Tragedia na Podhalu. "Walczyłam o syna, jak umiałam"
Matce Patryk powiedział: "dorośli nie słuchają dzieci, a później się dziwią, że odebrały sobie życie". Gdy Wojtek znalazł go potem na strychu, chwycił za telefon i zadzwonił na 112. Ale od razu było wiadomo: pomoc przyjedzie tylko po to, by stwierdzić zgon.
Tekst: Dariusz Faron, Iwona Wcisło
- Ja naprawdę zrobiłam wszystko, żeby go uratować.
Beata stoi na środku pokoju i lekko się kuli. Szczupła, niska, ubrana na czarno. Minął dopiero tydzień. Jeszcze do niej nie dotarło.
Dwa piętrowe łóżka. Na górnym, po prawej stronie, wyryte w drewnie: "Patryk". Kacper, najstarszy brat, ostatnio mu nawet pościelił, a nad poduszką przybił krzyżyk z bierzmowania i obrazek z modlitwą. A Beata posprzątała mu w szafie. Sama nie wie, czemu. Trudno się tak przestawić, że cały czas był obok, a teraz go nie ma.
Tym bardziej że w pokoju niewiele się zmieniło. Czarna bluza rzucona niedbale na łóżko, w kącie białe znoszone air maxy. Strasznie je lubił. Beata się czepiała, że całe brudne i dziurawe, a ma trzy inne pary. On odpowiadał, że co z tego, skoro te są wygodne. Ciężko jest, ale dorobiła, odłożyła trochę pieniędzy, zamówiła mu nowe.
- W piątek był w nich na terapii, a w środę żeśmy go w nich pochowali.
Szlufka
Po wsi od razu się rozeszło: u Beaty wielka tragedia.
Pyzówka to mała wioska pod Nowym Targiem. Nieco ponad tysiąc osób, ludzie się znają, dużo o sobie wiedzą. Beata wie, że od dawna źle się o niej gadało.
Mieszkający dwa piętra niżej dziadek nadużywał alkoholu, siedział w zakładzie karnym. Z ojcem Patryka się rozeszła. Została sama z szóstką dzieci: Hania – 7 lat, Amelka – 10, Michał – 14, Patryk – 15. No i jeszcze z poprzednich związków: Krzysiek – 19 i Kacper – 21. Beacie pomaga Wojtek, jej partner, bo łatwo nie jest.
Sprząta klatki schodowe w Nowym Targu i w sklepie u pani Jadzi, a w piątki w mieszkaniu. Dodatkowo robi na zamówienie ciasta i torty. Kranów złotych nie mają, ale – jak twierdzi Beata – dzieciom nigdy niczego nie brakowało. Tylko trudno było ich wszystkich upilnować. Człowiek by chyba "musiał szlufkę mieć i ich przywiązać".
Wypruwa sobie żyły, żeby mieli w życiu jak najlepiej. Tylko czasu trochę mało. Bo jak z jednej roboty lecisz do drugiej, nie usiądziesz z każdym dzieckiem do odrabiania zadań.
Patryk jej pomagał. Miał smykałkę do gotowania, to nieraz makaron na obiad przyrządził. Pękło gniazdko w pokoju, to wymienił. A w tamtą sobotę, 8 marca, wysprzątał całą łazienkę. Beata pamięta jak dziś: rozmawiali przy stole o kupnie nowej wanny.
Patryk wybrał czarną. Odpowiedziała, że przecież nie doczyszczą.
Teraz od kilku dni analizuje każde słowo. - Może powiedziałam coś nie tak? Może gdyby rozmowa potoczyła się jakoś inaczej, to on by żył?
