Blisko ludziSyndrom gotującej się żaby. "Przebudzenie może być bardzo trudnym momentem"

Syndrom gotującej się żaby. "Przebudzenie może być bardzo trudnym momentem"

Syndrom gotującej się żaby dotyka często kobiet dojrzałych
Syndrom gotującej się żaby dotyka często kobiet dojrzałych
Źródło zdjęć: © Adobe Stock | ©fizkes - stock.adobe.com
Katarzyna Pawlicka
01.12.2021 19:53

- Kobiety dojrzałe, 55- czy 60-letnie mówią: "myślałam, że robię to dla dobra rodziny. Liczyłam, że on się zmieni, a dzieci docenią moje poświęcenie i będą szczęśliwe" - relacjonuje w rozmowie z WP Kobieta psychoterapeutka Magdalena Szkup-Małecka, charakteryzując zjawisko określane mianem syndromu gotującej się żaby.

Katarzyna Pawlicka, WP Kobieta: Kiedy możemy mówić o syndromie gotującej się żaby?

Magdalena Szkup-Małecka: Syndrom gotującej się żaby ma miejsce wtedy, gdy warunki, w których jesteśmy, powoli, stopniowo zmieniają się na coraz gorsze, a my się do nich przyzwyczajamy. Nie zauważamy pogarszania się naszej sytuacji i niebezpieczeństwa, a kiedy zdamy sobie z tego sprawę, może być za późno na ratunek. Często jesteśmy wtedy już tak zmęczeni, że nie mamy sił ani zasobów, aby się z tej sytuacji wydostać.

Najczęściej mówimy o nim w kontekście związków – kiedy jedna ze stron nagina się, często towarzyszy temu myśl "przecież partner czy partnerka w końcu zrozumie, zmieni się". To chyba błędne założenie?

Sami doskonale wiemy, jak ciężko jest nam się zmienić, nawet gdy mamy silne przekonanie i postanowienie, że ta zmiana jest potrzebna. Dlatego to oczekiwanie w stosunku do partnera jest złudne, szczególnie, że druga osoba może nawet nie wiedzieć, że takich kroków od niej oczekujemy. Może też zmiany po prostu nie chcieć. Tutaj od razu pojawia się temat braku komunikacji i uświadamiania partnerowi lub partnerce swoich wartości i potrzeb. Gdy nie umiemy tego robić, albo nie czujemy się na tyle bezpiecznie w związku, by o nich mówić, trudno móc w pełni zaistnieć w tej relacji, a wtedy łatwo znaleźć się w sytuacji "gotowanej żaby".

Jakie doświadczenia mogą sprzyjać łatwemu wejściu w tę rolę?

To chociażby niekorzystne przekonania na temat życia i związków wyniesione z domu, z którymi częściej mamy do czynienia w przypadku kobiet. One od babci czy mamy słyszały np. "tak to już jest - mężczyzna jest głową domu, a kobieta powinna się poświęcać, ustąpić mu", "bądź grzeczną, posłuszną dziewczynką. Bądź mądrzejsza i ustępuj dla świętego spokoju". Panowało krzywdzące przekonanie, że "matka Polka" zniesie wszystko i się nie skarży. Dziewczynki, które obserwują uległe zachowania matek i słyszą od nich "nie zadawaj pytań, nie przeszkadzaj, bo denerwujesz tatusia" mogą potem czuć się mniej ważne niż partner, mieć trudność w otwieraniu się i mówieniu o swoich potrzebach. Oczywiście, uległy w związku i podporządkowany może być również mężczyzna, np. gdy miał dominującą matkę. Potem takie osoby nie mają poczucia, że są w związku równie ważne. Wychodzą z założenia, że dla dobra wszystkich muszą ustąpić, nie użalać się, a przy tym często łudzą się, że partner wreszcie zauważy ich poświęcenie, w końcu je doceni i się zmieni.

Ma pani pacjentki, które tkwią "w garnku" latami, coraz bardziej nieszczęśliwe?

Niestety tak. Często spotykam się z późnym przebudzeniem. Kobiety dojrzałe, 55- czy 60-letnie mówią: "myślałam, że robię to dla dobra rodziny. Liczyłam, że on się zmieni, a dzieci docenią moje poświęcenie i będą szczęśliwe". Okazuje się niestety, że partner wcale nie docenia, a dzieci, gdy już dorosną, potrafią powiedzieć: "po co ty to znosiłaś? Trzeba było się przeciwstawić ojcu, właśnie tego chcieliśmy". Co gorsza, czują złość, że matka była słaba, uległa, mają do niej żal, że nie odeszła, by zawalczyć o siebie.

