Straciła ukochanego psa. Musiała zmienić miejsce zamieszkania
Wszystkim życzę takiego przyjaciela, jakim dla mnie był Bary. Ale najgorszemu wrogowi nie życzę pożegnania. Tego uczucia bezsilności nie do opisania i rozdzierającego serce smutku.
Dagmara ma 22 lata i choć z Barym, berneńskim psem pasterskim, musiała pożegnać się przed sześcioma laty, wciąż trzyma jego zdjęcie w ramce, choć już we własnym domu. Każdego wieczora relacjonuje mu swój dzień – tak jak robiła to, kiedy Bary był jeszcze na świecie.
– Do tej pory, kiedy o nim myślę, łzy same napływają mi do oczu – wyznaje Dagmara.
Nierealne pożegnanie
Bary trafił do rodziny Dagmary, kiedy była pięciolatką. Miał wtedy kilka miesięcy; wcześniej żył u ludzi, którzy źle go traktowali. Mimo to nowych opiekunów szybko obdarzył zaufaniem. – Nigdy nie spotkałam tak kochanego, mądrego i rodzinnego psa – mówi Dagmara. – Rodzice nigdy nie bali się zostawić mnie samej z nim w domu. Bary potrafił mnie odciągnąć od rzeczy, które mogły zrobić mi krzywdę. Nieraz uratował mi życie.
Kiedy w podstawówce Dagmara uciekła z domu, znalazł ją właśnie Bary. – Gdy tylko usłyszał od mojej mamy, co zrobiłam i że ona się martwi, przeskoczył przez płot i zaczął mnie szukać – opowiada Dagmara. – A gdy mnie znalazł, trzymając między zębami rękaw mojej kurtki, zaprowadził mnie do domu. Potem przez kilka dni bez przerwy mnie pilnował. Odprowadzał do szkoły, a kiedy kończyłam lekcje, czekał na mnie pod szkołą.
Bary spędził z Dagmarą prawie 11 lat. Na starość zdiagnozowano u niego raka. – Bardzo długo o niego walczyłam, ale przegrałam – wyznaje Dagmara. – Przyszedł moment, kiedy musieliśmy podjąć bardzo trudną decyzję o jego uśpieniu, żeby się dłużej nie męczył. Stało się to dzień przed moimi 16. urodzinami.
Stracić przyjaciela, z którym się dorastało, to było dla Dagmary przeżycie traumatyczne. – Tak dużo mnie z nim łączyło, że jego pożegnanie było dla mnie czymś nierealnym. Po tym, jak uśpiliśmy Barego, dosłownie zawalił mi się świat. Nie miałam ochoty na nic. Nie jadłam. Nie piłam. Nie wychodziłam z domu. Opuszczałam szkołę.
Za każdym razem, kiedy Dagmara wracała do domu, docierało do niej, że jej czworonożnego przyjaciela już nie ma. I że już nie wróci. Dagmara: – Nikt nie przynosił mi kapci, nikt na mnie nie skakał, nie merdał ogonem na mój widok. Z mamą słyszałyśmy w nocy odgłos pazurków uderzających o podłogę. Jakby Bary chodził po domu.
Ból po odejściu Barego był tak duży, że Dagmara postanowiła na jakiś czas wyprowadzić się z rodzinnego domu. – Tak bardzo nie mogłam sobie z tym poradzić, że przez trzy miesiące mieszkałam u siostry. Potem wyjechałam do szkoły z internatem – wspomina Dagmara. – Zrobiłabym wszystko, żeby choć na jeden dzień Bary mógł znowu tu być. Do tej pory, kiedy o nim myślę, łzy same napływają mi do oczu. To był pies o wielkim serduchu. Nigdy go nie zapomnę.