Diagnoza
Beata opowiada:
- W pandemii zaczęły się problemy z nieobecnościami syna w szkole. Twierdził, że niektórzy koledzy mu dokuczają ze względu na trudną sytuację w domu. Raz się nawet rozpłakał. Powiedział: "w ogóle nie słuchacie dzieci, a potem się dziwicie, jak odbierają sobie życie". Poszłam do pani dyrektor. Zapytałam, co by zrobiła, gdyby usłyszała coś takiego od swojego dziecka. Odpowiedziała, że nie wie, co ma mi powiedzieć
- W 2023 r. przeniosłam go z Pyzówki do Szkoły Podstawowej nr 5 w Nowym Targu. Na początku normalnie chodził na lekcje, później znowu przestał - mówi matka.
W styczniu 2024 sąd ustanowił nadzór kuratora, a ten w październiku skierował wniosek o umieszczenie chłopca w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym. Główna przyczyna: brak realizowania obowiązku szkolnego. Kurator wskazał też w piśmie, że Patryk "pali papierosy, spożywa alkohol, jest podejrzewany o używanie środków odurzających, ma demoralizujący wpływ na rodzeństwo".
- Zdarzało mu się napić. Wiem też, że zaczął palić blanty. Sama zgłosiłam to kuratorowi. Walczyłam o niego, jak umiałam - mówi Beata.
- Płakałam, pytałam syna, co się dzieje. Myślałam, że nie chodzi do szkoły, bo po prostu jest leniwy. Tłumaczyłam, że narobi sobie kłopotów. Mówił, że jak tylko tam wchodzi, zaczyna mu brakować powietrza, czuje, jak go coś ściska w brzuchu. To mnie zaniepokoiło.
Zgłosiła się z synem do specjalisty. Co drugą sobotę zawoziła Patryka do psychologa, w czwartki spotykał się z terapeutką środowiskową. Beata usłyszała, że tu potrzebny jest psychiatra. W grudniu zdiagnozowano u Patryka zaburzenia lękowe i depresyjne, specyficzne zaburzenia osobowości i zaburzenia adaptacyjne.
Beata: - Potrafił przespać cały dzień, nie podnosił się z łóżka. To był koszmar. Psychiatra uświadomił mnie, że tak właśnie może wyglądać depresja. Ale po tabletkach wszystko zaczęło iść ku dobremu. Tak mi się przynajmniej wydawało. Raz nawet go nie budziłam, bo uznałam, że i tak nie wstanie. A tu po jakimś czasie dzwoni Patryk, że jest w drodze do szkoły. Bardzo się ucieszyłam.
Wojtek, partner Beaty: Po lekach było widać dużą poprawę. Włączał się w życie rodzinne, potrafił normalnie rozmawiać, pożartować. Nikt nie przypuszczał, że zdarzy się coś takiego.
Strych
Sobota, 8 marca.
Wojtek zrobił na obiad udko z kurczaka na miodzie. Zjedli z Patrykiem, chwilę pogadali. Beata pojechała z Hanią do Zakopanego na urodziny jej koleżanki. Jak wróciła, pochwaliła Patryka, że pięknie wysprzątał łazienkę.
Beata: Wieczorem odwiedziła mnie przyjaciółka. Patryk w pewnym momencie poszedł do swojego pokoju. Położyłam się, a następnego dnia obudziłam o piątej nad ranem. Zobaczyłam, że go nie ma. Nie odbierał telefonu. Nikt nie wiedział, gdzie jest. O 9:18 napisałam wiadomość: "Patryk, jak się nie odezwiesz, idę na policję". Nagle Wojtek zleciał ze strychu: - Beata, trzeba dzwonić na 112!
Wojtek: Wszedłem do pokoju Patryka, nie było go, ale zobaczyłem jego kurtkę. Pomyślałem, że może jest na strychu. Lubił tam czasem przesiadywać. Zobaczyłem przez okienko w drzwiach, że pali się światło. Wychodzę na górę, a tam Patryk. Podbiegłem do niego, ale był już zimny. Zbiegłem na dół. Wykręciłem 112, ale wiedziałem już, że nie ma szans na ratunek. Pilnowałem tylko, żeby Beata albo dziewczynki nie wbiegły na strych.
