ModaSukienki i sandałki na barykady, czyli kilka słów o powstańczej modzie

Sukienki i sandałki na barykady, czyli kilka słów o powstańczej modzie

Sukienki i sandałki na barykady, czyli kilka słów o powstańczej modzie
Źródło zdjęć: © Fototeka Muzeum Powstania Warszawskiego | Eugeniusz Lokajski
Marta Dragan

W dniu wybuchu Powstania Warszawskiego - 1 sierpnia 1944 roku - w stolicy znajdowało się ponad pół miliona kobiet. Wszystkie sądziły, że powstanie potrwa najdłużej tydzień. Nie spodziewały się, że czeka je okrągłe sześćdziesiąt trzy dni heroicznej walki. Wyszły z domów w tym, co akurat miały na sobie. Zobaczcie, jak w powstańczej rzeczywistości wyglądały bohaterki, którym w historii pisanej poświęcono znacznie mniej uwagi niż mężczyznom.

Legenda Państwa Podziemnego. Po wojnie musiała walczyć o godność powstańców

Zobacz też: Odzież patriotyczna podbija Polskę. To dobry sposób na wyrażenie patriotyzmu?

1 / 8

Warszawianki w powstańczej rzeczywistości

Obraz
© Fototeka Muzeum Powstania Warszawskiego | Marian Grabski

"Bez kobiet walka nie byłaby tak zacięta: mężczyznom brakowałoby głównego bodźca - obrony kobiet i potrzebujących pomocy" - podkreślił dowódca powstania, płk. Antoni Chruściel pseud. "Monter". Kobiety uczestniczące w Powstaniu Warszawskim pełniły głównie funkcje łączniczek, sanitariuszek, pielęgniarek, lekarek, kucharek i intendentek. Niosły podstawową pomoc medyczną, prowadziły powstańcze stołówki, pralnie, łaźnie i szwalnie. Harcerki opiekowały się dziećmi i osobami starszymi, pomagały na kuchni, roznosiły listy Poczty Polowej i prasę. Los nie oszczędzał kobiet, zarówno tych w szeregach, jak i tych z ludności cywilnej. "Okres? Podczas Powstania nie miała go żadna z nas. Stres był zbyt duży. Całe szczęście, że tak się stało, bo przynajmniej z tym nie było kłopotu" - wspomina Halina Jędrzejewska pseud. "Sławka". Do powstania nie przygotowywały się zbyt specjalnie, bo sądziły, że potrwa zaledwie parę dni.

2 / 8

Sukienka jak na piknik, a nie walkę

Obraz
© Fototeka Muzeum Powstania Warszawskiego

Większość kobiet przystąpiła do powstańczej walki w zwykłych strojach cywilnych. W plisowanych spódnicach, letnich sukienkach i sandałkach. "Oprócz zmiany bielizny nie miałam ze sobą żadnych ubrań. A ubrana byłam w sukienkę w paseczki i rzemykowe sandałki. Strój jak na piknik, a nie do walki" - wspomina Zofia Radecka ps. "Zocha", łączniczka w Zgrupowaniu Batalionu "Oaza". Anna Branicka-Wolska dzień wybuchu Powstania Warszawskiego zapamiętała jako "dzień ciężkiej pracy". Do jej obowiązków jako łączniczki należało najpierw zawiadomienie kolegów o godzinie "W", a dopiero potem przygotowanie się do walki. Jak to zrobiła? "Ubrałam się w szarą spódnicę, bluzkę, wiatrówkę. Gotowa do akcji pobiegłam wprost do szpitala" - podkreśla sanitariuszka.

3 / 8

Deficyt ubrań

Obraz
© Fototeka Muzeum Powstania Warszawskiego | Marian Grabski

Kobiety nie nosiły ze sobą dodatkowego bagażu, nie miały nic na zmianę. Wyszły z domów w tym, w czym stały. Jeżeli udało im się znaleźć jakieś okrycie wierzchnie, to były w siódmym niebie. Ale nie każda miała takie szczęście. Ciepły płaszcz był marzeniem. "W cienkich, przemoczonych sukienkach trzęsłyśmy się z zimna. A obok nas siedziała dziewczyna, która miała na sobie długi, sięgający stóp, kolejarski płaszcz. Patrzyłyśmy na nią z zazdrością. My nie miałyśmy ani nic ciepłego, ani nic, w co mogłyśmy się przebrać" - mówiła "Sławka".

4 / 8

"Zobacz, przyniosłem ci coś na cyce!"