Nie wyśmiewać cierpienia
Rozpacz i żałoba po utracie istoty, którą kochaliśmy, jest czymś naturalnym. – Nie ma "lepszego" i "gorszego" rodzaju żałoby. Żałoba po ukochanym zwierzęciu jest równie głęboka, co po utracie każdej innej, bliskiej nam istoty. I nie ma znaczenia, czy jest to człowiek, pies, kot czy chomik – tłumaczy Magdalena Siwecka, która pracuje w firmie Esthima Polska zajmującej się kremacją zwierząt domowych, ale także pomocą w organizacji pożegnania zwierząt i wsparciem w przechodzeniu przez proces żałoby.
Reakcje ludzi w sytuacji utraty istoty, która była członkiem rodziny, są zwykle bardzo silne. Pojawia się szok, zdenerwowanie, żal, agresja. – Bardzo wiele zależy od otoczenia; od tego, czy opiekun zwierzęcia znajduje zrozumienie ze strony rodziny, znajomych. Zanim powołałam do życia grupę wsparcia "Łąki Wspomnień", nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo często cierpienie ludzi po utracie ukochanych zwierząt jest wyśmiewane. Mnóstwo osób słyszy: "Przecież to tylko pies, weźmiesz sobie następnego". Nie. Są opiekunowie gotowi od razu wziąć pod swój dach kolejne zwierzę, natomiast niektórzy muszą poczekać - mówi Siwecka.
Pierwsze zwierzę w życiu Kornelii pojawiło się, kiedy podobnie jak Dagmara była małą dziewczynką. Z Azorem, wilczurem, od razu połączyła ją silna więź. – To był mój najlepszy przyjaciel, przez pięć lat byliśmy nierozłączni. Niestety Azor urósł bardzo duży, a ja musiałam się z rodzicami przeprowadzić. Było dla mnie oczywiste, że zabierzemy Azora ze sobą, gdy więc dowiedziałam się, że w nowym domu nie będę miała przy sobie swojego czworonożnego przyjaciela, strasznie to przeżywałam. Nie mogłam się pozbierać. Przez rok po przeprowadzce płakałam na każde wspomnienie o nim, aż pewnego dnia podsłuchałam rozmowę rodziców, jak mówili, że Azor został zastrzelony przez pijanego myśliwego. Myślałam, że pęknie mi serce. Miałam wyrzuty sumienia, nie mogłam dać sobie z tym rady.
Dopiero po kilku latach Kornelia poczuła się gotowa, żeby zaopiekować się kolejnym czworonogiem. Od kuzynki dostała yorka. Mała suczka otrzymała imię Luna. Spędziły razem 11 lat. Luna odeszła trzy lata temu. – To był dla mnie kolejny cios, bo byłam do niej bardzo przywiązana. Luna była przy mnie we wszystkich trudnych momentach mojego życia i znowu musiałam zmierzyć się z odejściem mojej ukochanej przyjaciółki. Zachorowała, musieliśmy ją uśpić. Decyzja niesamowicie trudna, a ból – ogromny.
Dziś kiedy Kornelia wraca do domu, wita ją suczka Diana, mieszaniec. – W pewnym sensie uratowałam jej życie, bo poprzedni właściciel bardzo ją zaniedbywał. Gdy tylko ją zobaczyłam, wiedziałam, że mnie potrzebuje. A ona uratowała mnie.
Oswajanie śmierci
Więź łącząca ludzi ze zwierzętami bywa tak silna, że za granicą o właścicielach zwierząt coraz częściej mówi się "pet parents". – My bardzo dużo opowiadamy o świadomej opiece nad zwierzęciem – podkreśla Magdalena Siwecka z Esthima. – Nasi lekarze weterynarii wręczają opiekunom ulotki edukacyjne o tym, że zwierzęta co do zasady żyją krócej niż ludzie. To ważne, bo do pożegnania ukochanego zwierzęcia można i warto się przygotować. Śmierci się w ten sposób nie przyśpiesza, tylko się ją oswaja. Wtedy, gdy tracimy takiego przyjaciela, ból nie jest mniejszy, ale nie jest szokujący. Oswojenie śmierci nie znaczy, że będzie nam łatwiej żyć bez ukochanej istoty. Nie. Będzie łatwiej zaakceptować pewien stan i przejść przez proces żałoby w naturalny sposób. Pozwoli nam to nie doprowadzić się do choroby z rozpaczy czy ciężkiego stanu psychicznego.
