Uwaga!

Ta strona zawiera treści przeznaczone
wyłącznie dla osób dorosłych.

Blisko ludzi"To praca jak w mięsnym". Ekspedientki sex shopów opowiedziały, do czego zdolni są klienci

"To praca jak w mięsnym". Ekspedientki sex shopów opowiedziały, do czego zdolni są klienci

Klienci zaczepiają, rzucają niesmaczne żarty, czasami przekraczają granice. Pracownice sex shopów nie ukrywają, że w ich pracy zdarzają się sytuacje, które wpływają na ich poczucie bezpieczeństwa.

"To praca jak w mięsnym". Ekspedientki sex shopów opowiedziały, do czego zdolni są klienci
Źródło zdjęć: © Getty Images
Paulina Brzozowska

12.11.2019 | aktual.: 13.11.2019 20:31

Drzwi jednego z sex shopów przy Rondzie Daszyńskiego w Warszawie często są zamknięte od środka. Wcale nie dlatego, że sklep jest nieczynny. Pracownice zamykają się, bo boją się agresywnego mężczyzny, który czasami się u nich pojawia. Onanizuje się przed wejściem do sex shopu, rzuca w kierunku pracujących tam kobiet niewybredne i sprośne żarty. Doszło nawet do napaści na jedną z nich. Chociaż sprawa trafiła na policję, sprawca wciąż nie został ujęty. Pojawia się więc pytanie, czy pracując w miejscu o charakterze seksualnym, można czuć się bezpiecznie?

Prezent "dla żony"

Trudno o dokładne statystyki, które zdradziłyby liczbę sex shopów w Polsce. Wystarczy jednak odpowiednio długo chodzić po jakimkolwiek mieście, żeby znaleźć ich co najmniej kilka. Przy samej Alei Jana Pawła II w Warszawie można naliczyć ich minimum 10. W jednym z nich pracowała Maryla, która w ciągu roku zebrała kilka nieprzyjemnych wspomnień.

– Był taki pan, koło sześćdziesiątki, który kiedyś przychodził do naszego sklepu. Pracowało nas tam wtedy 4 i każda miała z nim jakieś historie. Ja przykładowo nigdy nie zapomnę, jak chciał kupić prezent "dla żony". Zapytał, czy mogłabym mu polecić coś, ale on się nie zna i nie wie, co by się najlepiej nadawało. Pytam go, czy bieliznę, czy może bardziej gadżety, a on, że jednak gadżety. Wybrałam kilka i zaczęłam o nich opowiadać – wspomina kobieta.

Zobacz też: Maluje Ewę Chodakowską. Nam zdradza, w czym tkwi sekret delikatnego makijażu

Po chwili starszy klient zaczął swoim zachowaniem stresować Marylę. – Dopytywał mnie, czego ja używam, jak ja stosuję te gadżety, czy mam faceta. Kiedy powiedziałam mu, że to nie jego sprawa, stał się jeszcze bardziej natarczywy. Wypytywał mnie, czy założyłabym taką bieliznę, jaka jest na wystawie. Kazałam mu wyp…lać, grożąc, że zawołam ochronę. Tak naprawdę, zanim by dojechała, minęłoby 15 minut. Na szczęście groźby poskutkowały, natręt wyszedł, a ja szybko zamknęłam drzwi i zadzwoniłam do szefa. Więcej na mojej zmianie facet się nie pojawił, ale słyszałam, że zaczepiał też inne dziewczyny z naszego sklepu – opowiada.

Maryla zwolniła się z pracy w sex shopie po roku. Zapewnia jednak, że powodem odejścia nie był strach. – Nieprzyjemnych sytuacji było niewiele. Tak naprawdę ta praca nie różniła się dla mnie niczym od siedzenia na kasie w supermarkecie. Tylko ruch trochę mniejszy – podsumowuje.

Za regałem z filmami

Z raportu przygotowanego przez magazyn "Logo" wynika, że zakupy erotyczne znacznie częściej robią mężczyźni (54 proc.) niż kobiety (46 proc.). Młodzi ludzie (18-35 lat) najczęściej wybierają sex shopy internetowe, które zapewniają dyskrecję. Do sklepów stacjonarnych najchętniej przychodzą osoby po 40-tce. Klientela nie zawsze zachowuje kulturę osobistą i zdarza się, że granice zostają przekroczone. Dobrze wie o tym Agata, właścicielka małego sex shopu w Katowicach. Nie chce ujawniać swojego nazwiska, bo nie przyznała się jeszcze rodzinie, jakiego rodzaju sklep prowadzi.