Ale na każdym etapie bycia gotowaną żabą możemy ocknąć się z pytaniem: "gdzie w tym wszystkim jestem ja?" i myślą, że pół życia spędziłam/em w ciasnej ramie, dziwnie poprzycinana/y do cudzych oczekiwań. Wówczas możemy spróbować przypomnieć sobie, jaką kiedyś byliśmy osobą, albo zbudować siebie na nowo – jak bohaterka grana przez Julię Roberts w filmie "Uciekająca panna młoda", która wchodząc ze związku w związek, nie wiedziała nawet, co lubi jeść na śniadanie. Wcześniej wybierała to, co jadali jej partnerzy. Na szczęście w pewnym momencie postanawia się dowiedzieć co ona sama wybiera i lubi - i to nie tylko na śniadanie, ale w każdym aspekcie życia.

To przebudzenie może być bardzo trudnym momentem, ponieważ uświadomieniu sobie problemu towarzyszy często poczucie zmarnowania swojego potencjału, czasu, a nawet zmarnowania życia. Z kolei partner zazwyczaj odbiera to przebudzenie bardzo negatywnie, pojawiają się pytania: "przecież tyle lat było dobrze. Co ci nagle strzeliło do głowy?". Partnerzy na nowo muszą odnaleźć się w tej relacji, a to niestety nie zawsze jest możliwe.

Magdalena Szkup-Małecka jest dyplomowaną psychoterapeutką
Magdalena Szkup-Małecka jest dyplomowaną psychoterapeutką© Materiały prasowe | AGENZA

Widmo rozstania może budzić paraliżujący lęk.

Oczywiście. Są osoby, które mają świadomość, że nie są dobrze traktowane w związku, źle się w nim czują psychicznie i fizycznie, ale strach przed zmianą jest paraliżujący. Boimy się zmian. Pasuje tu powiedzenie: "Lepsze znajome piekło niż nieznane niebo". Słyszę o tym często w gabinecie od osób będących w wieloletnich związkach: nie wierzą, że poradzą sobie w życiu same, boją się, że nie stworzą nowej, szczęśliwej relacji. Czasem sytuację utrudnia całkowita zależność finansowa od partnera i wtedy takie osoby mają poczucie, że muszą się w pełni dostosować, bo nie mają innego wyjścia. "A co ja właściwie umiem", "nic mnie już dobrego nie czeka", "jest już za późno, muszę się dalej męczyć" – mówią. To są bardzo smutne historie.

Droga do zmiany może być długa - czasem u takich osób w efekcie frustracji i chronicznego stresu pojawiają się objawy somatyczne np. kołatanie serca, duszności czy bóle głowy. Trafiają wtedy najpierw do lekarza, a po wykluczeniu choroby fizycznej do gabinetu psychoterapeuty, bo zgłaszane objawy mogą świadczyć o nerwicy czy depresji. I wtedy dopiero pojawia się możliwość, żeby nie tylko przyjrzeć się swojemu życiu, związkowi i temu, co się w nim dzieje, ale też otrzymać wsparcie i szansę, aby zacząć układać swoje życie w zgodzie ze sobą.

Czasami zdarza się jednak, że do garnka wpadamy gwałtownie, a temperatura rośnie szybko. Mam znajomą, która znalazła się w nim po urodzeniu dziecka: jej partner w ogóle nie pomagał, cały ciężar opieki nad noworodkiem spadł na nią. Myślała "wytrzymam jeszcze trochę, a on na pewno wreszcie się zaangażuje". Ostatecznie tej pomocy nie doczekała, skończyło się wyjazdem do rodziców, wyczerpaniem, a jej związek wisi na włosku.

