Blisko ludzi"Traktują mnie jak bankomat". Rodzice chrzestni kpią z wyróżnienia, które ich spotkało

"Traktują mnie jak bankomat". Rodzice chrzestni kpią z wyróżnienia, które ich spotkało

"Traktują mnie jak bankomat". Rodzice chrzestni kpią z wyróżnienia, które ich spotkało
Źródło zdjęć: © East News | WOJTEK LASKI
Klaudia Stabach
03.12.2018 13:13, aktualizacja: 03.12.2018 14:02

"Ciociu przekaż Świętemu Mikołajowi, że proszę go o automatyczną lokówkę do włosów". Ewa jest matką chrzestną Julki i nie może nadziwić się nad bezczelnością jej matki, która zasugerowała wysłanie SMS-a. Dzisiaj rola rodziców chrzestnych nie ma nic wspólnego z wychowywaniem dziecka w wierze.

"Już rok wcześniej zaczęłam odkładać pieniądze na prezent"

Agnieszka pierwszy raz pożałowała bycia matką chrzestną 6 lat po narodzinach Antka. Wcześniej kobieta czuła raczej dumę, niż irytację z powodu tego wyróżnienia i cieszyła się, ze kuzynka wybrała właśnie ją spośród całej rodziny i znajomych. – Nie miałam wtedy jeszcze własnych dzieci, więc fajnie było być chociaż matką chrzestną – wspomina 33-latka.

Przez pierwsze pięć lat kobieta odwiedzała małego chłopca dwa razy w roku. W jego urodziny i w okolicy świąt Bożego Narodzenia. – Beata i Mariusz mieszkają kilkadziesiąt kilometrów ode mnie, więc okazje do spotkań są rzadkie – mówi. Antek obchodzi urodziny 28 sierpnia. W roku, gdy chłopiec miał iść do pierwszej klasy, Beata zadzwoniła do Agnieszki i poprosiła ją, aby w ramach prezentu urodzinowego dla chrześniaka dorzuciła się do szkolnej wyprawki. – Powiedziała, że trzeba kupić plecak, przybory szkolne i nowe ubrania – mówi Agnieszka. – Kuzynka była na tyle bezczelna, że podesłała mi zdjęcia konkretnego modelu tornistra oraz sportowych butów dla syna – dopowiada.

Agnieszka sprawdziła ceny. Tornister kosztował 250 złotych, buty niewiele mniej. – Nie zarabiałam wtedy kokosów i ciężko było mi wygospodarować pięć stów na prezent, ale jednocześnie nie miałam odwagi, żeby odmówić kuzynce – mówi 33-latka. – Bałam się, że rozpowie w rodzinie, że żałuję pieniędzy na chrześniaka i później wszyscy będą krzywo się na mnie patrzeć – dopowiada. Kobieta pożyczyła 300 złotych od swojego ojca, 200 zł wzięła z oszczędności i kupiła dla chłopca tornister i buty.

Dwa lata później Antek poszedł do pierwszej komunii. – Już rok wcześniej zaczęłam odkładać pieniądze na prezent, żeby nie wyjść przed Beatą i Mariuszem na ubogą krewną – przyznaje Agnieszka. Po uroczystościach kobieta wręczyła chłopcu kopertę, w której był tysiąc złotych. Kilka godzin później, podczas rodzinnego obiadu usłyszała jak Beata rozpływała się nad Jackiem – ojcem chrzestnym Antka, który kupił mu laptopa nowej generacji. – Wtedy dotarło do mnie, że moja kuzynka to wstrętna materialistka, która traktuje nas jak bankomat – dopowiada 33-latka.

Dzisiaj Antek ma 10 lat, a Agnieszka coraz bardziej niechętnie go odwiedza. - Jego rodzice też niespecjalnie kwapią się do zapraszania mnie. Tak, jak dotychczas jeżdżę do ich domu dwa razy w roku i za każdym razem widzę zdegustowanie na twarzy kuzynki, gdy widzi prezent ode mnie – przyznaje 33-latka. – W tym roku na mikołajki kupiłam mu łyżwy za dwieście złotych. Jadę wręczyć je w sobotę, pewnie będzie powtórka z rozrywki. – dodaje.