– Nie raz i nie dwa mieliśmy klientów, którzy masturbowali się za regałem z filmami pornograficznymi. Od razu zostawali wyrzuceni na zbity pysk. Mąż jest w sklepie na prawie każdej zmianie, to postawny facet, umie zapewnić bezpieczeństwo mi i naszym pracownicom. Bardzo często przychodzą do nas głównie starsi panowie, którzy pozwalają sobie na obleśne komentarze i zaczepki. Wielu wychodzi z założenia, że praca w sex shopie to jak praca w agencji towarzyskiej. Tak naprawdę to robota jak w mięsnym. Sprzedajesz towar i tyle – mówi kobieta.

Agata zapewnia, że sprzedawczynie w jej sklepie mają zapewnioną ochronę i mogą się czuć bezpiecznie. – Z reguły po zmianach odwozimy dziewczyny do domu, żeby po nocy nie jechały autobusem. Zawsze sklep zamykam ja albo mąż, więc tak staramy się zapewnić im bezpieczeństwo. Pracuje dla nas również firma ochroniarska. Pod ladą mamy pilot, którym wzywamy patrol. Są w sklepie w kilka, kilkanaście minut. Na szczęście musieliśmy ich wzywać tylko raz, kiedy klient spoliczkował jedną z dziewczyn, bo ta nie chciała pokazać mu, jak działa wibrator. Na sobie! Dasz wiarę? Świat jest pełen zwyroli. Panowie ochroniarze szybko załatwili sprawę i później był spokój – mówi.

Zakaz zbliżania się

Anna już nie pracuje w sex shopie, jednak doskonale pamięta dramatyczne historie z klientami. - W okresie, w którym tam pracowałam, jedyny incydent, który tak mnie trochę... zmroził to masturbujący się mężczyzna patrzący jeszcze chamsko w kamerę - tak jakby wiedział, że patrzymy - chcący tego. Wystraszył go inny klient - wspomina kobieta.

Koleżanki Anny nie miały takiego szczęścia. - Wiem od dziewczyn, które tam pracują dłużej, że kilkukrotnie zdarzały się sytuacje, w których potrzebna była interwencja policji. Pan grożący nożem, mówiący że zrobi jej wieczny uśmiech, pan, który stalkował jedną z dziewczyn i otrzymał sądowy zakaz zbliżania się. Trochę tego było - dodaje Anna.

"Najfajniejszy czas mojego życia"

Dorota dorabiała w sex shopie na studiach. Sklep był otwarty wieczorami, więc nie kolidowało to z jej planem zajęć na uczelni. Przyznaje, że na początku bała się o swoje bezpieczeństwo. Myślała, że młoda, atrakcyjna kobieta wywoła niesmaczne żarty i nieprzyjemne zachowania klientów. Na szczęście tak się nie stało. – Może wynika to z tego, że nasz sklep jest położony w mało uczęszczanej dzielnicy miasta. Z reguły nie mieliśmy zbyt wielu klientów. Większość wieczoru czytałam książkę za ladą. Nigdy nie miałam sytuacji, żeby ktoś naruszył moje granice i żebym nie czuła się bezpiecznie w pracy – wspomina.

Dzisiaj 32-latka pracuje jako tłumaczka języka angielskiego. Swoją studencką pracę wspomina bardzo dobrze. – To był naprawdę fajny czas mojego życia. Rodzice co prawda nie wiedzieli, gdzie pracuję – są konserwatywni do szpiku kości i by się wściekli. Ja czułam się tam dobrze. Miałam bardzo miłe szefostwo, zarabiałam przyzwoite pieniądze i praca sama w sobie nie była wymagająca – mówi.

– Dla mnie praca w sex shopie to praca w sklepie jak każdy inny. Zboczeniec może zaczepić mnie wszędzie. Na ulicy, w kinie, w autobusie. Nie bałam się. Nie musiałam – podsumowuje Dorota.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (115)