Blisko ludziŚwięta w USA

Święta w USA

Święta w USA
04.01.2007 13:10, aktualizacja: 29.06.2010 02:02

Święty Mikołaj w czerwonej pelerynie, świąteczne wystawy sklepowe, które można zobaczyć już po pierwszym listopada, prezenty wkładane do skarpet wiszących na kominku. Czyżby nasze Boże Narodzenie zaczynało przypominać amerykańskie „Christmas”?

Coraz częściej słyszymy, że nasze Boże Narodzenie zaczyna przypominać amerykańskie „Christmas”. Święty Mikołaj w czerwonej pelerynie, z grubym brzuchem i długą brodą, świąteczne wystawy sklepowe, które można zobaczyć już po pierwszym listopada, prezenty wkładane do skarpet wiszących na kominku to tylko niektóre z przykładów na upodabnianie się naszych świąt do tych rodem z USA.

Wszytkiemu winna Ameryka?

Za każdym razem, gdy mówimy o zjawisku kopiowania amerykańskich zwyczajów świątecznych, towarzyszy temu przeświadczenie o komercjalizacji Bożego Narodzenia, za co wielu wini właśnie Amerykę. Czy Amerykanie naprawdę myślą przed świętami tylko o tym, co kupić i w co się ubrać na Pasterkę? Czy nie przesadzamy z oskarżeniami ich o psucie świątecznej atmosfery? Jak naprawdę wygląda Boże Narodzenie w USA?

Amerykanie, wbrew pozorom, nie kojarzą świąt wyłącznie z zakupowym szaleństwem. Zwalając całą winę za skomercjalizowanie świątecznej atmosfery na Amerykę, popełniamy duży błąd. Nie tylko jest to niesprawiedliwe dla samych Amerykanów, którzy wbrew pozorom święta traktują poważniej niż może się to nam wydawać. Winę za to, że bardziej w czasie wigilijnej kolacji dbamy o wystrój domu i o zawartość kolorowych paczek niż o przemyślenia nad ideą Bożego Narodzenia ponosimy przecież my sami. Bo tak jest wygodniej.

Tymczasem Amerykanie, mimo ostatniego szaleństwa na punkcie poprawności politycznej i wymagań, aby nie mówić „Christmas”, tylko po prostu „holidays” (święta, wakacje) wciąż dbają o dobre spędzenie świąt. Oczywiście, najbardziej widoczna i rzucająca się w oczy w czasie przygotowań do Bożego Narodzenia jest wszędobylska komercja, która niewątpliwie opanowała ten naród jako jedna z pierwszych. Co nie znaczy jednak, że przy okazji świąt Amerykanie nie próbują zrobić czegoś dobrego dla innych i zadbać o to, aby ich dzieci wiedziały, że Boże Narodzenie nie obchodzone jest dla brodatego staruszka, ale narodzin Jezusa.

Przedświąteczne szaleństwo

Pierwsze oznaki szaleństwa świątecznego można zauważyć już po Święcie Dziękczynienia, obchodzonego w czwarty czwartek listopada. Wtedy sklepy oferują zniżki na wszystkie towary, które mogą stać się świątecznymi prezentami. Przed dużymi centrami handlowymi roi się także od wolontariuszy zbierającymi datki na cele charytatywne. Amerykanie chętnie wrzucają pieniądze do puszek, czując, że w ten sposób robią coś wyjątkowego.

W wielu firmach pod koniec listopada i na początku grudnia, pracownicy zaczynają zbierać pieniądze oraz różnego rodzaju produkty dla potrzebujących. Idea pomagania jest więc w Stanach bardzo silna, a chęć obdarowywania biedniejszych nabiera w przedświątecznym czasie wyjątkowej mocy.

Nie tylko zakupy

Czas przedświąteczny to nie tylko zakupy. To także okres wielu przyjęć, zarówno charytatywnych, jak i „zwykłych”, które Amerykanie nazywają „Christmas Party” (bożonarodzeniowe przyjęcie). Organizuje się wtedy przyjęcia zarówno w miejscach pracy, jak i w domach. W tym okresie wyjątkowo chętnie mieszkańcy Stanów Zjednoczonych odwiedzają kina, teatry, a także oper i filharmonie. Szczególnym zainteresowaniem cieszą się sztuki oraz filmy, których treść związana jest z Bożym Narodzeniem.

Absolutny szał dekorowania domów ogarnął całą Amerykę jak żaden inny kraj. Dom musi być piękniejszy, lepszy i bardziej świecący niż dom sąsiada. Amerykanie prześcigają się w wymyślaniu różnego rodzaju dekoracji świątecznych, przy czym choinka, dla nas wciąż najważniejsza, jest dla nich ważnym, ale jednak, dodatkiem. W przeciwieństwie do nas, choinkę ubiera się długo przed świętami, a wyrzuca od razu po Bożym Narodzeniu.

Święta trwają krócej niż nasze; Amerykanie mają tylko jeden dzień świąt. Zaczynają się wieczorem 24 grudnia, kiedy katolicy idą na Pasterkę, która, w przeciwieństwie do naszej, zaczyna się nie o północy, ale wcześniej – o 22. Wigilii Amerykanie nie obchodzą, nie ma więc uroczystej kolacji ani oczekiwania na pierwszą gwiazdkę.

Brodaty Mikołaj wpada w nocy z 24 na 25 grudnia przez komin do domów i wrzuca prezenty pod choinkę, a drobiazgi do powieszonych na kominku kolorowych skarpet. Dzieci zostawiają Mikołajowi ciasteczka i mleko, czasem nawet drobne upominki. Rankiem, po wizycie w kościele, wszyscy otwierają kolorowe paczki i jedzą uroczyste, bardzo sute śniadanie. Na stole najczęściej króluje indyk. Wszyscy starają się w ten dzień być razem z rodziną i spędzić go w gronie najbliższych. Wieczorem święta dobiegają końca, bo 26 grudnia dorośli idą już do pracy, dzieci do szkół, a choinki lądują na śmietniku.

Amerykańskie święta różnią się od naszych pod wieloma względami, chociaż przecież główna idea świąt jest taka sama. Tak samo jak my przeżywają te jedne z najpiękniejszych dni w roku i pod otoczką komercji wciąż ważne jest głębokie przeżywanie Bożego Narodzenia.

Dziękuję za pomoc red. Hannie Gil ze Seattle.

Źródło artykułu:WP Kobieta