To nie jest kraj dla samotnych matek z wyboru. Rzeczpospolita Polska Nieprzychylna
Do niedawna kibicowałam kobietom, które nie chcą uzależniać swojego macierzyństwa od posiadania mężczyzny. Ale dziś już wiem, jak samotne macierzyństwo, choć w moim przypadku niezaplanowane, wygląda w polskich realiach. Słabszym psychicznie nie polecam.
04.09.2018 | aktual.: 04.09.2018 13:29
Jeszcze trzy lata temu istniała próżnia prawna, która właścicielom klinik zajmujących się rozrodem wspomaganym, nie zabraniała zabiegów inseminacji czy In vitro, przeprowadzanych na życzenie samotnych kobiet. To, czy lekarze chcieli je wykonywać singielkom, zależało jedynie od polityki firmy. Od 2015 roku zabiegom mogą być poddawane tylko kobiety przebywające w związku małżeńskim, bądź innym nieformalnym związku z mężczyzną. Tyle prawo.
Seksmisja
Tymczasem, choć przecież nikt głośno o tym nie mówi, opcji na macierzyństwo bez udziału ojca (nie licząc zapłodnienia oczywiście) jest przynajmniej kilka. Jedną z nich stwarzają banki spermy, które odpowiadając na rosnące zapotrzebowanie singielek, już nie tylko sprzedają nasienie klinikom przeprowadzającym zabiegi, ale też zestawy do domowej inseminacji wysyłają pocztą.
Do Polski także. Jeden z takich banków, i przy okazji jeden z największych na świecie, duński gigant na rynku spermy informuje, że połowa Polek zamawiających u nich zestawy do inseminacji to kobiety samotne. Singielki, które chcą zostać mamami. To dane, którymi podzielił się ze mną szef tego banku, Peter Reeslev. Dodał, że to trend światowy. Sam bank prognozuje, iż za kilka lat samotne kobiety stanowić będą 70 proc. wszystkich klientek. Mowa o kobietach między 30. a 40. rokiem życia, dobrze wykształconych, zaradnych życiowo i zawodowo, o kobietach sukcesu.
Właśnie. Czasem zastanawiam się, czy kobiety które planują samodzielne macierzyństwo, zdają sobie sprawę z tego, na co się piszą. Przecież Polacy nie są gotowi na samodzielne, radzące sobie z sytuacją mamy. A pewnie takimi są kobiety, które próbują zajść w ciążę bez bezpośredniego udziału mężczyzny. Stereotyp samotnej matki stojącej w kolejce po zasiłki w MOPS-ie tak się zakorzenił, że każda, która zamiast pobierać zasiłek woli zarabiać, w rzeczywistości ma pod górę.
Ale nie tylko o zarabianie chodzi. Problemy zaczynają się już na etapie ciąży. Pamiętam doskonale jedną z imprez, w czasie której koleżanka, wykształcona osoba, świadoma kobieta, przez dobrą godzinę kilkadziesiąt razy zadała mi, stojącej przed nią ciężarnej, pytanie: „ale ciężko ci, prawda?”. W zasadzie nie chciała odpowiedzi. Wiedziała swoje. Nie mogłam jej więc powiedzieć, że ciężko to mi jest, i owszem, jak idę do szkoły rodzenia, w której jako jedyna samotna mama, czy jeszcze wtedy przyszła mama, jestem w zasadzie ignorowana. Nikt nawet nie próbuje nawiązać do mojej sytuacji proponując mi ćwiczenia np. które można wykonywać w pojedynkę. Usłyszałam za to kilkadziesiąt tekstów o roli partnera w czasie porodu i tyle samo żartów pod adresem przerażonych tym, co ich czeka w szpitalu, przyszłych ojców.
Jest dziecko, musi być ojciec!
Przetrwałam chyba trzy takie spotkania, po których tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że chcę cesarskie cięcie. Że podobnego klimatu, tej mojej samotności wybrzmiewającej w co drugim tekście personelu medycznego na porodówce, psychicznie bym nie dźwignęła. Choć muszę przyznać, że nawet po cesarce nie było łatwiej, bo towarzyszące mi w szpitalu siostra i przyjaciółka, były atrakcją na oddziale. Dziwowiskiem. No bo jak to? Przecież jest dziecko, to musi być i ojciec! A nie jakieś tam zawracające głowę pielęgniarkom ciotki.
Potem, o czym na szczęście nie musiałam się sama przekonać, robi się ponoć jeszcze ciekawiej: wynajmującym mieszkania trudno pojąć, że samotna mama może być osobą wypłacalną, zaradną, ogarniętą życiowo, a nie największym złem tego świata i najmniej pożądanym lokatorem. A skoro trudno im to pojąć, najczęściej samotnym matkom wynajmować nie chcą. Zdaję sobie sprawę, że jak w każdej grupie społecznej, tak i wśród samotnych matek znajdą się oszustki, wyłudzaczki, uciążliwe lokatorki, które nie płacą. Ale tak wrzucać wszystkich do jednego wora? Przecież to krzywdzące.
Poza tym wszystkie benefity, na które może liczyć matka z tytułu samodzielnego wychowania dziecka, dotyczą w zasadzie tylko mam, które nie pracują. Chcesz wrócić do pracy i by móc to robić – posłać dziecko do żłobka? Zapomnij. Mnie poradzono nawet, bym zgłosiła się do pomocy społecznej, by ta orzekła, że potrzebuję wsparcia. Wtedy dodatkowe punkty mogłoby zagwarantować mojej córce miejsce w żłobku. Ale dlaczego miałabym kłamać? Trafiać pod opiekę MOPS-u, zajmować komuś czas, skoro jedyne czego chciałam, to mieć komfort powrotu do pracy bez konieczności wydawania tysiąca, albo trzech na opiekę nad córką. Czy zatem nie jest tak, że w naszym kraju promowane jest właśnie siedzenie w domu, na „zasiłkach”?
Jest jeszcze jedna rzecz - przyznam szczerze, że nie zazdroszczę kobietom wybierającym domową inseminację konieczności odpowiadania po kilkadziesiąt razy na pytanie o personalia ojca i tych pełnych politowania albo czasem pogardy spojrzeń, komentujących odpowiedź: „ojciec nieznany”.
Chcesz podzielić się z nami swoją historią? Prześlij ją nam przez dziejesie.wp.pl