"Teraz jest najlepszy moment, żeby coś zmienić". Białorusinka Julia Aleksiejewa mieszka w Polsce, ale trzyma kciuki za swój naród
10.08.2020 16:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zamieszki na Białorusi, które wybuchły tuż po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów prezydenckich, nie zaskoczyły 26-letniej Julii. Młoda Białorusinka doskonale wie, że od kilku miesięcy znacząco zmieniło się nastawienie ludzi w jej kraju. Zwłaszcza młodych. – Moja przyjaciółka została zatrzymana i czeka na sąd. Nie mamy z nią kontaktu – mówi.
Klaudia Stabach, WP Kobieta: Jak była twoja pierwsza myśl po ogłoszeniu, że Aleksander Łukaszenka znowu wygrał i na dodatek rzekomo z poparciem na poziomie 80 proc.?
Julia Aleksiejewa: To nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem. Fałszowanie wyborów jest czymś doskonale znanym na Białorusi. Zaskoczyło mnie coś zupełnie innego. Pierwszy raz w niektórych komisjach wyborczych opublikowano prawdziwe wyniki. Szefowie komisji na przekór władzy pokazali, że prawda jest zupełnie inna i wygrała Swiatłana Cichanouska.
Jak myślisz, co mogło popchnąć ich do takiego aktu odwagi?
Z moich obserwacji wynika, że przed tegorocznymi wyborami ludzie, którzy chcą, aby coś się zmieniło w kraju, próbowali wpłynąć na osoby zasiadające w komisjach. Tłumaczyli im, że jeśli dojdzie do zmiany władzy, to oni będą pierwszymi, którzy staną przed sądem.
Na Białorusi bardzo często członkami komisji są nauczyciele. Wynika to z tego, że wybory przeprowadza się głównie w szkołach i tam też wyłania się osoby, które mają liczyć głosy. Młodzi ludzie, często byli uczniowie, zwracali się do swoich nauczycielek, aby nie oszukiwały. Dużą rolę odegrali też liderzy opozycji, którzy od jakiegoś czasu uczulali Białorusinów, jak mają się zachować tuż po oddaniu głosów.
Co takiego doradzali?
Prosili, aby ludzie zamiast gromadzenia się na placach i rozpoczynania od razu strajków, najpierw wrócili do swoich komisji i domagali się, aby odczytano im prawdziwe wyniki. Wiem, że w wielu miejscach tak się stało, a tam, gdzie przekazywano sfałszowane dane, ludzie tworzyli tzw. korytarze wstydu przed wejściem i buczeli oraz krzyczeli "hańba" do tych nauczycielek, które uległy presji władzy.
To pokazuje, jak bardzo zdeterminowani są dzisiaj Białorusini. Jak wiele osób ma już dosyć i jednocześnie wierzy, że naprawdę można zmienić władzę w tym kraju.
Dokładnie. Moja przyjaciółka postanowiła, że będzie obserwatorem przy jednej z komisji działającej podczas przedterminowych wyborów.
Rozmawiałaś z nią na ten temat?
Nie miałam okazji, bo została zatrzymana i czeka na rozprawę w sądzie. Boję się o nią, bo nie wiem, gdzie ona jest, co się z nią dzieje. Rozmawiałam z jej mamą, która również nie została poinformowana, dokąd zabrano jej córkę.
Wiesz, jak doszło do zatrzymania?
Po zakończeniu głosowania udzielała wywiadu polskiemu dziennikarzowi i nagle bez żadnego wytłumaczenia milicja zgarnęła ją do radiowozu i zawiozła na komisariat. Tam spędziła kilka godzin, a następnie przewieziono ją prawdopodobnie do tzw. miejsc izolacji czasowej. Mama mojej przyjaciółki stała kilka godzin przed komisariatem i prosiła o jakieś informacje, ale nie dowiedziała się nic więcej.
Co może grozić twojej przyjaciółce?
Prawdopodobnie będzie sądzona pod zarzutem drobnego chuligaństwa i stawiania oporu funkcjonariuszom na służbie. Jeśli będzie miała szczęście, dostanie tylko grzywnę, ale może również skończyć się wyrokiem skazującym ją na odsiadkę 15 dób w więzieniu.
Kontaktowałaś się jeszcze później z jej rodziną?
Nie miałam możliwości. Zresztą tak samo jak z moją własną. Odcięli im internet i jest naprawdę ciężko nawiązać kontakt. Udało mi się połączyć na kilka sekund ze swoją mamą. Zapytałam, czy jest "ok", a ona odpowiedziała: "można tak powiedzieć".
Co mogła mieć na myśli?
Pewnie to, że ona sama jest bezpieczna, ale sytuacja w kraju zdecydowanie nie jest. Moja mama nie brała udziału we wczorajszych protestach. Robili to głównie młodzi ludzie.
Widać to na nagraniach i zdjęciach. Tłumy ludzi, gdzie przeważającą większość stanowią osoby pomiędzy 20. a 30. rokiem życia.
To jest pokolenie osób, które nie tylko wie, że jeśli nic się nie zmieni na Białorusi, to będzie zmuszone emigrować, a jednocześnie wierzy, że jest w stanie przyczynić się do wprowadzenia zmian. Młodzi dorośli doskonale wiedzą, jak wygląda życie w innych krajach. Dużo czytają, słyszą, widzą, podróżują.
Inną grupą protestujących są 40-latkowie, którzy zdają sobie sprawę, że to jest ostatni dzwonek dla nich. Ostatni moment, aby przyczynić się do stworzenia lepszej rzeczywistości dla swoich dzieci. Ci wszyscy ludzie zrozumieli, że teraz jest najlepszy moment, aby coś zmienić.
Wierzysz, że to rzeczywiście może się udać?
Tak, ale tylko wtedy, jeśli rzeczywiście cały naród nie odpuści. Jeśli demonstracje i protesty będą trwać i to ze zwiększoną siłą. W przeszłości ludzie też protestowali tuż po ogłoszeniu wyborów, ale to niewiele zmieniało, bo szybko się rozpraszali pod wpływem nacisków. Wczorajsze strajki były inne niż do tej pory. Ludzie odważnie wychodzili naprzeciwko funkcjonariuszom. W niektórych mniejszych miasteczkach milicja opuszczała tarcze i tym samym pokazywała, że jest po ich stronie. To napawa mnie optymizmem.