GwiazdyStaram się cieszyć tym co mam - rozmowa z Grażyną Wolszczak

Staram się cieszyć tym co mam - rozmowa z Grażyną Wolszczak

Staram się cieszyć tym co mam - rozmowa z Grażyną Wolszczak
Źródło zdjęć: © mwmedia
05.04.2006 17:45, aktualizacja: 10.04.2006 08:20

W tym zawodzie nie ma żadnych reguł, nie ma żadnych prawidłowości. Staram się cieszyć tym co mam.

Jak się Pani czuje w blasku fleszy?
Mam cierpliwość. Zdaję sobie sprawę, że jest to częścią składową tego zawodu i tak też to traktuję. Nie jest to jakoś specjalnie uciążliwe.

Grażyna Wolszczak jest uroczą, ciepłą, wspaniałą kobietą, na dodatek piękną, co jest troszkę wadą”. Kto to powiedział, jak Pani myśli?
Nie mam pojęcia. Skąd mogę wiedzieć?.

Powiedziała to Katarzyna Grochola...
Aha...

* ...w rozmowie ze mną w maju ubiegłego roku kiedy trwało kompletowanie obsady do „Ja wam pokażę!”. Czy pamięta Pani pierwsze spotkanie z Katarzyną Grocholą?*
Oczywiście. Były to urodziny Kasi, na które zostałam zaproszona jako osoba towarzysząca Cezaremu Harasimowiczowi.

Znała Pani wcześniej jej twórczość?
Tak, czytałam już „Nigdy w życiu” i bardzo dobry tom opowiadań pt. „Podanie o miłość”.

Po „Wiedźminie” wielbiciele prozy Sapkowskiego wypomnieli Pani nieznajomość jego twórczości. Czy to prawda, że przed zdjęciami do „Ja wam pokażę!” nie rozstawała się Pani z książką Grocholi?
Nie z książką, tylko ze scenariuszem. I nie chodzi o to, że chodziłam ze skryptem pod pacha. Po prostu to luksusowa sytuacja, kiedy aktor wie na pół roku przed zdjęciami, że będzie grał w filmie. W związku z tym czyta się scenariusz wiele razy, zagląda się do niego, rozmawia się o nim i myśli. I gdzieś ta postać sama się układa aktorowi w głowie i w ciele.

Jak trafiła Pani do „Ja wam pokażę!”?
Z castingu. Aktorzy „Nigdy w życiu” nie zdecydowali się wziąć udziału w „Ja wam pokażę!” i dlatego ogłoszono zdjęcia próbne na role Judyty, Adama i Tosi.

W jaki sposób odebrała Pani postać Judyty po pierwszej lekturze scenariusza? Od razu się Pani spodobała?
Trudno nie lubić tej postaci.

Powiedziała Pani w jednym z wywiadów, że potrafi Pani na planie swoje pomysły przeforsować, ale ostatnie zdanie ma reżyser. Jak dużo swoich sugestii wniosła Pani do tej postaci?
Wniosłam siebie, swoją energię. Z rozwiązaniami poszczególnych sytuacji, różnie bywa. Mogę mieć swoje pomysły, ale decyduje reżyser. Wiele zależy też od partnera. Film jest pracą zbiorową.

Po premierze „Wiedźmina”, wyznała Pani, że bardzo identyfikuje się z Yennefer zwłaszcza jeśli chodzi o burzliwy charakter i jej dojrzałość. A jakie cechy łączą Panią z Judytą?
Judyta jest postacią, z którą każda kobieta może się zidentyfikować Od razu staje się bliska.

Gdyby miała Pani porównać, jak się gra z Michałem Żebrowskim, a jak z Pawłem Delągiem i Cezarym Pazurą?
Nie chciałabym porównywać, bo to są kompletnie inne osobowości. Mają swoje zalety i wady jak każdy. Ale ja nigdy nie skupiam się na wadach, tylko szukam najlepszej drogi do współpracy.

Jaka panowała atmosfera na planie „Ja wam pokażę!”?
Wszystkim zależało na tym żeby zrobić dobry film. I wszyscy ciężko na to pracowali. Na szczęście nie brakowało poczucia humoru. To bardzo ważne umieć się śmiać. Także z siebie.

