Tomasz Sekielski ważył 185 kg. Lekarz zażartował, że nie będzie go leczyć
Publicznie przyznał, że waży 185 kg i jest uzależniony od jedzenia. Żeby żyć i normalnie funkcjonować – musi schudnąć. Dziś Tomasz Sekielski jest lżejszy o 8 kg. Choć to dopiero początek, podjął najtrudniejszą walkę: z samym sobą.
01.04.2019 | aktual.: 01.04.2019 10:58
Tomasz Sekielski przyznał w rozmowie z Renatą Kim, że decyzję o odchudzaniu podjął w chwili, gdy stanął na wadze i zobaczył, że jeszcze 15 kg i z przodu pojawi się magiczna dwójka. Miał świadomość, że jest otyły, ale nie wiedział, ile dokładnie waży. Ostatni raz waga pokazywała 140 kg. Dodatkowe 45 podziałało jak kubeł zimnej wody.
Latami myślał, że dopóki mieści się w spodnie i dopina koszulę, nie jest źle. Jednak gdy przejście kilkuset metrów bez zadyszki zaczęło być problemem, poczuł, że to ostatni moment, by coś zmienić.
– Miałem zadyszkę i tętno jak maratończyk. (...) Na szczęście mój organizm znosił przez lata ten niezdrowy tryb życia i nie miałem problemów typowych dla takiej otyłości. O dziwo, nie wysiadł mi kręgosłup ani stawy. Teraz ponadrywałem rozcięgna podeszwowe, bo zacząłem spacerować. Nie były przyzwyczajone do tego, by dźwigać 185 kg – mówi w rozmowie z "Newsweekiem".
Swoje uzależnienie od jedzenia porównuje do nałogu alkoholowego. Tak jak alkoholik może próbować odstawić używkę, tak uzależniony od jedzenia próbuje je ograniczyć.
– Zajadam stresy i smutki, pocieszam się, jedząc. Jak byłem na głodzie, to nagle wszędzie wokół widziałem cukiernie. Mówiłem sobie: przecież jak wejdę i kupię jedną drożdżówkę, nic się nie stanie. Ale głupio kartą płacić za jedną drożdżówkę, więc wezmę trzy, zaniosę do domu – opowiada Sekielski.
Problem w tym, że po zjedzeniu jednej drożdżówki sięga po drugą, potem po kolejną. Później po sernik i kolację, którą sobie przygotuje, zagryzioną lodami. Koło się zamyka. Choć w nocy zasypiał bez problemu, budził się, myśląc, że ma zawał. Obiecywał, że od jutra dieta. Ale rano dolegliwości mijały. A później znów nastawał wieczór i rozpoczynała się uczta.
– Dlatego tak mnie wkurzyła ta kretyńska kampania billboardowa, gdzie przekreślono słowo "żryj" i napisano "żyj". Czy ktokolwiek zakłada, że ludzie otyli są z tego powodu szczęśliwi? Podoba im się to, jak wyglądają? Nie. Mogą to maskować, mogą czasami się z tym godzić, ale nie są szczęśliwi. I piętnowanie ich wypominaniem, że żarli, nie jest motywujące. Stygmatyzuje ich, obraża. Wszyscy, którzy widzieli tę reklamę, na widok otyłej osoby pomyślą: "O, idzie grubas, on żarł". Czyli jest świnią, tłustym wieprzem. A przede wszystkim słabym człowiekiem – przyznaje dziennikarz.
Zobac także: Plakaty "Żryj" wywołały sporo emocji. "Jako grubas, nie rozumiem, w czym ma mi pomóc ta kampania"
Choć nie ma cukrzycy, nie ukrywa, że od kilku lat bierze leki kardiologiczne. Lekarz żartem zagroził, że jeśli nie schudnie, już nie będzie go leczyć. Jednak dla osoby uzależnionej nawet świadomość, że może umrzeć, nie jest dostateczną motywacją, by przestać jeść.
Dlaczego podjął decyzję o odchudzaniu się na oczach tysięcy Polaków? Namówił go do tego brat. Gdy zawiodły wszelkie diety, w tym post dr Dąbrowskiej, uznał, że robiąc coś publicznie, nie pozwoli sobie na klęskę. A przy okazji może zainspirować innych do zmiany stylu życia.
Wkrótce będziemy mogli zobaczyć film Sekielskiego, pierwszy niezależny dokument o pedofilii w polskim Kościele. Dziennikarz przyznaje, że nie chciał dłużej odkładać decyzji o odchudzaniu i zmianie swojego życia. Film to zupełnie oddzielny temat, niezwiązany z jego osobistą walką.
– Często słyszę, że zacząłem się odchudzać, żeby zrobić promocję dla filmu. Ale on nie potrzebuje promocji, bo wrzucę go na YouTube i będzie dostępny za darmo – kwituje Sekielski.
Źródło: "Newsweek"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl