To nielubiane ciało
Powinnam trochę schudnąć. Musze zrzucić jeszczę parę kilo i będzie dobrze. Patrzę w lustro i nie podobam się sobie. Patrze na wagę i drżę. Ze złości, że nie spada, z niepokoju, że może wzrosnąć, z podniecenia, że może tym razem to właśnie ta dieta, która mnie zbawi i sprawi, że wreszcie będe się ze sobą czuć dobrze. Bo przecież wkoło tyle kobiet, które są piękniejsze, zgrabniejsze, atrakcyjniejsze, lepsze…
24.08.2010 | aktual.: 24.08.2010 15:34
Powinnam trochę schudnąć. Musze zrzucić jeszczę parę kilo i będzie dobrze. Patrzę w lustro i nie podobam się sobie. Patrze na wagę i drżę. Ze złości, że nie spada, z niepokoju, że może wzrosnąć, z podniecenia, że może tym razem to właśnie ta dieta, która mnie zbawi i sprawi, że wreszcie będe się ze sobą czuć dobrze. Bo przecież wkoło tyle kobiet, które są piękniejsze, zgrabniejsze, atrakcyjniejsze, lepsze… Czy gdzieś kończy się to szaleństwo?
Kobiety nie mają łatwo we współczesnych czasach, choć pewnie można się spierać, że jest i tak lepiej niż kiedyś. Tak czy inaczej, stoi przed nimi cała lista wymagań. Z jednej strony lansowany jest obraz kobiety niezależnej, samodzielnej, samej stanowiącej o sobie, wykształconej i spełniającej się w pracy. Z drugiej nieodłączną rola kobiety jest bycie matką, najlepiej połączone z tym poprzednim obrazem. Do tego ze wszystkich stron jesteśmy bombardowane obrazami kobiet pięknych, atrakcyjnych i wyidealizowanych. Powabna, w świetnej formie, wychowująca dzieci i spełniona zawodowo.
Mniej lub bardziej świadomie kobiety lgną do tych wyobrażeń, starając się realizować choć jakąś ich część. Niestety rzeczywistość jest o wiele bardziej złożona, brudna i zwykła. I nie używa się w niej Photoshopa czy innych narzędzi do retuszu zdjęć. Frustracja części kobiet rośnie, katują się dietami, nawet jeśli obiektywnie z ich wagą jest wszystko w porządku. Gonią za iluzją, w której w końcu będą z siebie zadowolone i pokochają swoje ciało. Pod warunkiem, że będzie odpowiednio wyglądać.
Mam wrażenie, że korzenie takiego traktowania siebie tkwią w tym, że nie jesteśmy jako dzieci uczeni szacunku do swojego ciała. Szacunku, który zawierałby w sobie zarówno podziw dla ciała takim, jakie jest, zachwyt nad różnorodnością możliwych form, jak i zwrócenie uwagi na to, jak ważnym elementem życia jest nasze ciało i jak o nie dbać.
W naszej kulturze ciało jest traktowane bardzo instrumentalnie. Jest to narzędzie pracy, narzędzie zdobycia partnera, narzędzie dzieki któremu produkowane są dzieci, narzędzie dające satysfakcję seksualną, i tak dalej. Ciało ma być posłuszne, wytrenowane, odporne, bezawaryjne i wzbudzać zachwyt. Nie uczymy się tego, jak się w to ciało wsłuchiwać, nie czujemy z nim bliskiego kontaktu, który zaowocowałby wzajemnym zrozumieniem, zdrowiem i pięknem poza zewnętrznymi standardami. W związku z tym, nie mamy zbyt wielkich problemów z wpychaniem w to ciało przetworzonego, pełnego cukru i tłuszczu jedzenie, ani z drugiej strony ze stawianiem mu niemożliwych wymagań, traktując je jak poddanego, który nie jest posłuszny, a nawet jak wroga, który niszczy marzenia o ideale.
Jeśli jesteś gruba, to przede wszystkim brzydko wyglądasz i w domyśle nikt nie będzie Cię lubił, będziesz gorsza, itd. Dziewczynki słyszą "Nie jedz tyle, bo będziesz gruba.", a nie - "Nie jedz tyle, bo zniszczysz sobie zdrowie". I stajemy przed paradoksem - społeczeństwo tyje w zastraszającym tempie, a jednocześnie kobiety, które grube nie są, obsesyjnie zamęczają się dietami.
Kobiet, które mogą z całą szczerością powiedzieć, że kochają albo chociażby lubią swoje ciało jest z pewnością mniej niż tych, które są z niego niezadowolone. Niechęć do swojego ciała miewa różne przyczyny. Może to być wyraz albo element uogólnionego braku akceptacji siebie, jak i przejaw perfekcjonizmu i poczucia bycia niewystarczająco dobrą.
Kontrolowanie wagi bywa realizacją nadmiernej potrzeby kontroli lub kompensacją braku kontroli w innych dziedzinach życia. Negatywny stosunek do ciała może również wynikać z przeszłej traumy, doświadczenia nadużycia lub przemocy fizycznej czy seksualnej. I w końcu element społeczny - już jako dzieci chłoniemy wzorce kulturowe oparte na opozycji piękno-brzydota, akcentujące ważność bycia atrakcyjnym fizycznie, stawiające na piedestale młodość, podsuwające standardy i kryteria oceny siebie oraz innych. Jeśli brak oparcia w wewnętrznych cechach, które dają poczucie pewności siebie, to doskonałość fizyczna może stać się obsesją.
Niezmiernie trudno jest tak po prostu nie przejmować się swoim wyglądem, gdy wszędzie wkoło taki nacisk kładziony jest na bardzo konkretnie określone piękno fizyczne. Wyświechtana fraza "piękno jest w oku patrzącego" powinna być wprowadzana w życie już u dzieci, by uodpornić je na wymogi kulturowe, i może w przyszłości w końcu trochę je złagodzić. Dorośli zaś, choć mniej podatni na zmiany, mogą świadomie zacząć szukać piękna w sobie i innych, tam, gdzie dotąd nie zaglądali i w sposób, w jaki dotychczas nie patrzyli. A ciało, które jest docenione takim, jakie jest, z większą łatwością podejmuje współpracę ze swoim lokatorem i nie musi się buntować, by wyrazić swoje potrzeby.