Tłuszcz, który zabija. „Co roku umiera prawie 3 mln ludzi”
Przestańcie mówić, że grubi wyglądają dobrze! To nie tylko kłamliwe i nieestetyczne, to przede wszystkim niezdrowe. Zwłaszcza, że otyłość – jedno z najpoważniejszych zagrożeń cywilizacyjnych – może przyjąć rozmiary epidemii – pisze felietonistka kobieta.wp.pl.
Zaledwie kilka godzin temu w sieci po raz kolejny zawrzało na temat otyłości. Tym razem po tym, jak zagraniczni naukowcy dowiedli, że dzieci, które do śniadania piją owocowy sok, dwa razy częściej – niż ich rówieśnicy wybierający wodę – mają problem z dodatkowymi kilogramami. Z każdym rokiem o przyczynach i skutkach otyłości wiemy coraz więcej, ale wciąż zachowujemy się tak, jakbyśmy nie wiedzieli nic. A grubasy są wszędzie. Fałdki, fałdy, wałki, wałeczki, liczne podbródki, niekończące się pośladki. Pod ich zdjęciami na Instagramie nieodłączne tagi #bodypositive #bodypositivity. I komentarze: Piękna!”, „Seksi!”, „Prawdziwe kobiety mają krągłości”. Przyznam, że ja na ich widok zazwyczaj się jednak krzywię.
To wspaniale, że nieustająco poszukujemy w sobie piękna. To wspaniale, że uczymy się nawzajem wspierać i pocieszać. Ba, jestem nawet przekonana, że część osób komentujących te fałdy i podbródki uważa, że to naprawdę piękne. Nie należę do tej grupy i dziwi mnie jej istnienie. Przykro mi, ale panujący aktualnie kult grubasa i fala akceptacji dla otyłych doprowadza mnie do szału. Bo krągłości nie równają się niezdrowym zwałom tłuszczu, a prawdziwa uroda to zawsze piękno zdrowego ciała. Dlatego przestańcie wszyscy mówić, że grube jest piękne.
Gruby jest chory. Koniec i kropka
Grube jest nieestetyczne – bo nienaturalne. Grube jest niezdrowe – naprawdę długa jest lista chorób, które rodzą się w każdym wałku, w każdym kilogramie tkanki tłuszczowej i każdym kolejnym podbródku. Naprawdę, możecie sobie mówić co chcecie o „takiej urodzie” i „grubych kościach”, ale otyłość zawsze jest stanem nienaturalnym i zawsze jest zaburzeniem. Tak, widzę już te komentarze – „jestem gruba, ale jestem zdrowsza od wszystkich tych chudych szkap”. No to poczekaj jeszcze parę lat, kochanie.
Trochę to zgrzyta z popularnymi tłumaczeniami „jestem gruba i nie mogę schudnąć – to sprawy hormonalne!”. Tak, hormony lecą w tyłki i uda, ale naprawdę to da się leczyć i wypoziomować tysiące przypadków. Jednak leczeniu trzeba umieć się poświęcić i nie rezygnować z niego dlatego, że jest trudniejsze i droższe od upieczenia kolejnego ciasta. Niestety, choroba to doskonałe usprawiedliwienie dla tuszy, nie warto przecież próbować, skoro „i tak nie schudnę”. Lekarze gryzą się w języki i machają ręką. Uwaga, zdradzam wielką prawdę – schudnąć można zawsze. To tylko kwestia podjęcia pewnego wyzwania.
Tak, wiem. Chodzi o wewnętrzne piękno! Po co zatem te wszystkie kłamliwe komentarze? Po co hipokryzja tego całego hasztagowania? Mam znajome, które na Instagramie uchodzą już za ikony polskiego ruchu body positivity. I na własne oczy widziałam, jak płaczą do kieliszka z winem, zagryzając smutki tortem. Bo tak naprawdę wcale nie chcą być grube, chcą wyglądać jak dziewczyny na okładkach kolorowych czasopism. Dlatego ja jednak skoncentrowałabym się na walce z tłuszczem – bo ta ma niewątpliwie sens.
