mieli rację…

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także