Szpilki w pracy. Czy naprawdę musimy je nosić?
Ponad 150 tys. Brytyjczyków podpisało petycję w sprawie dyskryminacji kobiet w pracy. Chodzi o obowiązek noszenia butów na wysokim obcasie w miejscu pracy. Teraz brytyjscy parlamentarzyści będą się przyglądać, czy prawo rzeczywiście pozwala pracodawcom na nakładanie aż takich restrykcyjnych zasad na pracujące w firmach kobiety.
31.01.2017 | aktual.: 01.02.2017 11:03
Sprawa ta to skutek afery, która wybuchła w maju poprzedniego roku. Nicola Thorpe, brytyjska recepcjonistka, została poproszona o to, by włożyła w pracy buty na szpilkach. Odmówiła, bo uznała, że nie chce nosić wysokich obcasów, a ponadto mężczyznom w jej firmie nie stawia się wymagań, by nosili przez cały dzień niewygodne i szkodliwe dla zdrowia buty.
Pracodawca nie uznał jednak przedstawionych przez nią argumentów i poprosił, by poszła do domu. Wynagrodzenia za ten dzień pracy nie dostała.
Jednak sprawa nie byłaby tak kontrowersyjna, gdyby pracodawca nie zażądał od Nicoli aż tak wysokich butów, bo dress code, czyli określony z góry ubiór firmowy, jest wymagany w wielu firmach i należy się do niego stosować. Wprowadziły go także firmy w Polsce. Problem jednak robi się wtedy, gdy te wymagania są nazbyt szczegółowe. – Kiedyś przygotowywałam serię eventów z udziałem trenera personalnego. Za każdym razem ta kobieta prowadziła szkolenia w niebotycznie wysokich szpilkach. Na twarzy zawsze miała nienaganny makijaż. Za którymś razem zapytałam ją o to, jak daje radę w takich wysokich obcasach. Powiedziała, że strasznie się męczy, ale gdyby włożyła buty na płaskim obcasie, to wylaliby ją z pracy – opowiada Ula, event menedżerka.
Na szczęście większość firm nie stawia takich wymagań co do wysokości obcasa. – Dwukrotnie pracowałam w firmie, w której obowiązywał dress code. Wymagano ode mnie stroju eleganckiego, biznesowego, ale nigdy nikt nie określił mi, jakiej wysokości mają być obcasy w moich butach. Zawsze noszę eleganckie, ale nie noszę szpilek i nigdy bym ich nie założyła – mówi Eliza Więcław, specjalistka ds. komunikacji w dużych firmach.
Inaczej na sprawę butów na szpilce zapatruje się Anna Becmer, rekruterka w dużej firmie doradztwa personalnego. – Szpilki noszę zawsze, kiedy mam spotkanie z ważnym klientem lub prowadzę rekrutację. Dla mnie odpowiednie obuwie świadczy o profesjonalnym podejściu do swojej pracy i klienta. Noszę szpilki podczas takich wydarzeń, od kiedy pracuję w HR – opowiada. Dodaje, że zakładała je nawet wtedy, gdy w firmie nie było takich wymagań. – Od paru lat jednak obowiązuje dress code. Rekruterki mówią także o butach. Potem na pierwszym szkoleniu nowi pracownicy są uczeni tego, jak powinien wyglądać odpowiedni strój do pracy. Starszym jest to przypominane w formie internetowych seminariów – opowiada Anna Becmar. Zdradza, że by wytrzymać wiele godzin na szpilkach, zawsze wybiera buty z wyższej półki, z naturalnych materiałów i dobrze wyprofilowanym obcasie. Koszt? – Płacę za nie co najmniej 300 zł – mówi.
Co by było, gdyby ktoś nie chciał się dostosować do dress codu? – Jeśli ktoś ze względów zdrowotnych nie może nosić szpilek, to nikt do tego nie może zmuszać. Wystarczy, jeśli będzie mieć eleganckie buty na słupku. Każda kobieta ma prawo odmówić noszenia obuwia, które może jej zaszkodzić – dodaje Becmar.
Bo szpilki, choć dodają uroku kobiecym nogom, nie są najlepsze dla zdrowia. Zbyt długie i częste ich używanie deformuje stopy, a obcas powyżej 7.5 cm powoduje wzrost ciśnienia w naczyniach krwionośnych. A to w dłuższej perspektywie może powodować ból i obrzęki. Mają także zły wpływ na kręgosłup. Zdaniem ortopedów na dziesięć osób, które mają problemy z kręgosłupem, aż siedem nosiło buty na wysokim obcasie. Zbyt wysokie powodują zniekształcenie kręgosłupa w części lędźwiowej.
– Obowiązek noszenia szpilek w pracy to bardzo kontrowersyjna sprawa. Moim zdaniem można stawiać taki wymóg, jeśli jest to uzasadnione charakterem pracy. Nikogo chyba nie zdziwi fakt, że ktoś każe modelce czy hostessie na ringu noszenia takiego obuwia. Ale w przypadku pracowników biurowych z pewnością wystarczą wygodniejsze, eleganckie buty. Nie widzę tu uzasadnienia dla szpilek – mówi Dominika Figuła, radca prawny. Dodaje jednak, że jeśli firma stawia takie wymogi, powinna o tym uprzedzić podczas rozmowy rekrutacyjnej i pokazać stosowne zapisy przy podpisywaniu umowy. Tak, by pracownik wiedział, na co się decyduje.
– Wydaje mi się jednak, że brak szpilek nie jest dostatecznym powodem do wręczenia pracownikowi wypowiedzenia, bo gdyby doszło do procesu, to pewnie dałoby się ten zarzut obalić. Ale nie sądzę, by pracodawcy ryzykowali takim wpisem na wypowiedzeniu. Raczej będą szukali haka na pracownika i za brak dostosowania się do wymogu szpilek wyrzucą go pod byle pretekstem. A wtedy w sądzie może być trudno – mówi Figuła. – Chyba że nie ma stosownych zapisów o dress code, a jedynie szef każe nosić takie buty. Wtedy można to potraktować jako mobbing.
Figuła dodaje jednak, że gdyby jej ktoś kazał nosić obcasy wyższe niż 6 cm, to by takiej pracy się nie podjęła. – Szkoda mi zdrowia – podsumowuje radca prawny.
Zobacz także