Beata: Przyjechała straż pożarna i pogotowie. Dali mi zastrzyk na uspokojenie. Pytałam rodziny: "Gdzie ja popełniłam błąd?!". Szok. Byłam na siebie zła, że nie potrafię płakać. A później, jak już wszystko puściło: że nie mogę przestać. Siedziałam przy szafie ze zdjęciem Patryka. Tuliłam się do jego bluzy. W nocy co chwilę się budziłam. Rodzina naciskała, żebym coś zjadła, ale wszystko stawało mi w gardle.
- Jak pojechaliśmy w poniedziałek do zakładu pogrzebowego, leki jeszcze działały. Nie do końca wiedziałam, co się dzieje. Zobaczyłam zdjęcie Patryka na klepsydrze i musiałam wyjść.
Przed pogrzebem nie chciałam go przywozić do domu, żeby go dziewczynki nie widziały.
10-letnia Amelka uparła się, że chce zobaczyć brata. Nie mogłam jej odmówić. Pojechałyśmy do zakładu na pożegnanie. Przeraziło mnie, że jest taki zimny i sztywny. Przykryłam go kocem.
Siedmioletniej Hani powiedzieliśmy, że brat miał chore serduszko i po prostu się zatrzymało. Ale i tak usłyszała w szkole od jednej koleżanki, że podobno Patryk się zabił. Krzysiek, starszy brat, tak na pożegnaniu płakał, że go kilka osób musiało od trumny odciągać.
Nie złoszczę się na Patryka. Tylko cały czas zadaję sobie pytania: dlaczego to zrobił, co go popchnęło do tego kroku, czy o nas wtedy nie pomyślał?
Jego już nie ma. A my zostaliśmy.
Rówieśnicy alarmują. Prokuratura: nie ma dowodów
Zaraz po pogrzebie bliscy Patryka usłyszeli od dwójki jego znajomych, że był w szkole dręczony przez grupę rówieśników.
Odkąd przeniósł się do szkoły w Nowym Targu, nie mówił o złym zachowaniu kolegów. Dla Beaty był to szok. Według niej placówka powinna zrobić dużo więcej, żeby chronić jej syna. Nie ma wątpliwości, że Patryka ktoś skrzywdził.
Śledztwo Prokuratury Rejonowej w Nowym Targu na razie tego nie potwierdziło.
- Wątek jest badany, jednak na chwilę obecną nie ma dowodów świadczących o nieprawidłowościach ze strony szkoły lub innych uczniów - informuje Wirtualną Polskę prok. Jacek Tętnowski.
Śledczy sprawdzają, czy ktoś namawiał Patryka do samobójstwa albo udzielił mu pomocy. Jak zaznacza jednak prokurator Tętnowski, to normalna procedura w przypadku tragicznej śmierci tak młodej osoby. Trzeba ustalić, co popchnęło nastolatka do odebrania sobie życia.
- Oczekujemy na wyniki zarządzonej sekcji zwłok. Czas ulega wydłużeniu z powodu wykonywania poszerzonych badań toksykologicznych. Badania te podyktowane są informacjami o spożywaniu alkoholu i paleniu marihuany przez chłopca. Kolejno będzie analizowana dokumentacja medyczna z zakresu leczenia psychiatrycznego - tłumaczy prokurator.
Dyrektorka szkoły: to bardzo krzywdzące
Dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 5 w Nowym Targu Urszula Sięka znała Patryka. Uczyła go. Zaznacza, że nie będzie komentowała tragedii do czasu zakończenia śledztwa.
Dotarły do niej plotki o przemocy psychicznej ze strony rówieśników. I oskarżenia rodziny, że placówka nic z tym nie zrobiła.