Małgorzata po utracie ukochanej Agatki, z którą w przyjaźni spędziła długie lata, przez tydzień płakała bez przerwy. – Po tygodniu musiałam wziąć się w garść, bo bardzo źle się czułam. Nie mogłam sobie poradzić z własnymi emocjami, przeszłam przez leki uspokajające. Czas goi rany, ale pamięć zostaje na zawsze.
Brak przygotowania do ostatecznego rozstania, które kiedyś w końcu nadejdzie, powoduje u opiekunów ogromny szok i poczucie zagubienia. – Bardzo często w środku nocy dostajemy na nasze komunikatory rozpaczliwe wiadomości: "Moje ukochane zwierzę umarło, co mam robić?!". Pojawia się panika, rozpacz, bezradność – wymienia Magdalena Siwecka.
Na czym polega przygotowanie do rozstania? Przede wszystkim na nieunikaniu tematu śmierci. Na akceptacji, że ona w końcu nadejdzie. I na przepracowaniu poprzednich śmierci – nie tylko zwierząt.
Dla opiekunów, jak zauważa Magdalena Siwecka, szczególnie trudna jest decyzja o eutanazji. – Bo choć zakończyć cierpienie ukochanej istoty jest aktem wielkiej miłości, odwagi i braku egoizmu, to mimo wszystko radzenie sobie z tym jest bardzo trudne – zauważa specjalistka.
Dlatego bardzo ważne jest to, jak będą wyglądały nasze ostatnie chwile z ukochanym zwierzęciem. Jeśli zwierzę choruje albo jest istotą geriatryczną, świadoma opieka nad nim polega na stworzeniu mu odpowiednich warunków w domu, żeby czuło się w nim bezpiecznie, dzięki czemu zwierzęca starość będzie niedramatyczna.
– Jeśli wiemy, że nasze zwierzę niedługo odejdzie, spędzajmy z nim jak najwięcej czasu, twórzmy piękne wspomnienia, żeby stres i rozpacz nie przyćmiły tego, co razem przeżyliśmy. Rozmowa z lekarzem weterynarii, psychologiem zwierzęcym czy z nami to kolejny krok w ramach świadomego przygotowania do odejścia ukochanego zwierzęcia – mówi Magdalena Siwecka.
Po przyjacielu, który odszedł, można zostawić sobie pukiel sierści, zrobić odcisk łapki albo noska. Zatrzymać ulubioną zabawkę. Jeżeli opiekun decyduje się na kremację, to urnę z prochami może zabrać do domu. Niewielką ilość prochów można przechowywać np. w biżuterii funeralnej. Biżuteria może być neutralna albo np. mieć kształt psiej łapki.
Magdalena Siwecka zwraca uwagę na jeszcze jedną istotną kwestię: kiedy odchodzi ukochane zwierzę, nie wolno kłamać przed innymi członkami rodziny ani niczego ukrywać. Szczególnie przed dziećmi. – Zawsze należy mówić prawdę bez względu na wiek opiekuna – podkreśla ekspertka z Esthima.
Ewa, która nie wyobraża sobie życia bez zwierząt, uważa, że po utracie ukochanej istoty cierpi się często nawet bardziej niż po stracie człowieka. – Do człowieka przeważnie mamy jakieś "ale", szczególnie do najbliższych, są różne traumy do przepracowania – zauważa. – A miłość zwierząt i do zwierząt jest inna. Nie ma tego obciążenia. Mniej wymagamy od zwierząt niż od ludzi. I słusznie. To nam jedynym ponoć ofiarowano tak niezwykły mózg. Jednak zwierzęta potrafią pokazać, na co je stać. Dlatego nie sposób o nich zapomnieć. Pamięci Maciusia, Tekli, Koki, Bondziuka i Tozy. Płaczę teraz, mając ich przed oczami…
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!