Taksówkarze nie boją się agresywnych klientów. "Takie ryzyko zawodowe. Przywykłem"
Włodzimierz taksówkarzem jest od 36 lat. Stanisław od 12, a Agnieszka od 7. Choć różni ich staż pracy, łączy jedno. Nie boją się o swoje bezpieczeństwo. Mówią, że wiedzieli, na co się piszą.
19.08.2019 | aktual.: 20.08.2019 07:44
W internecie krąży bulwersujące nagranie z taksówki, na którym widać, jak dwoje młodych ludzi grozi taksówkarzowi nożem i żąda pieniędzy. Do zdarzenia doszło w Pruszkowie. Sprawcy zostali schwytani w drodze do Katowic. Zawód kierowcy wiąże się z niebezpiecznymi sytuacjami i adrenaliną. Zapytaliśmy trójkę taksówkarzy ze stolicy, czy zdarzały im się kursy, podczas których naprawdę bali się o swoje życie.
Stanisław
"Na taksówce jeżdżę od 12 lat. Zaczynałem po 40-tce, kiedy zwolnili mnie z pracy na linii produkcyjnej. Lubię jeździć samochodem, więc pomyślałem, że to coś dla mnie. Nie boję się zbirów, bo wiedziałem, na co się piszę, ale czasami bywają różne nieprzyjemne sytuacje.
Kiedy zaczynałem, Praga była jeszcze takim dość niebezpiecznym miejscem w Warszawie. Woziło się wytatuowanych panów w dresach, w kieszeniach których wyraźnie odznaczały się pistolety. Ale jak się do nich z szacunkiem podeszło, to nie robili problemów. Serce trochę dudniło podczas kursu, na szczęście nawet ta praska 'gangsterka' potrafiła się zachować.
Jedną taką akcję z kolei pamiętam. Wiozłem dziewczynę z imprezy, chwiała się na nogach, widać, że pijana. Jak już wsiadła do samochodu, poprosiła, żeby zadzwonić do jej chłopaka, kiedy będziemy na miejscu, żeby pomógł jej wysiąść i tak dalej. Zrobiłem, o co prosiła, czekam na faceta, wychodzi 'karczycho'. Dziewczyna otrzeźwiała w okamgnieniu, zawinęła mi kasetkę z kasą, a chłopak sprzedał 'strzała', aż mi kości zagruchotały. Nie miałem żadnych ich danych, a kamerek wtedy nie było. Nie miałem jak udowodnić niczego. Sprawa się rozeszła, a ja dzisiaj ostrożniej dobieram pasażerów. Bać się nie będę, bo co mi to da?
Poza tym, teraz już nie ma czego się bać w Warszawie. Gangsterka siedzi w więzieniu, faceci nawet sierpowego czasem wymierzyć nie potrafią, więc nie ma strachu. Czasem się zdarzy jakiś ewenement, ale to chyba wszędzie."
Agnieszka
"Cały czas ktoś mnie pyta, czy jako kobieta w taksówce to się nie boję, że ktoś napadnie, a jak napadnie, to jak sobie poradzę. Nie wiem, na szczęście – odpukać – nikt mnie nie napadł. Jeżdżę po Warszawie od jakichś 7 lat, nie biorę kursów nocnych, bo jednak nocą sama trochę się boję. Za dnia jest spokojnie, głównie wożę ludzi z pracy i do pracy. Mam kamerkę dla bezpieczeństwa, wszystko rejestruje, w schowku wożę paralizator i gaz pieprzowy, mąż mi kupił.
Zobacz także
Z reguły zmiany mijają mi spokojnie, raz jeden może się przestraszyłam tak bardziej. Jechałam z facetem, jakoś zimą po 18, więc już było ciemno. Całą drogę pytał, czy mam męża, czy wie, gdzie jestem, czy by mnie szukał, jakbym nie wróciła do domu. Jak się zdenerwowałam i mu powiedziałam, że nie życzę sobie takich zaczepek stwierdził, że on tak sobie tylko żartuje przecież. Dowiozłam do domu, zapłatę zgarnęłam i odjechałam. Na szczęście nic się nie stało, chociaż stres był.
Agresorzy bardzo rzadko się zdarzają. Czasami awanturują się o za wysoką cenę przejazdu, ale jak widzą, że ich krzyki i pyskówki są nagrywane, to trochę spuszczają z tonu, boją się konsekwencji. Jak mają skargi, kieruję ich do korporacji, w której jeżdżę. Niech od nich się dowiadują, czemu całonocna jazda po mieście kosztowała ich 400 zł. Nie ja ustalam stawki."
Włodzimierz
"Taksówkarzem zostałem jakoś w 1983, miałem wtedy 27 lat. Niedługo przechodzę na emeryturę i będę odpoczywał. A mam po czym, oj mam. Różne rzeczy w tej mojej taksówce widziałem. W latach 80. Pruszków, Mokotów i Żoliborz nie były najmilszymi okolicami, ale czasami i tam mnie wysyłali. Nie raz i nie dwa wiozłem kobiety tych mafiozów, albo ich pachołków. Ci wysoko postawieni mieli prywatnych kierowców chyba i luksusowe samochody.
Może się to wydawać dziwne, ale to chyba najlepsi moi klienci byli. Ci od gangsterów. Jak człowiek z kulturą do nich podchodził, spokojnie do celu odstawiał, to potrafili groszem sypnąć. Nie bałem się jeździć na zlecenie do tych 'podejrzanych dzielnic', na rewirze żaden drobny cwaniak nie miał racji bytu, większe rybki zaraz go ustawiły.
Jak odbierałem kogoś z Pruszkowa, to liczyłem na to, że to może będzie kobieta jakiegoś gangstera. One zawsze takie eleganckie były, w futrach, złotem od ruskich obwieszone, miały gest. Ze starych pieniędzy jakby przeliczyć, to za jeden kurs mogłem nawet 500 zł zarobić. Dla nich to były drobniaki.
Jak mam przyznać, to chyba teraz się bardziej boję jeździć po Warszawie niż dawniej, ale nie, że po jakichś konkretnych dzielnicach. Większy chaos chyba jest, tak uważam. Wszędzie można dostać w ryj. Takie ryzyko zawodowe, przywykłem."
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl