Szelągowska zrobiła remont. Oto co potem zastała w mieszkaniu
Mieszkanie pani Moniki przeszło metamorfozę, dzięki programowi "Totalne remonty Szelągowskiej". Kobieta była w trudnej życiowej sytuacji. Jak wspomina udział w programie? - Nawet, teraz gdy o tym mówię, łamie mi się głos - przyznaje.
"Totalne remonty Szelągowskiej" to format, który ma mnóstwo wielbicieli. Wiele osób zastanawia się nad tym, jak układa się życie rodzin, których mieszkania przeszły przemiany. Jedną z osób, które zdecydowały się powspominać udział w programie, jest pani Monika. Lokum, w którym kobieta mieszkała wraz z córką, było w opłakanym stanie. Po metamorfozie miejsce bardzo się zmieniło. Jak na metamorfozę zareagowała właścicielka?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie wierzyła, że mieszkanie może się tak zmienić. Po finale miała jeden problem
Do programu panią Monikę zgłosili jej przyjaciele. Kobieta na kilka miesięcy przed metamorfozą mieszkania straciła córkę. Marianna zmarła w styczniu 2022 roku. Dziewczynka chorowała na bezzakrętowość, czyli zanik bruzd w mózgu, które odpowiadają za kolejne funkcje życiowe.
Wejście do wyremontowanego mieszkania było niezwykle przejmującym i wzruszającym momentem. Ekipa Szelągowskiej zawiesiła na ścianach zdjęcia córki Marianny, które wcześniej znajdowały się w pudłach. Jak sama właścicielka przyznała, przez lata nagromadziła w mieszkaniu wiele rzeczy, które były upychane po kątach. Po remoncie pudła z rzeczami wróciły, a pani Monika musiała się z nimi zmierzyć.
- To właśnie wtedy przeżyłam totalny szok, bo okazało się, że współpracownicy Doroty Szelągowskiej przywieźli mi 65 kartonów - wspomniała kobieta, udzielając komentarza dla portalu Plejada.
Do tych rzeczy bohaterka odcinka Szelągowskiej nie zaglądała przez sześć lat. Wśród przedmiotów znajdowała się m.in. wyprawka dla córki. Do ostatniego momentu pani Monika myślała, że urodzi zdrowe dziecko.
"To był prawdziwy koszmar"
Liczba przedmiotów do przejrzenia przygniotła panią Monikę. W pudłach znalazła liczne pamiątki, takie jak ubranka Marianny do chrztu. Rozpakowywanie i przeglądanie kartonów zajęło pani Monice dwa miesiące.
- Okazało się, że tych powpychanych do szaf rzeczy było naprawdę dużo. To wszystko dlatego, że Marianka rosła i miała coraz większe potrzeby. Pogarszał się też jej stan. Dokupowałam tylko potrzebne artykuły i wkładałam je do szaf. Liczba tych kartonów mnie przerosła i przygniotła. Bardzo trudne było także to, że nie wiedziałam, co znajduje się w każdym z pudeł. Ekipa nie wiedziała, jaki przedmiot ma dla mnie znaczenie - podkreśliła kobieta.
Jak wspomniała, dopiero po uporaniu się z tymi pamiątkami, oddaniu części rzeczy i uporządkowaniu reszty, poczuła się w wyremontowanym mieszkaniu jak u siebie w domu.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl