Polak w sex‑shopie. "Jajeczka rozkoszy", tabletki na potencję i kulki gejszy
Czego Polak szuka w sex-shopie? Czy „50 twarzy Greya” zmieniło nasze podejście do gadżetów erotycznych? Dlaczego zabieramy do kina „jajeczka rozkoszy”? O tym, czy jesteśmy pruderyjni w sferze seksu, mówią ekspedientki z sex-shopów, psycholog, seksuolog i klienci.
W jednym z gdańskich sex-shopów właśnie trwa remont. Buty na niebotycznie wysokich platformach i bieliznę pokrywa warstwa pyłu. Wśród wyeksponowanych opakowań ze strojami domin, pielęgniarek i nauczycielek kręci się starszy pan z wózkiem na kółkach. Wygląda, jakby właśnie wracał z targowiska. Jednak nie erotyczne stroje leżą w kręgu jego zainteresowań. – Czy są jakieś nowe tableteczki – dopytuje. Ekspedientka ochoczo podaje mu opakowanie. Klient kupuje aż dwa blistry środków wzmagających potencję.
Tego dnia ruch jest spory. Przy kasie stoi na oko 30-letnia kobieta. Jest bardzo skromnie ubrana. Wydaje kilkaset złotych na rozmaite akcesoria dla par, m.in. „jajeczka rozkoszy”. To bezprzewodowe, małych rozmiarów urządzenie, posiadające 20 poziomów wibracji, pulsacji i masażu. „Idealnie zaprojektowane do stymulacji wnętrza pochwy” – jak zachwala producent. Do zestawu dołączony jest pilot.
– Pary bardzo często kupują sobie takie jajeczka do kina. Kobieta umieszcza je w pochwie, a mężczyzna steruje tym urządzeniem za pomocą pilota, robiąc niespodzianki partnerce – tłumaczy Marta, która pracuje w sex-shopie.
– Kobiety często kupują dla siebie jajeczka, a dla obojga stymulatory. Z kolei mężczyźni pytają o seksowne koszule i halki dla partnerek czy oliwki do masażu. Oni nie są wybredni, najważniejsze, żeby ich wybranka nie miała migreny, gdy dostanie taki prezent – śmieje się Marta.
Profil typowego klienta? – Ma 30-50 lat, jest w związku, chce urozmaicić swoje życie seksualne – tłumaczy Karolina, ekspedientka z jednego z trójmiejskich sex-shopów. – Starsze panie nadal mówią szeptem: szukam wibratorka. Ale generalnie coraz częściej wiedzą, czego potrzebują. Polacy pragną eksperymentować w łóżku: oralnie, analnie – dodaje.
Jej obserwacje potwierdza ekspertka. – Generalnie można powiedzieć, że wraz z edukacją w zakresie seksualności, Polacy są coraz bardziej otwarci na akcesoria erotyczne, chcą eksperymentować i wprowadzać nowe elementy do życia seksualnego. Tabu dotyczące samego seksu jest coraz mniejsze. Świadomość dotycząca zastosowania gadżetów erotycznych, na przykład prozdrowotnych, jest coraz większa – komentuje dla WP.PL Izabela Jąderek, psycholog i seksuolog, edukatorka seksualna.
Hitem ostatnich miesięcy są bezdotykowe stymulatory łechtaczki. „Zapewniają wielokrotne orgazmy”, „absolutnie nowe odczucie orgazmu”, „8 stopni intensywności”, „efekty świetlne w nocy” – tak producenci reklamują te małe urządzenia przypominające depilator. Ekspedientki z jednego ze sklepów, które odwiedziliśmy, potwierdzają, że doznania są warte ceny (od kilkuset złotych wzwyż). Szef sprezentował im po stymulatorze, więc wiedzą, o czym mówią.
– Badania przeprowadzane na przestrzeni lat i przez niezależne firmy wskazują, że odsetek osób korzystających z gadżetów erotycznych i salonów erotycznych zwiększa się. Część osób potrzebuje urozmaicenia w związku, inni będą kupowali gadżety tylko dla siebie – zauważa Izabela Jąderek, psycholog i seksuolog, edukatorka seksualna.
Kamieniem milowym w tej swoistej rewolucji okazała się premiera filmu „50 twarzy Greya”. – Grey napędził nam tabuny klientów. Ludzie zaczęli kombinować: aha, tak też można. Przychodzili mężczyźni, którzy mówili: moja dziewczyna naoglądała się Greya, szukam jakichś kajdanek. I wcale nie są to kajdanki z różowym futerkiem. Takie są kupowane raczej dla żartu, na wieczory panieńskie i kawalerskie – wyjaśnia nam Marta, ekspedientka.
– W Stanach Zjednoczonych po premierze książki, a potem filmu „50 twarzy Greya”, sklepy erotyczne przeżywały oblężenie. Warto dodać, że „50 twarzy Greya” to książka, którą autorka tworzyła wspólnie z czytelnikami. Zatem w tym przypadku można powiedzieć, że dla pewnej grupy jest to zbiór i odzwierciedlenie fantazji lub potrzeb – mówi Izabela Jąderek, psycholog i seksuolog, edukatorka seksualna.
„Złote żniwa” dla sex-shopów przypadają przed walentynkami i Bożym Narodzeniem. Z kolei w wakacje głównymi klientami są turyści, szczególnie ze Skandynawii i Rosji. – Kiedyś jeden Szwed zdradził nam, że na drogą zabawkę z naszego sklepu musi pracować godzinę, a ze szwedzkiego cały dzień – mówi nam Marta, ekspedientka.
Stałą klientką sex-shopów jest Kamila z Poznania. – Od dziesięciu lat mam chłopaka, ale kocham też moje wibratory. Często je zmieniam, żeby się nie znudzić. Mój partner wyjeżdża do Berlina kilka razy w miesiącu, a ja mam duże potrzeby, więc musiałam sobie jakoś poradzić. Interesuję się wszelkimi nowinkami, również prozdrowotnymi, jak kulki gejszy – opowiada nam Kamila.
Dodajmy, że te ostatnie gadżety polecane są każdej kobiecie – są swoista intymną siłownią. Jedne z ważniejszych organów, o które powinnyśmy się troszczyć, to zespół mięśni i więzadeł zwanych potocznie mięśniami Kegla. Ciąża, poród i upływ czasu powodują, że mięśnie te rozluźniają się i wiotczeją. Dzięki takim ćwiczeniom eliminujemy dyskomfort związany z wysiłkowym nietrzymaniem moczu, utrzymujemy mięśnie w dobrej kondycji i zapobiegamy ich wiotczeniu w okresie menopauzy.
– Kiedyś przyszedł do naszego sklepu pan, który chciał kupić takie kulki żonie w aptece, ale go przegoniono, mówiąc, żeby poszedł do sex-shopu. A przecież to gadżety prozdrowotne – opowiada Marta, ekspedientka.
Zobacz także:
Nicole Kidman i gwiazda "Legalnej blondynki" po latach wracają na telewizyjny ekran!
Jak rozbudzić pożądanie partnera i przełamać rutynę?