To jeszcze stosunek czy już gwałt? Umyślnie ściągają prezerwatywę w trakcie seksu
Tłumaczą to chęcią rozprzestrzeniania swojego nasienia i "ideologią męskiej supremacji". Tak pokazują, że to oni mają kontrolę nad swoimi partnerkami. W sieci głośno o wynikach pracy Alexandry Brodsky, która zbadała stealthing. To zjawisko coraz bardziej popularne wśród mężczyzn, a promujące zdejmowanie prezerwatywy bez zgody partnerki. Kolejna idiotyczna informacja z cyklu "amerykańscy naukowcy twierdzą"? Sprawdziliśmy i jesteśmy w szoku.
Spotykali się cztery miesiące. Kasia poznała swojego chłopaka na portalu randkowym. Był z tego miasta co ona, miał podobne zdanie o związkach - oboje nie szukali partnera na całe życie, nie w głowie im były dzieci. Po kilku tygodniach poszli do łóżka.
- Zgodziłam się na seks, ale w zabezpieczeniu. Oszukał mnie. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zdjął prezerwatywę. Po wszystkim przytulił mnie i powiedział: będziesz musiała rano kupić taką tabletkę "po". Nie wiedziałam, jak powinnam zareagować. W szoku byłam. W ciążę nie zaszłam, ale jak on mógł coś takiego zrobić? Dopiero teraz zrozumiałam, że powinnam zareagować ostrzej - opisuje Kasia na jednym z forów dla kobiet.
Takich wpisów jest znacznie więcej. Ten napisała dziewczyna ze Stanów. O jej historii pisały wszystkie amerykańskie media. - Mam 19 lat, nie mam nikogo, komu mogłabym to opisać - zaczęła swój wpis.
- Poznałam faceta. Miły, dobrze wyglądał, długo ze sobą rozmawialiśmy. Po którymś spotkaniu wylądowaliśmy u niego w domu. Zapytał, czy chciałabym uprawiać seks bez prezerwatywy. Od razu powiedziałam mu, że nie ma mowy. Widziałam więc, jak wyjmuje prezerwatywę z opakowania. "OK", pomyślałam. Jesteśmy zabezpieczeni. Kochamy się, a on po chwili pyta, czy "jestem negatywna" (nie choruję na AIDS). Odpowiedziałam, że nie jestem nosicielką wirusa. "To dobrze, bo uprawiamy seks bez zabezpieczenia", odparł. Co takiego? Spanikowałam. Chciałam zwiać i cały czas żałuję, że go nie zostawiłam w tej samej chwili, kiedy mi to powiedział. Udawałam, że wszystko jest w porządku. Wyszłam od niego i nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Załamałam się. Ja mu zaufałam, a on mnie oszukał. Poczułam się tak, jakby mnie zgwałcił - opisuje Amerykanka.
„Nie jestem pewna, czy to jest gwałt…”
Mówią o tym: stealthing. Mężczyźni celowo zdejmują prezerwatywę w trakcie stosunku. Nie są to pojedyncze przypadki. Zjawisko to staje się coraz bardziej popularne, a w sieci nie brakuje poradników dla panów, którzy chcą się tak zabawić kosztem partnerki.
Analizą tego "trendu" zajęła się ostatnio Alexandra Brodsky. Na łamach Columbia Journal od Gender and Law opublikowała badanie, które odbiło się szerokim echem na całym świecie i nie jest to wcale nadużycie. Brodsky uważa, że to, co dla mężczyzn jest czasem zwykłą grą i sposobem na podniesienie sobie adrenaliny, jest formą napaści seksualnej i powinno być traktowane w taki sposób, jak traktuje się m.in. gwałty.
Badaczka rozmawiała z kobietami, które mają już na koncie takie doświadczenia. - Te dziewczyny boją się, że zajdą w niechcianą ciążę i nabawią się poważnych infekcji. Poza tym, uważają, że to naruszenie autonomii ich ciała. Czują się oszukane, tracą zaufanie do partnerów - podkreśla Brodsky.
Jedna z kobiet wyznała jej: "Byłam przerażona. Nie na to się umawialiśmy, a on brutalnie pozwolił sobie złamać daną mi obietnicę".
Rebecca, do której dotarła autorka badania, pracuje w centrum pomocowym dla kobiet, które zostały zgwałcone. Najczęściej dzwonią młode dziewczyny, studentki. Nawet nie potrafią określić, co dokładnie je spotkało. Wyjątkowo często powtarza się podobna historia: "Partner zdjął prezerwatywę bez mojej wiedzy". A potem przyznają: "Nie jestem pewna, czy to jest gwałt…". Te dziewczyny nie mają pojęcia, do kogo mogą zgłosić się o pomoc, nie wiedzą też, czy powinny zgłosić to na policję, czy mogą domagać się swoich praw w sądzie.
Nie ma zapisów prawnych, które wskazywałyby, że stealthing to czyn zabroniony. Korzystają więc na tym panowie, którzy na forach internetowych i specjalnie utworzonych blogach dzielą się poradami jak oszukać partnerkę i zabawić się bez ograniczeń.