- To, o czym mówią ludzie, nie znając faktów na temat zdarzenia, bardzo krzywdzi szkołę. To dla nas trudne do przetrawienia i przeżycia. Wystrzegam się sytuacji, w których ktoś komentuje, co się stało, jak, dlaczego. Otoczyliśmy uczniów opieką psychologiczną. Natomiast nas, nauczycieli, nikt nie chroni od takich silnych przeżyć, a one w nas są. Emocje jeszcze nie opadły - mówi Wirtualnej Polsce.
Szkoła będzie organizowała warsztaty na temat alarmujących zachowań uczniów świadczących, że mogą potrzebować pomocy. Jak zaznacza jednak dyrektorka, "nie może i nie chce" rozmawiać o Patryku choćby ze względu na konieczność uszanowania prywatności jego bliskich.
Czy jej zdaniem placówka zrobiła wszystko, żeby pomóc uczniowi?
- W takiej sytuacji każdy, kto miał kontakt ze zmarłym, zadaje sobie pytanie, czy można było zrobić coś więcej. Nie umiem na nie odpowiedzieć.
Dyrekcja Szkoły Podstawowej w Pyzówce odmówiła udzielenia komentarza.
Mniej śmierci. Więcej prób
W 2024 r. odebrało sobie życie 127 osób poniżej 18. roku życia.
Jak informowało w styczniu Biuro ds. Zapobiegania Zachowaniom Samobójczym, to o 12,4 proc. mniej niż w rok wcześniej (145 przypadków). Jednocześnie wzrosła liczba prób samobójczych - z 9585 do 10154.
Jak mówiła w rozmowie z oko.press dr Aleksandra Lewandowska, krajowa konsultantka ds. psychiatrii dziecięcej, spadek liczby samobójstw to efekt zwiększającej się uważności dorosłych pracujących z dziećmi: nauczycieli, psychologów szkolnych, lekarzy. Lewandowska podkreśliła jednocześnie, że to dopiero początek drogi, by wyjść z kryzysu psychiatrii dzieci i młodzieży.
- Poziomu bazowego, na którym powinna być zbudowana piramida ochrony zdrowia psychicznego, nie było i nadal nie ma. A jest kluczowy, żeby liczba dzieci i młodzieży wymagających specjalistycznego wsparcia była mniejsza. Drugi ważny problem to brak opracowanej ścieżki opieki nad dziećmi i młodzieżą (...). Kłania się konieczność współpracy międzyresortowej, której brakuje - mówiła specjalistka.
Z kolei suicydolodzy od lat apelują, by w przypadku śmierci samobójczej dzieci być ostrożnym z ferowaniem wyroków w przestrzeni publicznej.
- Jakieś wydarzenie może być czynnikiem spustowym popychającym do samobójstwa, ale przyczyny zawsze są złożone. Tymczasem bardzo często zaczyna się w takich sytuacjach medialny lincz - mówiła w rozmowie z Wirtualną Polską Lucyna Kicińska, członkini zarządu Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego oraz Zespołu Roboczego ds. Prewencji Samobójstw i Depresji przy Radzie ds. Zdrowia Publicznego Ministerstwa Zdrowia.
- Komentowanie w mediach społecznościowych, plotkowanie o przyczynach, wskazywanie palcem winnych to źle rozumiana wolność słowa i zwykłe krzywdzenie ludzi.
Największe problemy dusił w sobie
Dom rodzinny Patryka. Za oknami już ciemno.
Krzysiek ostrożnie wchodzi do kuchni. Bawi się zamkiem od bluzy, patrzy w podłogę. O kryzysie psychiatrii dziecięcej wie niewiele. Liczb żadnych nie zna. Za to od kilku dni próbuje zrozumieć, dlaczego jego młodszego brata już nie ma.
Nie może się z tym pogodzić.
- Sam przechodziłem w wieku Patryka kryzys psychiczny. Miałem dość świata. Przypuszczam, co się mogło dziać w jego głowie. Jednocześnie nie umiem się z tym pogodzić.
