"Ten ślub to będzie mój największy błąd -powiedział. Myślałam, że zemdleję"
"Miał być ślub i wesele też" - śpiewała Monika Brodka. Ale niestety, nie każda historia miłosna kończy się happy endem. Bywa, że jedna ze stron potrafi rozmyślić się tuż przed wypowiedzeniem magicznego "tak".
15.02.2024 | aktual.: 19.02.2024 08:39
Aneta i Krzysiek poznali się jeszcze w liceum. Od razu pojawiła się między nimi chemia i zaczęli się spotykać. Byli szkolną "power couple" - wszędzie razem, piękni i szczęśliwi. Wiele osób zazdrościło im takiej miłości. Oboje obawiali się, co stanie się z ich relacją, gdy pójdą na studia i poznają masę nowych osób.
- Przetrwaliśmy i to. Studiowaliśmy na innych uczelniach, mieliśmy różnych znajomych, ale zawsze chętnie do siebie wracaliśmy i nie wyobrażaliśmy sobie bez siebie życia. Na trzecim roku studiów Krzysiek mi się oświadczył - opowiada Aneta.
Zaręczyny były wymarzone. Pusta plaża, piknik i piękne słowa pieczętujące ich miłość. Ślub zaczęli planować dwa lata później.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Po dwóch latach od zaręczyn stwierdziliśmy, że to już czas, by powiedzieć sobie "tak" i sformowalizować nasz związek. W końcu byliśmy już ze sobą parę ładnych lat. Salę rezerwowaliśmy z dużym wyprzedzeniem, a i tak najbliższy termin był dopiero za półtora roku. Podpisaliśmy umowę przedwstępną, zaczęliśmy szukać DJ-a, fotografa i operatora - mówi kobieta.
Pół roku przed ślubem Aneta zmieniła pracę. Nie sądziła, że ta decyzja wywróci jej życie nie tylko na polu zawodowym.
- Poznałam tam Michała, który po kilku tygodniach zaczął ze mną flirtować. Początkowo odwzajemniałam to, ale raczej w formie żartów, żeby się podbudować niż żeby rzeczywiście zainicjować romans. Po czasie zaczęłam się zastanawiać, czy mój związek z Krzyśkiem to jest to. Przy Michale poczułam powiew świeżości, nie myślałam o niczym innym niż o tym, aby znowu iść do pracy i rozmawiać z nim. Czułam się atrakcyjna, podbudowywał mnie, choć nigdy nie narzekałam na brak atencji ze strony narzeczonego - opowiada Aneta.
Psycholożka zaznacza, że relacje zbudowane w czasach nastoletnich mogą nieść pewne ryzyka.
- To może na późniejszym etapie relacji zabierać nam aspekt związany z tajemniczością drugiej osoby i odkrywaniem jej, tak, jak ma to miejsce w relacjach osób, które poznały się na późniejszych etapach życia. Zaczynamy definiować tę osobę przede wszystkim jak przyjaciela. Przestajemy uwodzić się, zaskakiwać, co na dłuższą metę powoduje zubożenie życia intymnego - podkreśla ekspertka Agnieszka Mazurkiewicz.
"Chemia była silna, a ślub zbliżał się wielkimi krokami"
Podkreśla jednak, że nigdy nie przekroczyła żadnej granicy.
- Będąc w związku z Krzyśkiem nie zrobiłam nic złego. Nie pocałowałam Michała, nie poszłam z nim do łóżka, nigdy mu też nic nie obiecywałam. Czułam jednak, że chemia między nami jest bardzo silna, a ślub zbliżał się wielkimi krokami.
Aneta zaznacza, że nie był to dla niej łatwy czas. W związku z Krzyśkiem pojawiła się frustracja, niezrozumienie... Nieustannie rozmyślała, co by było gdyby rzuciła go i związała się z Michałem.
- Nie miałam na tyle odwagi. Bałam się zaryzykować, Krzysiek był bezpieczną opcją. Jednak tydzień przed ślubem doszłam do wniosku, że nie mogę się oszukiwać. To byłoby małżeństwo z rozsądku. Wiem, że gdybym powiedziała "tak" do końca życia byłabym nieszczęśliwa. Postanowiłam porozmawiać z narzeczonym, szczerze i otwarcie. Ceniłam go, bo był świetnym partnerem, ale uczucie wygasło. Nie mogłam nic z tym zrobić. Zareagował spokojnie. Nie chciał mnie zmuszać i namawiać. Do dziś jestem za to wdzięczna.
Rodziny Anety i Krzyśka były w szoku. Pojawiły się kłótnie, wyrzuty o wyrzucone w błoto pieniądze. Niedoszła teściowa wpadła w szał i zaczęła oskarżać Anetę o zmarnowanie życia jej synowi.
- Było ciężko, ale liczyłam się z konsekwencjami. Między mną a Michałem do niczego nie doszło, był impulsem do zmian - zaznacza.
"Nie miał odwagi zrobić tego wcześniej"
- Nie porzuciłam, a zostałam porzucona - zaczyna Kasia. - Zostawił mnie przed ołtarzem po 5 latach związku. Bez żadnej rozmowy, żadnych sygnałów. Tak po prostu.