Po „Wiedźminie” narzekała Pani, że propozycje aktorskie się nie posypały. Czy teraz po „Ja wam pokażę!” nastąpi zwrot w Pani karierze i będzie Pani mogła przebierać w ofertach?
Nie narzekałam bo nie spodziewałam się, że „Wiedźmin” będzie jakimś przełomem w moim życiu W tym zawodzie nie ma żadnych reguł, nie ma żadnych prawidłowości. Staram się cieszyć tym co mam.

Po premierze „Ja wam pokażę” powiedziała Pani, źe teraz właśnie wychodzi z cienia...
To nie ja powiedziałam, tylko dziennikarz.

Uważa się Pani za gwiazdę pism kolorowych, ale chciałaby być Pani prawdziwą gwiazdą, prawda?
Nie jestem żadna gwiazdą! Czasem ktoś mnie kreuje na gwiazdę, ale ja buntuję się przeciw temu. Gwiazdą j to jest Krystyna Janda.. Powtórzę za Markiem Perepeczką, który w ostatnim swoim wywiadzie, na dziennikarki: „Pan jest sławny”, odpowiedział: „Ja? Ja nie jestem sławny, ja jestem tylko popularny!” To duża różnica.

W wywiadach zawsze Pani mówi, że nie ma wymarzonej roli, którą chciałaby zagrać, nie wybiega Pani w przyszłość. Nie ma więc Pani planu swojej kariery aktorskiej...
Nie, nie!

...z kryteriami dotyczącymi wyboru ról?
Nie. Gdybym miała tych ról w nadmiarze oczywiście musiałabym coś wybrać a coś odrzucić. Myślę, że to nie byłoby takie trudne. Wystarczy przeczytać, a już wiadomo czy coś jest pociągające i na ile w danym projekcie. Rzeczywiście nigdy nie zajmowałam się swoją karierą i nawet zazdrościłam koleżankom, które tak jak Kasia Figura potrafiły wziąć swoje kasety demo pod pachę i wyruszyć w świat, żeby je komuś pokazać. Nigdy nie przyszło mi do głowy żeby zrobić coś takiego, a gdyby nawet przyszło nie wiedziałabym jak się za to zabrać.

Jest Pani wszechstronną aktorką. Występuje Pani w teatrze, gra Pani w serialach, filmach fabularnych. Niektórzy aktorzy omijają teatr...
Nie, nie wierzę w to. To są różne strony tego samego zawodu. Teatr jest fantastyczny.

Nazwała Pani paradoksem fakt, że utalentowani, czasem nagradzani aktorzy nie otrzymują dobrych propozycji...
No tak, dlatego mówię, że nie ma tutaj żadnej prawidłowości.

Sądzi Pani, że rywalizacja między „Tylko mnie kochaj” i „Ja wam pokażę!” o jak największą oglądalność, pojedynek o widzów sprawią, że sytuacja w polskiej kinematografii się zmieni? Będą jeszcze lepsze scenariusze i świetnie napisane role dla dobrych aktorów?
Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że fakt, iż dwa filmy, które miały premierę na początku tego roku zyskały tak ogromną widownię, zmobilizuje potencjalnych producentów czy inwestorów do zaryzykowania swoich pieniędzy w produkcje filmową, bo jak się okazuje można na polskim filmie zarobić. Może dzięki temu powstanie kilka filmów więcej.

Paweł Deląg w wywiadzie dla „Metra” stwierdził: „Nie ma w Polsce dobrego kina, które opowiadałoby o tym co się dzieje tu i teraz”. Zgadza się Pani z tym?
Nie wiem co Paweł miał na myśli. Może chciałby oglądać społeczne kino? Takim kinem na pewno nie jest „Ja wam pokażę!”. To jest film rozrywkowy. Takie założenie było od początku.

W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że aktorstwo to zawód, który wymaga poświęceń. Kiedy zaczęła Pani grać w „Na Wspólnej” rozprostowała Pani włosy, a by nie być podobną do Yennefer...
Zmiana fryzury? To ma być poświęcenie?! Bez przesady [śmiech].