- To są ciemne strony internetu, do których wolałabym już nie wracać – zaznacza Alexandra Brodsky
Taka przyjemność
Postanowiłyśmy więc zajrzeć w te ciemne strony sieci i sprawdzić, czy rzeczywiście stealthing jest tak popularny wśród mężczyzn. Daleko nie trzeba było się zapuszczać.
- Uprawiam seks bez prezerwatywy. Kochałem się już z 12 dziewczynami i z żadną się nie zabezpieczałem. Nie mam żadnego syfa, ani dziecka na koncie. Media lubią przerażać dziewczyny tekstami o tym, jak ważny jest "bezpieczny seks". Są przerażone do momentu, w którym wprowadzi się je w dobry nastrój. Tu macie kilka porad, jak uniknąć prezerwatyw w swoim życiu - pisze jeden z użytkowników na stronie the3bromigos.com.
Internetowy guru wymienia więc porady od "po prostu nie kupuj prezerwatyw", przez "namów ją na pigułkę po", do porad typu "zabierz się do roboty i nie pytaj jej o zdanie".
- To prawdopodobnie najbardziej efektywna metoda. Zabierz się do roboty, potem poradzisz sobie z awanturą. Większość dziewczyn jest zbyt podniecona, by się tym przejmować. Niektóre dziewczyny nie powiedzą ci "tak" w twarz, ale to nie znaczy, że nie chcą się z tobą kochać. W sumie to ich reputacja po wszystkim jest nietknięta. Ciebie nazwie pewnie dupkiem, ale i tak będzie w tobie zakochana. Dziewczyny lubią takich gości. I każdy w tej sytuacji wygrywa - czytamy.
Jak wskazuje Brodsky, stealthing popularny jest i wśród hetero- i homoseksualistów. W sieci z łatwością znaleźć można "kompleksowe poradniki" pisane przez 16-latków.
- Taki seks jest zdecydowanie przyjemniejszy, bardziej ekscytujący, bo dziewczyna o tym nie wie. Wypracowałem sobie własną technikę. Mam swoje tricki, jak partnerkę łatwo oszukać. Jestem już w tym mistrzem. Dziewczyny podzielić można na "sięgające" i "sprawdzające". Z tymi pierwszymi jest najtrudniej, bo one szybko orientują się, że zdjąłeś prezerwatywę. Jest na to sposób, bo wystarczy użyć dużej ilości lubrykantu i ona się nie kapnie, że coś jest inaczej. "Sprawdzająca" będzie chciała po wszystkim zobaczyć, czy masz na sobie prezerwatywę. Jeśli wpadniesz na gorącym uczynku, graj głupka. Powiedz jej, że nie wiesz, czemu tak się wścieka i próbuj ją rozkręcić na nowo - pisze jeden z 16-letnich chłopaków na ogólnodostępnym forum Experience Project.
To powinno być przestępstwo
Dlaczego mężczyźni się na to decydują? W większości z tych historii chodzi o adrenalinę i własną przyjemność. Nie chcą używać prezerwatywy, ale nie mówią o tym partnerce. W zamian za to informują ją po wszystkim, że powinny teraz kupić tabletkę (w Polsce na pigułkę nie ma co liczyć).
W badaniu zauważa, że mężczyźni, którzy zachęcają do usunięcia kondomów, najczęściej tłumaczą się chęcią rozprzestrzeniania swojego nasienia, chcą dominować nad partnerką, wyznają "ideologię męskiej supremacji" i nie przejmują się konsekwencjami - choć sami mogą załatwić sobie chorobę weneryczną.
Z ustaleń Amerykanki wynika, że stealthing powoduje dokładnie te same konsekwencje co gwałt - utratę godności, ryzyko ciąży, zachorowania na HIV i AIDS. Gwałt można jednak zgłosić na policję - która dziewczyna opowiedziałaby policjantowi o tym, że jej partner zdjął prezerwatywę bez jej zgody?
To, że stealthing powinien być uważany za czyn zabroniony, świadczy decyzja sądu najwyższego w Szwajcarii z początku tego roku. W styczniu skazano 47-letniego mężczyznę, który oszukał podczas stosunku swoją partnerkę i zdjął zabezpieczenie. To był precedensowy proces i wyrok. Mężczyzna został skazany na rok więzienia w zawieszeniu.
Francuz poznał Szwajcarkę przez Tindera. Podczas drugiego spotkania za zgodą obu stron w domu poszkodowanej doszło do zbliżenia z użyciem zabezpieczenia, jednak po akcie miłosnym kobieta zorientowała się, że partner niepostrzeżenie zdjął prezerwatywę. Kobieta przed sądem dowiodła, że nie zdecydowałaby się na taki stosunek.
Brodsky w rozmowie z dziennikarzami "Huffington Post" przyznała, że pewnie przez najbliższe lata nie będziemy w stanie zmienić prawa i dopisać stealthingu do listy przestępstw, ale możemy uświadamiać kobiety i mówić o tym głośno. - Te powracające historie zbyt często nazywane są "kiepskim seksem", a powinno się o tym mówić jako o "akcie przemocy" - mówi Brodsky.