Świeża woda życia doda - wszystko o wodzie mineralnej
Butelka wody mineralnej w ręku stała się znakiem rozpoznawczym współczesnego człowieka. Szacowny profesor Zygmunt Baumann w jednym z wywiadów mówił, że nie pamięta, by kiedykolwiek wcześniej tak mocno afiszowano się z faktem picia „zwykłej wody”.
06.03.2012 | aktual.: 16.03.2012 16:10
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Butelka wody mineralnej w ręku stała się znakiem rozpoznawczym współczesnego człowieka. Szacowny profesor Zygmunt Baumann w jednym z wywiadów mówił, że nie pamięta, by kiedykolwiek wcześniej tak mocno afiszowano się z faktem picia „zwykłej wody”. W naszych czasach woda mineralna kojarzy się głównie ze zdrowiem, aktywnym trybem życia i szczupłą sylwetką. Facet z puszką piwa na skwerku przed domem budzi skojarzenia negatywne. Ale gdy piwo zamienia na wodę, a siedzenie na ławce na jogging - to automatycznie przekształca się w nowoczesnego mieszkańca dużego miasta.
Dziś trudno nam sobie wyobrazić fakt, że wielkim fanem wody mineralnej był... Adolf Hitler. Ten największy zbrodniarz XX wiecznej Europy nie tylko kochał psy, nie jadał mięsa i nie pił kawy, ale także większość posiłków popijał wodą mineralną. Miał swój ulubiony gatunek, który zresztą w Niemczech do dziś można kupić w większości sklepów spożywczych.
Hitler, który miał notoryczne problemy z żołądkiem i jelitami, święcie wierzył, że właśnie ta woda pomaga mu w trawieniu. Jego osobisty adiutant odpowiedzialny był za to, by skrzynki z wodą mineralną zawsze jeździły w osobistym bagażu kanclerza Rzeszy. Z czystej ciekawości posmakowałem kiedyś ulubionej wody Hitlera i muszę przyznać, że smak ma dosyć specyficzny. Jak dla mnie jest przede wszystkim zbyt słona. Jej nazwy jednak nie podam, by nie zaszkodzić niektórym czytelnikom w trawieniu obiadu.
Adolf Hitler miał do wody mineralnej stosunek charakterystyczny dla konsumentów z XVIII i XIX wieku. W czasach przed antybiotykami, a nawet przed wymyśleniem zwykłej aspiryny, wodę mineralną traktowano po prostu jak lekarstwo. Dawne określenie „jedziemy do wód” zawierało w sobie nie tylko informację o zdrowotnych kąpielach. Przede wszystkim chodziło o popijanie wody z określonych źródeł. Ówcześni lekarze w ten sposób starali się leczyć większość chorób: od alergii, poprzez reumatyzm, na bezpłodności czy syfilisie kończąc. Do dziś zresztą na całym świecie funkcjonują uzdrowiska, które proponują szeroką gamę wód mineralnych dostosowanych do zwalczania określonych chorób. Część wód sprzedaje się zresztą w aptekach. Trzeba uważać przy zakupach. Niektóre z nich ułatwiają na przykład trawienie, ale jednocześnie szkodzą na nerki. Lub odwrotnie!
W wielu krajach europejskich (w tym również w Polsce) mianem „wody mineralnej” zwykło się określać nawet najpodlejszą kranówkę sprzedawaną w supermarkecie w plastikowej butelce. Niewielu klientów wie, że „prawdziwa” woda mineralna powinna być w pełni naturalna, pozyskana z określonego źródła i w znacznym stopniu wzbogacona solami mineralnymi. Powinno się ją także przechowywać z ograniczonym dostępem światła i najlepiej w szklanych, zielonych lub brązowych butelkach. Cała reszta sklepowych wód to po prostu „wody stołowe”. Otrzymuje się je na ogół poprzez zmieszanie wody pitnej (podziemnej) z naturalną wodą mineralną, solami naturalnymi lub innymi składnikami. Ilość gazu w takiej wodzie (CO2) jest sztucznie regulowana i na ogół nie ma nic wspólnego z „naturalnym pochodzeniem”.
Według specjalistów najzdrowsze wody mineralne zawierają powyżej 1000 mg składników mineralnych w litrze. Korzystna dla zdrowia ilość magnezu to powyżej 50 mg w litrze, wapnia - powyżej 150 mg, siarczanów - powyżej 250 mg, a wodorowęglanów - powyżej 600 mg w litrze. Problem polega jednak na tym, że takie wody oczywiście bywają bardzo zdrowe, natomiast na ogół dosyć podle smakują. Dlatego też w sklepach i na stołach królują wszelkiej maści ulepszane „wody stołowe”, mniej lub bardziej korzystne dla zdrowia. Na pewno jednak o wiele smaczniejsze, aniżeli ich w pełni „naturalni” krewniacy.
Obecnie na świecie pozyskuje się i produkuje ponad kilkaset rozmaitych wód stołowych i mineralnych. W samych Niemczech na rynku obecnych jest ponad 600 rozmaitych odmian i rodzajów, Włochy produkują ich ponad pół tysiąca (w tym słynne San Pellegrino), Francja – 210 (w tym „kultowe”: Perrier, Evian i Vittel), Hiszpania ponad 170, Wielka Brytania 150, Kanada 90, a Australia i Polska - 60. Nawet w Mongolii można się napić jednej wody o wdzięcznej nazwie Lenda.
Podobno najdroższa woda pitna świata to Kona Nigarii. Pochodzi ona z wód otaczających Hawaje. Jest to koncentrat alg, których kilogram kosztuje ponad 400 euro. Koncentrat miesza się następnie z wodą, która podobno rewelacyjnie zwalcza stres i jednocześnie wspomaga odchudzanie. Zanim jednak rzucimy się na wodę z Hawajów, może warto posłuchać Marii Monatowej, która w swojej książce kucharskiej z 1910 roku przestrzega czytelników: „Nie pić nic wśród jedzenia! Picie wody rozcieńcza soki trawienne i zmniejsza ich siłę, a płyny zajmując miejsce pokarmom, rozszerzają niepotrzebnie żołądek”.
(mk/sr)