Takie gwałtowne kryzysy oczywiście też się w związkach zdarzają, natomiast przyspieszone gotowanie dużo łatwiej zauważyć i można szybciej na nie zareagować. Kiedy czujemy, że coś się nagle popsuło, pogorszyło i tego nie akceptujemy, rani nas zachowanie partnera, wtedy trzeba podjąć działanie, czyli rozmawiać jak najwięcej z partnerem, szczerze dzieląc się swoimi emocjami, potrzebami, frustracjami i wyjaśniając mu powagę sytuacji. Jeśli rozmowy, tłumaczenie i prośby zawiodły, a związek wisi na włosku, warto spróbować terapii par. Brak rozmów, uświadamiania drugiej stronie, z czym nam ciężko i tylko czekanie, aż się domyśli i zmieni swoje zachowanie, daje marne szanse na szczęśliwe zakończenie. Niestety czasem rozczarowanie, zawód i brak wiary w możliwość zmiany są tak silne, że pary decydują się na rozstanie z obawy, aby nie tkwić w nieszczęśliwej relacji do końca życia. To bardzo trudne decyzje, ale z takimi przypadkami również mam do czynienia w gabinecie.

W odróżnieniu od gwałtownego kryzysu, w syndromie gotującej się żaby sytuacja pogarsza się tak powoli i stopniowo, że często nie zauważamy problemu. Może to dotyczyć narzucania swojej woli, przemocy słownej, fizycznej, ograniczania wolności, krytykowania, np. partner zaczyna od przekonywania do swoich racji i nakłaniania do uległości w drobnych codziennych sprawach, a z czasem chodzi o coraz poważniejsze decyzje i wybory. Może dojść do tego, że na każdym kroku będzie pokazywał czy pokazywała nam, że wie lepiej, a zaczniemy to przyjmować, bo przecież kolejny mały krok nie robi nam wielkiej różnicy. W ten sposób partner formuje nas jak plastelinę, coraz bardziej przesuwając granicę, a my oddajemy swoją decyzyjność i niezależność.

Te mechanizmy obecne są nie tylko w związkach, ale też w relacjach z rodzicami czy teściami. Wodę w garnku może podgrzewać również szef.

Ugotować się możemy właściwie wszędzie. Choć zabrzmi to okrutnie, świat często nie szanuje naszych granic. Dlatego niezwykle ważne jest ich pilnowanie w kontaktach z innymi oraz wychowywanie dzieci tak, by umiały je stawiać i ich bronić. Aby to robić, muszą umieć rozpoznawać swoje emocje, zauważać, gdy dzieje się im coś złego. Ważne, aby szanowały potrzeby swoje i innych. Jeżeli wyszliśmy z domu, gdzie naszych emocji w ogóle nie brano pod uwagę i przekraczano nasze granice, bardzo prawdopodobne, że będziemy mieć problem z uległością w relacji – nie tylko romantycznej. Szczególnie, jeśli trafimy na osobę, która będzie chciała to wykorzystać. Wówczas wydostanie się z garnka przysporzy nam dużo trudności.

Jak możemy minimalizować ryzyko wchodzenia w rolę gotującej się żaby?

Chyba najważniejsze jest wsłuchiwanie się w siebie i odpowiadanie sobie na bieżąco na pytania: "co i dlaczego teraz czuję?" i sprawdzanie "czy nie tłumię albo nie zagłuszam jakoś emocji, żeby czegoś nie widzieć?". Taka samoświadomość jest nam niezbędna do rozumienia, co się z nami dzieje, skąd biorą się określone emocje w tej sytuacji, czy to jest zgodne z naszym ja, czy przekracza granice? Ważna jest świadomość własnych potrzeb i wartości oraz jasność, gdzie te moje granice przebiegają, czyli czego przyjąć i zaakceptować nie chcę i nie mogę.

Oprócz starań nad zwiększaniem samoświadomości ważne jest też budowanie oraz wzmacnianie poczucia własnej wartości i godności. Każda zmiana, która może pojawić się na zewnątrz, zaczyna się w środku. Zanim inni zaczną inaczej, lepiej nas postrzegać i traktować, naprawdę potrzebujemy najpierw dać to sobie sami.

Dbajmy też o to, by otaczać się zaufanymi osobami - dopuszczajmy je do głosu nawet jak mówią rzeczy dla nas trudne czy nieprzyjemne - ich zdanie może mieć dla nas kluczowe znaczenie w ocenie, czy jesteśmy bezpieczni, czy ktoś przypadkiem nie wrzucił nas do garnka i nie podkręca temperatury.

Magdalena Szkup - Małecka – magister psychologii i dyplomowana psychoterapeutka z Centrum Probalans. Ma doświadczenie w pracy terapeutycznej z osobami dorosłymi – prowadzi terapie indywidualne oraz terapie par.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (419)
Zobacz także