Obraz
© Fototeka Muzeum Powstania Warszawskiego

Z brakiem ubrań przypomniała jej się jeszcze jedna, tym razem zabawna historia. Było to na ulicy Książęcej. Podszedł do niej kolega z oddziału i pewnym, wręcz dumnym głosem oznajmił: - "Sławka" mam coś dla ciebie. Na co sanitariuszka zapytała, co takiego. "Zobacz, przyniosłem ci coś na cyce! - w tym momencie wyciągnął rękę, w której miał biustonosz" - wspomina "Sławka". "Pamiętam, że koledzy mało go wtedy nie zadusili. Krzyczeli: - Jak śmiesz tak do niej mówić! Strasznie go obsztorcowali, a biedak chciał przecież dobrze. Ja specjalnie urażona się nie poczułam. Szczególnie, że oddał naprawdę wielką przysługę. Miałam wreszcie stanik!" - dodaje sanitariuszka.

5 / 8

Spódnica ze spodni

Obraz
© Fototeka Muzeum Powstania Warszawskiego | Zygmunt Kukieła

Kobiety starały się sprostać wymaganiom okupacyjnej mody. Powszechnym zwyczajem wśród warszawianek było przerabianie zdobytych w niemieckich magazynach męskich spodni na spódnice. Powodem było po pierwsze przyzwyczajenie, a po drugie konieczność. Wiele kobiet przed powstaniem ani razu nie miała na sobie spodni, więc to była dla nich totalna nowość. Nie każda czuła się w nich komfortowo, choć były dużo wygodniejsze i bezpieczniejsze niż spódnice, które nie zapewniały całkowitej ochrony nóg i często o coś się zaczepiały. "Dopiero podczas powstania niektóre z nas (nieliczne) w razie konieczności (np. przy zejściu do kanałów) wkładały tę część garderoby" - wspomina Zofia Kozłowska "Grażyna" z Pułku "Baszta".

6 / 8

Kombinezony największym krzykiem mody

Obraz
© Fototeka Muzeum Powstania Warszawskiego

Nie wszystkie jednak mogły (nawet jak chciały) nosić spodnie i kombinezony. Ten męski element garderoby założony przez kobietę często spotykał się ze sprzeciwem dowódcy. Nie zgadzano się, by kobiety chodziły ubrane "po męsku". "Zwykłe sanitariuszki zostały ubrane w idiotyczne, cienkie fartuszko-sukienki. Były szafirowe w białe kropki. Ja, mająca się za bojowego żołnierza, wstydziłam się w tym chodzić. Wyglądałyśmy jak panienki ze szkoły gospodarczej. Byłam głęboko rozgoryczona. Wszystkie dziewczyny marzyły o kombinezonach. To był wtedy krzyk mody" - relacjonuje sanitariusza Maria Sułowska-Dmochowska pseud. "Maryla".

7 / 8

Panterki i tygrysiki

Obraz
© Fototeka Muzeum Powstania Warszawskiego | Joachim Joachimczyk

Wśród strojów walczących - po kombinezonach roboczych - największym osiągnięciem było posiadanie tzw. panterki tudzież tygrysika. Były to kurtki i bluzy kamuflażowe używane przez niemiecki Wehrmacht, które udawało się wykradać z magazynów. Te okrycia wierzchnie upodabniały powstańców do typowego wojska i tym samym, ułatwiały ukrycie się przed wrogiem. "To był dopiero sznyt! Chodziłyśmy w tych panterkach i czułyśmy, że jesteśmy naznaczonymi akowcami" - wspomina sanitariuszka Anna Jakubowska pseud. "Paulinka" z batalionu "Zośka". Podstawowym nakryciem głowy były berety lub furażerki z orzełkiem. O przynależności do armii świadczyła biało-czerwona opaska na ręku.

8 / 8

Śluby w powstańczej Warszawie

Obraz
© Fototeka Muzeum Powstania Warszawskiego

W cieniu spadających bomb kobiety brały śluby w kitlach sanitariuszek zamiast sukien ślubnych. Za obrączki nowożeńcom służyły kółka od zasłon. Panny młode trzymały w rękach bukiety kwiatów, a na głowę plotły wianki. Zawarcie związku małżeńskiego to wkroczenie w nowy etap życia, z którym wiąże się pewne nadzieje i plany na przyszłość. Zakochani w okupowanej Warszawie brali śluby impulsywnie, nie po to, żeby coś planować, ale dlatego, że na drugi dzień mogło już ich nie być. Podczas 63 dni powstania 256 par wzięło ślub. To niezwykłe zjawisko 65 lat później stało się tematem filmu "Epidemia miłości" Macieja Piwowarczuka. W czasie powstania nie było mowy o specjalnym dress codzie, bo - jak podkreśliła Halina Jędrzejewska pseud. "Sławka" - ówczesne kobiety niczego nie miały. Walczyły o przetrwanie, a ubiór był najmniej istotną sprawą. Zakładały to, co wpadło im w ręce. Niektóre z nich spędziły 63 dni w jednym stroju. - W trakcie powstania toczyło się normalne życie w nienormalnych warunkach - mówiła pisarka Anna Herbich.

Wypowiedzi sanitariuszek pochodzą z książki Anny Herbich, pt. "Dziewczyny z powstania".

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (40)