Szczęście za trzy pięćdziesiąt

Szczęście za trzy pięćdziesiąt

Szczęście za trzy pięćdziesiąt
26.10.2009 14:29, aktualizacja: 26.10.2009 16:04

Nie znam dzieci, których ulubionymi zabawkami są te kupione za duże pieniądze. Owszem, cieszą i można do nich wracać, ale prawie nigdy nie zagnieżdżają się w sercach maluchów, jak te nietypowe, czasem bardzo drobne przedmioty.

W deszczowy, jesienny dzień rodzice marzą o chwili dla siebie. Marzą, by dziecko choć na chwilę pobawiło się samo, kiedy oni będą mieli wreszcie czas na wypicie kawy, przeczytanie gazety czy chwilę w Internecie. Nam wreszcie udało się znaleźć na to sposób.

Wcześniej próbowaliśmy wszystkiego: małe samochodziki na dwa dni zawładnęły wyobraźnią Jadźki, ale potem znowu zaczęła łazić za nami bez przerwy i prosić, żeby się z nią pobawić. Domek dla misiów też spełniał swoją rolę przez dobę, teraz stoi zapomniany, a misie wyglądają na jakieś takie obrażone. Ciastolina i farby czasem spełniają swoją rolę, ale raczej wymagają naszej współpracy. No nie dało się znaleźć niczego, po co można by sięgnąć w kryzysowym czasie: kiedy ma się ochotę na chwilę odpoczynku, rozmowę z przyjaciółmi czy pięciominutową drzemkę.

W drodze dedukcji jednak Tatka wymyślił sobie, że Jadźka lubi małe przedmioty, które można wkładać do różnych pudełek i pudełeczek, przesypywać i przenosić z miejsca na miejsce. W szczególności cenne dla Jadźki były wszelkiego rodzaju kuleczki, z którymi potrafiła się nie rozstawać nawet w nocy. A że nasze dziecko nie ma w zwyczaju brać do buzi niczego co niejadalne, znalazł więc i zakupił na aukcji internetowej sześćdziesiąt szklanych kulek za zawrotną sumę 3,50 zł. I to był strzał w dziesiątkę.

Od kiedy pan listonosz zapukał do nas z paczką, a Jadźka ją otworzyła, mamy w domu jakieś inne dziecko. Kulki są jej największą radością. Ma dla nich kilka toreb i pudełek, z których przekłada je cały czas i wkłada do następnych. Z kulkami można też robić inne rzeczy – można je wozić w wózku, można włożyć do wielkiej miski i zamieszać, a przede wszystkim można je gubić po całym mieszkaniu i znajdywać z wielką radością. A kiedy się popatrzy przez nie na światło, zobaczy się różne ciekawe i kolorowe rzeczy.

Kulki mogą także ze sobą rozmawiać. Sama w to nie wierzyłam, dopóki nie usłyszałam, jak moja córka trzyma jedną kulkę w lewej ręce, drugą w prawej i reżyseruje prawdziwe przedstawienie z kulkami w rolach głównych. Zielona pyta białej: która godzina, a ta odpowiada: nie, dziękuję. Potem obie idą spać do czerwonej kosmetyczki, żeby obudzić się za pięć sekund i zjechać po desce jak z prawdziwej zjeżdżalni.

Kiedy byłam w wieku Jagi i trochę starsza, uwielbiałam bawić się guzikami. Moja mama była krawcową, więc mieliśmy ich w domu naprawdę dużo. Kolorowe, idealne do różnorakich zabaw, były wyciągane przez rodziców wprawdzie w ostateczności, kiedy już nic nie dało się zrobić z krnąbrną córką, ale działały i to się liczyło. Ustawiałam je jedne na drugich, robiłam z nich mandale i turlałam po pokoju, aż wszystkie wpadły pod łóżko i tata musiał je z niezadowoleniem wyciągać długim kijem. Niedaleko więc pada jabłko od jabłoni, co można po raz kolejny powiedzieć z prawdziwym przekonaniem.

Nie znam dzieci, których ulubionymi zabawkami są te kupione za duże pieniądze. Owszem, cieszą i można do nich wracać, ale prawie nigdy nie zagnieżdżają się w sercach maluchów, jak te nietypowe, czasem bardzo drobne przedmioty. Znajomy Jasiek ma swoją dwucentymetrową rybę, bez której nigdzie się nie rusza, a zagubienie jej wnosi prawdziwy chaos i nerwice do rodzinnego domu naszych znajomych. Mała Basia ma swoją materiałową chusteczkę do nosa w różowe kwiatki. Służy za przytulankę, kocyk piknikowy dla lalek, kołderkę dla misia i daje wiele radości. A Zuza nie zniesie w swoim życiu nieobecności małego, czerwonego Zig Zaka McQueena.

I po co wydawać fortunę na zabawki dla dzieci, pytam się jako matka, która niejedno już widziała? Sterty plastiku leżą w dziecięcych pokojach, a one i tak bawią się tym, co najprostsze i najbardziej uniwersalne. Patyk, garnek z wodą, kolorowe kartki, potrafią spisać się dużo lepiej niż najpiękniejsza Barbie lub najnowszy model miniaturowego cadillaca. Oczywiście w miarę dorastania wymagania rosną. Za kilka lat Jadźka zamieni pewnie kulki na coś innego. Oby też za trzy pięćdziesiąt plus przesyłka.