Do jakich poświęceń byłaby Pani zdolna jeśli chodzi np. o zmianę wizerunku?
Kobiety lubią zmieniać wizerunek i to żadne poświęcenie, raczej fajny pretekst żeby coś pokombinować, Nie wiem do jakich poświęceń byłabym zdolna. To reżyser musiałby mieć jakieś oczekiwania, którym musiałabym sprostać. Co to miałoby być?

Czytała Pani „Nieoczekiwaną zmianę płci” Cezarego Harasimowicza? Podobała się Pani?
Oczywiście. Jest super!

A czy zgodzi się Pani z autorem, że „świat byłby lepszy i ciekawszy, gdyby rządziły nim kobiety”?
Tak powiedział? Nie wiem. To chyba duże uproszczenie. Ja jestem za równouprawnieniem mężczyzn też.

Czyli nie chciałaby Pani żeby było tak jak w tej książce, że kobiety przejmują cechy męskie i na odwrót?
Co pan taki dosłowny? Ta książka to groteska, jest to oczywiście jakiś glos komentujący naszą rzeczywistość, ale nie do końca na serio.

Jeszcze przed zdawaniem do szkoły aktorskiej, próbowała się Pani dostać na psychologię...
Nie przywiązywałabym do tego zbyt wielkiej wagi, to było tak z braku pomysłu na życie.

Nie zdążyła więc Pani zgłębić wiedzy psychologicznej...
Fachowej nie, chociaż pewnie jak każdy zaglądałam do Kępińskiego.

A już chciałem zapytać czy wiedza psychologiczna pomaga w aktorstwie czy nie? Nie trzeba chyba być dobrym psychologiem żeby dobrze grać? Ma to jakieś znaczenie?
Znaczenie ma umiejętność obserwacji ludzi i siebie w różnych sytuacjach. zapamiętywanie stanów emocjonalnych, zachowań swoich i innych.

Jak się Pani śpiewało „Baw mnie” ze Zbigniewem Wodeckim?
[śmiech] Piękna przygoda. To właśnie jedna z genialnych stron tego zawodu, że można jak się ma trochę szczęścia, spełniać swoje marzenia. Można być księżniczką, latać balonem i można być piosenkarką, chociaż przez moment. I jeszcze w dodatku w duecie z Wodeckim! Obłęd!

Od dawna fascynuje się Pani tańcem. Może czas na spełnienie kolejnego marzenia, jeżeli nie w „Tańcu z gwiazdami”, to w jakimś innym programie?
„Taniec z gwiazdami” bardzo mnie pociąga. Nawet miałam propozycje do dwóch ostatnich edycji. Coś tam terminowo nie wyszło, ale też trudno byłoby mi podjąć tę decyzję. Koleżanki bardzo zawyżyły poprzeczkę, a jury bywa bezlitosne.

Czy w rodzinie artystycznej oddzielacie życie prywatne od zawodowego, np. jak przychodzicie do domu to nie rozmawiacie o swojej pracy?
Rozmawiamy, to jest nasz wspólny świat, w którym żyjemy.

Ale nie urządzacie w domu planów filmowych?
Nie. W jaki sposób? Cezary ma swoją pracę, a ja swoją.

Sporo zamieszania w „Ja wam pokażę”, zrobiła córka Judyty, Tosia, która wtrąca się w życie dorosłych i stara się decydować z jakim mężczyzną powinna się związać się jej matka. Czy Pani syn Filip mógłby zachować się podobnie?
Nie, nie mógłby. Nigdy nie próbował. Kilka razy w życiu miałam sposobność obserwować sytuacje, w których dzieci stanowczo nie zgadzały się na jakiegoś partnera, matki czy ojca. Ja doceniam moje dziecko, które ma do mnie zaufanie i akceptuje moje wybory.

Mówi Pani często o tęsknocie, że stara się nie tęsknić za niczym, bo jak już to zdobędzie, to tęskni za czymś następnym. Ale naprawdę nie ma Pani pragnień, dążeń?
Chciałabym to status quo zachować. Żebym miała ciekawą pracę, udane życie rodzinne czyli żeby było tak jak teraz. Amen.

Dziękuję za rozmowę
Warszawa, Cafe Milano, 1.03.2006

Źródło artykułu:WP Kobieta