Kasia i Leszek byli ze sobą 5 lat, gdy mieli się pobrać. Nic nie zapowiadało, że coś może pójść nie tak. Przyszły pan młody był bardzo zaangażowany w przygotowania.
- Rzadko się zdarza, aby mężczyzna proponował zaproszenia na ślub czy inne rozwiązaniana wesele. Byłam dumna, że to będzie mój mąż. Wielokrotnie mówiłam mu o tym, że go kocham, że będziemy mieć cudowne życie. Nigdy nawet się nie zająknął, odpowiadał tym samym - mówi Kasia.
W dzień ślubu jednak wszystko legło w gruzach. Gdy Kasia przyjechała szczęśliwa pod kościół, poprosił ją na bok. Myślała, że się stresuje i chce o czymś jeszcze porozmawiać.
- Owszem, chciał o czymś porozmawiać. "Nie mogę tego zrobić" - powiedział. "Ten ślub to będzie mój największy błąd" - dodał po chwili. Myślałam, że zemdleję, czułam, jakbym była w alternatywnej rzeczywistości. Podeszłam tylko do mamy i świadkowej, powiedziałam, że ślubu nie będzie i zanim się zorientowałam byłam w domu rodziców. Nie wiem, co działo się potem.
Kasia była w szoku, zamknęła się w sobie na wiele miesięcy, przepłakała całe tygodnie.
- Po czasie okazało się, że Leszek związał się z koleżanką z pracy, z którą zdradził mnie jeszcze przed ślubem. Nie mógł się zdecydować, w którą iść stronę - niby mnie kochał, ale do niej też coś czuł. Bał się jednak zdecydować, więc ciągnął to miesiącami i zniszczył mi życie. Dziś jestem przeciwniczką ślubu, stresuje mnie myśl, że znowu mogłabym zostać wystawiona. On z kolei ochoczo chwali sie zdjęciami z nową partnerką, są już nawet zaręczeni, w Sylwestra dodał post, że odnalazł miłość życia - kwituje Kasia.
Agnieszka Mazurkiewicz zaznacza, że po rozstaniu zawsze warto dać sobie czas zanim zaczniemy budować kolejną relację.
- Małe są szanse na stworzenie nowej, wartościowej relacji, jeśli ciągle żyjemy poprzednim życiem, a emocje związane z poprzednim partnerem są bardzo silne. Czas po rozstaniu niech będzie czasem wyciszenia, wsłuchania się we własne "ja", próbą odpowiedzi na pytanie, kim jestem bez partnera i jakie są teraz moje potrzeby - podkreśla.
"Koniec okazał się nowym początkiem"
Ola i Adam poznali się na studiach. Ich relacja od początku była burzliwa. Choć bardzo się kochali, często się kłócili, zrywali i wracali do siebie. Jednak gdy Adam oświadczył się Oli podczas wycieczki do Paryża, była najszczęśliwsza na świecie.
- To było spełnienie moich marzeń. Miałam oświadczyny jak z filmu. Najromantyczniejsze miasto na świecie, wyjątkowa osoba obok, spacer, piękne słowa... Nic nie zapowiadało katastrofy - śmieje się Ola.
Para nie chciała czekać ze ślubem zbyt długo, więc od razu zabrali się za przygotowania. Zarezerwowali salę, fotografa, zespół, zamówili zaproszenia i dekoracje. Ola cieszyła się tym czasem, ale jednocześnie miała masę wątpliwości. Nie wiedziała, czy dobrze robi, czy to odpowiedni moment - w końcu jest jeszcze taka młoda.
- Zerwałam zaręczyny. Obudziłam się pewnego dnia i po prostu powiedziałam Adamowi, że nie chcę mówić "tak". Kochałam go, ale nie byłam gotowa na ślub. Obraził się, krzyczał, że robię z niego idiotę, że na pewno kogoś mam, co powiemy rodzinie i znajomym. A ja nie wiedziałam, co robić - mówi.
Zaproszenia były już rozdane, zaliczki wpłacone. Teraz wszystko musiała odkręcać i tłumaczyć.
- Przez dwa miesiące nie odzywaliśmy się do siebie z Adamem. Wyprowadziłam się do innego mieszkania, nie wiedziałam, co dalej z nami będzie. W końcu złożyłam mu życzenia na urodziny, zaprosiłam na kawę. Chyba po raz pierwszy w życiu pogadaliśmy tak szczerze. Spotkaliśmy się jeszcze parę razy i okazało się, że cały czas nas do siebie ciągnie. Dziś znowu jesteśmy razem, a na moim palcu błyszczy ten sam pierścionek, który dostałam w Paryżu - chwali się Ola.
Para postanowiła dać sobie jeszcze jedną szansę. Bez ciśnienia na ślub i formalizowanie związku.
- Jesteśmy szczęśliwi. A jeśli miłość jest prawdziwa, nawet ucieczka sprzed ołtarza jej nie zakończy - kwituje kobieta.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!