Akceptacja otyłości jest nieetyczna
Otyłość jest szkodliwa, ale też zwyczajnie nieetyczna. A jej akceptowanie jest koszmarnie niebezpieczne – zwłaszcza w krajach, w których z powodu otyłości cierpi coraz więcej osób, w tym również dzieci. Akceptując grubasów – nie, nie okrągłych, puszystych czy przytulnych – i przyzwalając na otyłość, czyniąc z niej zaletę lub coś absolutnie normalnego sprawiamy, że z naszym społeczeństwem będzie coraz gorzej. Być może nawet tak źle, że trzeba będzie zacząć jeszcze uważniej słuchać naukowców i lekarzy.
A ci już od dawna na temat tego, jak bardzo szkodliwe są dodatkowe kilogramy, głośno krzyczą. Z powodu otyłości – a ściślej, z powodu związanych z nią schorzeń – co roku umiera prawie trzy miliony ludzi. Na nic promowanie zdrowej sylwetki i zdrowego odżywiania. Wśród fanek popularnych internetowych trenerek nadal są osoby, które z przyjemnością popatrzą, jak Chodakowska robi "Skalpel", ale filmik instruktażowy obejrzą z tortem w pulchnej dłoni – w końcu trzeba jakoś radzić sobie z życiem, trzeba się nim cieszyć. A w naszej kulturze jedzenie – zwłaszcza to niezdrowe – od lat stanowi nagrodę za rozmaite życiowe osiągnięcia lub pocieszenie za równie spektakularne niepowodzenia. Lody za piątkę w szkole, wata cukrowa w wesołym miasteczku za dobre świadectwo, czekolada na dobry humor po kłótni z przyjaciółką lub chłopakiem. Dorośli nagradzają się lub pocieszają ciastkiem, kieliszkiem wina albo słodkim drinkiem – coś po całym dniu pracy się nam przecież od życia należy.
Wszyscy jesteśmy winni
Fińska badaczka, Johanna Ahokla-Launonen, stawia śmiałą tezę – to całe społeczeństwa winne są pladze otyłości. I chodzi tu nie tylko o powszechną akceptację otyłości oraz wspieranie grubych w pozytywnym myśleniu o swoim ciele, a raczej o naśladownictwo. Mamy tendencję do zachowywania się tak, jak ludzie wokół nas. Dotyczy to również przejadania się, także tym, co teoretycznie zdrowe i smaczne, a co w pewnych ilościach pozostaje już tylko smaczne. Instagram pęka od zdjęć z knajpek i knajpeczek, burgerów, frytek, kolorowych drineczków i masy pyszności. Apetyczne dania pokazują wszyscy – często szczupli i wysportowani. A mózg osoby podatnej na wpływ otoczenia koduje sobie jedno – skoro szczupły jada burgery co drugi dzień, to mi przecież też nie zaszkodzi. I wiadomo, jak się to kończy.
Badaczka z Helsinek stawia kolejne pytanie – czy nie powinniśmy stanowczo i solidarnie, jako członkowie tego samego społeczeństwa, walczyć z tym problemem? Wymuszać regulacje, takie jak ogólnokrajowe zakazy reklamowania rzeczy zawierających tłuszcz i cukier? Co prawda dane obrazujące wpływ zakazu reklam alkoholu i papierosów na ich sprzedaż, nie świadczą o tym pomyśle dobrze, ale być może warto byłoby chociaż spróbować.
Może powinniśmy zacząć znowu piętnować grubasów? Przestać pisać pod zdjęciami o pięknie, urodzie, apetyczności i puszystości, a zacząć spuszczać słowne manto? Och, faktycznie – zapomniałam w jakich czasach żyjemy. Koszmarny kulturowy nakaz głaskania się po główkach doprowadzi nas kiedyś do katastrofy. Zwracanie uwagi na czyjąś tuszę to zbrodnia, piętnowanie podbródków – towarzyskie samobójstwo. Staliśmy się robotami zaprogramowanymi tak, by nie sprawiać innym przykrości. Ale czy tak trudno zrozumieć, że czasem można zagłaskać kogoś na śmierć?