Szef pod choinką, czyli wigilia w pracy
Komercjalizacja świąt rozpoczęła się na dobre i to nie tylko w supermarketach ale także w naszych biurach, firmach i instytucjach. Obyczaje świąteczne takie jak wigilia, opłatek, prezenty, czyli coś, co należy do sfery prywatnej przeniosły się do naszego życia zawodowego.
06.12.2007 | aktual.: 28.05.2010 15:16
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Komercjalizacja świąt rozpoczęła się na dobre i to nie tylko w supermarketach ale także w naszych biurach, firmach i instytucjach. Obyczaje świąteczne takie jak wigilia, opłatek, prezenty, czyli coś, co należy do sfery prywatnej przeniosły się do naszego życia zawodowego.
Od jakiegoś czasu bowiem coraz modniejsze stały się wigilijne przyjęcia firmowe, organizowane z coraz większą „pompą”. Wystawne kolacje w drogim klubie, pubie ze striptizem czy modnej restauracji, gdzie serwowane są najdroższe dania oraz wytworne wina „za darmo”. Przypominają mi się też czasy komunistyczne i słynne „śledziki”, które w praktyce polegały na wyskokowych imprezach ostro zakrapianych alkoholem.
Na początku lat 90-tych zwyczaj „wigilijnych opłatków” przejęły firmy prywatne, nadając im sens komercyjny. Dlaczego? Ponieważ wigilia w firmach to świętowanie w bardzo świeckim znaczeniu tego słowa. Jest to bowiem często interesowne przyjęcie organizowane przez pracodawców, którzy wykorzystują specyficzną atmosferę świąt po to, żeby lepiej przywiązać pracowników do firmy.
ZOBACZ RÓWNIEŻ
Uruchamiają w nas bowiem jedną z podstawowych technik wywierania wpływu, zwaną zasadą wzajemności. Zgodnie z nią rewanżujemy się za otrzymane podarunki lub przysługi. Obecnie firmy, a szczególnie te duże molochy, prześcigają się w tych podarunkach: premie, dodatkowe pieniądze, bony i to nie tylko na artykuły spożywcze, prezenty dla rodziny, wyjazdy zagraniczne ufundowane przez pracodawców czy szkolenia w Meksyku dla najlepszych pracowników. Wszystko po to by lepiej zmotywować i związać pracowników z firmą. W zamian za te prezenty pracodawcy w imię reguły wzajemności, chcą byśmy czuli się bardziej zobowiązani do intensywniejszej pracy i do coraz lepszego wykonywania naszych zadań, bo przecież firma nas tak ceni.
Tylko co z tych prezentów przyjdzie pracownikom jeśli na co dzień atmosfera w firmie jest nie do zniesienia, a dobre słowa czy nagrody są rozdawane tylko raz w roku przed świętami? Z kolei w firmach, gdzie są kiepskie płace a dużo wymagań, jednorazowy prezent pod choinkę niczego nie załatwi. Pracownicy przyjdą na wigilię ale ze skwaszona miną i w złym humorze, bo po całym dniu ciężkiej pracy będą musieli jeszcze zostać w firmie i uśmiechać się do nie lubianego szefa, a prezenty przyjmą jak coś, co im się „w końcu przecież należy”. Nie będzie więc to dla nich żadna motywacja czy nagroda ale raczej kolejny obowiązek narzucony im przez szefa.
Natomiast w firmach, które dbają o kulturę pracy i dobre relacje z pracownikami, takie przyjęcia i prezenty to już tradycja, do której się przyzwyczaili i traktują upominki jako coś oczywistego.
Najgorsze są jednak tzw. „nasiadówki” z kolędami w tle, gdzie wszyscy pracownicy z ponurymi minami, ale na siłę próbujący się uśmiechać w stylu „keep smiling” siedzą przy stole konferencyjnym i zerkają na zegarki odliczając pozostały do wyjścia czas. Taka sztywna i wymuszona wigilia z obowiązkowym dzieleniem się opłatkiem, „cmokaniem” i reklamówką z czekoladkami dla rodziny, naprawdę niewiele wnosi do firmy, no może oprócz nerwów i stresu.
ZOBACZ RÓWNIEŻ
Okazuje się jednak że nasza natura człowiecza jest przewrotna bo chociaż prezenty nie motywują i często na nie narzekamy, to ich brak okazuje się dla nas bardziej przykrą niespodzianką w stylu „w ogóle o nas nie dbają”, „uważają ze nawet prezentów nie muszą dawać” itd .
Miałam okazję się o tym przekonać kilkakrotnie podczas doradztwa w wielu firmach. Bowiem pracownicy z racji Świąt oczekują, a nawet wymagają od przełożonych jakiś bonusów, a szczególnie tych finansowych. Kiedy ich nie otrzymują czują się niezadowoleni, pokrzywdzeni i niedowartościowani przez szefostwo.
Są też tacy, którzy uważają, że prezenty od szefa to nie prezenty bowiem „nie są bezinteresowne i zaprzeczają tym samym głębszemu sensu świąt Bożego Narodzenia, czyli idei bezinteresownego obdarowywania siebie nawzajem upominkami” jak powiedziała mi kiedyś jedna z uczestniczek przedświątecznego szkolenia, notabene szkolenie to było organizowane jako nagroda dla najlepszych pracowników.
Na polu zawodowym na pewno ciężko o bezinteresowne prezenty, bo bardzo często otrzymujemy lub dajemy prezent po to, żeby „coś” załatwić i by to „coś” potem przełożyło się na naszą korzyść. Ale patrząc z drugiej strony, otrzymywanie i dawanie prezentów jest przyjemne a i wspólna kolacja w pracy czasami bywa radosna, co więc w końcu zrobić z tymi firmowymi wigiliami? …
Ciekawa jestem waszych opinii.
Izabela Kielczyk
Psycholog biznesu,
coach wyższej kadry menadżerskiej