- Oglądałem ostatnio takiego psychiatrę na YouTube. Mówił, co się dzieje z człowiekiem chorującym na depresję. Przecież taki ktoś nie przyjdzie i nie powie otwartym tekstem: "mamo, nie chce mi się żyć". Patryk swoje największe problemy dusił w sobie. Jak go pytałem, czemu nie chodzi do szkoły, ucinał: "nie wiem".
- Nieraz jak człowiek dojrzewa, to zaczyna patrzeć na sprawy inaczej. Złe momenty przechodzą. Próbowałem mu tłumaczyć, że zaraz wejdzie w najlepszy okres swojego życia. Pierwsza praca, pieniądze, pierwszy etap dorosłości. Wszystko się jeszcze mogło ułożyć. Dlatego naprawdę nie rozumiem, czemu to zrobił.
Beata dalej zastanawia się, gdzie popełniła błąd.
Na początku człowiek jest w szoku i ciągłym pędzie. Trzeba jechać po klepsydry, załatwić milion innych spraw. Później zapada cisza. Zaczyna się najtrudniejsze. Patrzysz na puste zaścielone łóżko. Na bluzę rzuconą w nieładzie, jakby jej właściciel miał zaraz wrócić. Gdy wieczorami siedzi sama w kuchni i rozmyśla, wydaje jej się czasem, że zaraz drzwi się otworzą i zobaczy w nich Patryka.
Wie, że czasu nie cofnie. Że nic się już nie da zrobić. Że go nie ma.
Ale ubrania ułożyła mu w kostkę. A starych adidasów wyrzucać nie będzie.
Na wypadek, gdyby jednak wrócił.
Zasada 4xZ, która ratuje życie
Jak możemy pomóc swojemu dziecku w kryzysie? Dr Halszka Witkowska z Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego zachęca rodziców do stosowania tzw. pierwszej pomocy emocjonalnej 4xZ.
- Pierwsze Z to zauważ, że z dzieckiem coś się dzieje. Staje się bardziej śpiące, ma trudności z zapamiętywaniem, nie chce chodzić do szkoły, robi się nerwowe, agresywne – to mogą być sygnały, że w jego życiu coś się dzieje. Nie należy ich bagatelizować ani tłumaczyć np. nastoletnim wiekiem, tylko zastanowić się, co jest nie tak.
Żeby się tego dowiedzieć, musimy skorzystać z drugiego Z i zapytać. Ale nie na zasadzie: "dlaczego nie chcesz chodzić do szkoły", tylko: "czy w szkole dzieje się coś, co powoduje, że nie chcesz tam chodzić?". Nie puszczajmy mimo uszu słów: "jestem bezwartościowy, nic mi nie wychodzi, to wszystko nie ma sensu". Jeśli zauważymy kryzys u dziecka, nie bójmy się zapytać wprost, czy miało myśli samobójcze. To pytanie może uratować życie.
Trzecie Z to zaakceptuj. My, dorośli, często bagatelizujemy problemy młodych ludzi. Słysząc o konfliktach szkolnych, o przemocy rówieśniczej, mówimy: to minie, inni mają gorzej. Zaakceptujmy ich świat, również ten cyfrowy, i zainteresujmy się nim. Inaczej zostaną w nim same.
Czwarty krok to zacznij działać. Można skorzystać z bezpłatnych konsultacji dla rodziców w ramach serwisu "Życie warte jest rozmowy", zadzwonić na telefon zaufania, skorzystać ze wsparcia psychologicznego i psychoterapeutycznego.
Bezpłatne konsultacje dla osób w żałobie: zapisz się TUTAJ.
Treść reportażu została skonsultowana z dr Halszką Witkowską, ekspertką Biura ds. Zapobiegania Zachowaniom Samobójczym w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, współautorką broszury "Rekomendacje dotyczące informowania o zachowaniach samobójczych".
Dariusz Faron, Iwona Wcisło, dziennikarze Wirtualnej Polski
Chcesz skontaktować się z autorami? Napisz! dariusz.faron@grupawp.pl, iwona.wcislo@grupawp.pl