Biblia zamiast wymarzonej lokówki

Julka ma 13 lat i dwa tygodnie temu wysłała do Ewy SMS: "Ciociu przekaż Świętemu Mikołajowi, że proszę go o automatyczną lokówkę do włosów z Philipsa". Fryzjerski gadżet kosztuje około 400 zł i zdecydowanie nie jest produktem pierwszej potrzeby dla 13-latki. Ewa przyznaje, że kwestia ceny nie jest problemem, ale zdenerwowała się czytając wiadomość. – Zdaję sobie sprawę, że dzisiejsza młodzież jest bardzo śmiała, ale wiem, że w tym przypadku to wina wychowania – przyznaje. Ewa zna się z Bożeną od kilkunastu lat i wie, jak bardzo jest łasa na pieniądze.

Kobieta zadzwoniła do swojej przyjaciółki, która jest matką Julki i zapytała czy wie o SMS-ie, który wysłała jej córka. – Odpowiedziała, że sama zasugerowała dziewczynie wysłanie wiadomości, aby ułatwić mi szukanie prezentu mikołajkowego – mówi Ewa.

Ewa nie zamierza ulec presji i w tym roku celowo kupi dziewczynce dwie książki – biblię oraz encyklopedię. – W końcu rolą matki chrzestnej jest pomaganie w rozwoju duchowym dziecka – zauważa.

Kobieta ma rację. Zgodnie z definicją rodzice chrzestni to osoby przedstawiające do sakramentu chrztu osobę chrzczoną. Zarówno ojciec jak i matka chrzestna mają wziąć na siebie troskę o dziecko i poręczyć za jego wychowanie w duchu religii, którą przyjmuje. Nie ma wzmianki o obowiązku wręczania prezentów.

Ustanowienie instytucji rodziców chrzestnych sięga kilka wieków wstecz. Wcześniej w organizację uroczystości angażowano trzy osoby: poręczyciela, który zapewniał kapłana o szczerości intencji katechumena, pomocnika, który pomagał przy obrzędzie i rzecznika odpowiadającego na pytania w imieniu chrzczonego. W IX wieku obowiązki przejęli rodzice chrzestni.

"Rodzice mówili mi, że się nie odmawia"

Moja koleżanka, która jest matką chrzestną, obawia się, że za kilka lat będzie musiała poczuwać się do wręczania drogich prezentów. – Chłopiec ma teraz 4 latka, więc kupuję mu jakieś drobne zabawki i to wystarczy. Jednak im będzie starszy, tym wartość prezentów powinna wzrastać – zastanawia się 24-latka.

Dziewczyna nie chciała zostać matką chrzestną syna swojej kuzynki, ale nie miała odwagi odmówić. – Rodzice mówili mi, że tego się nie odmawia i dali mi pieniądze na prezent z okazji chrzcin – wspomina Paulina. Odkąd dziewczyna poszła do pracy i sama się utrzymuje, nie chce prosić rodziców o dokładanie się do świątecznych podarunków dla jej chrześniaka. – W końcu to moje "dziecko" – zauważa.

Każdy może odmówić

Dzisiaj rola chrzestnych najczęściej sprowadza się jedynie do odwiedzania chrześniaków w dniach, które mogą być dobrym pretekstem do wręczenia prezentów. Coraz więcej rodziców przy wyborze osób, które będą trzymały ich dziecko do chrztu, kieruje się statusem społecznym i grubością portela potencjalnych kandydatów. Kwestia podejścia do wiary i praktykowania jej już nie ma znaczenia.

Zdaniem Ewy Moś, specjalistki od etykiety i savoir- vivre’u, nigdy nie powinniśmy czuć się zobowiązani do kupienia prezentu. – Wręczanie podarunku powinno przede wszystkim wynikać z naszej ochoty – podkreśla Ewa Moś.

Zarówno rodzic chrzestny jak i każda inna osoba ma prawo odmówić kupienia sugerowanego prezentu. – Już samo podsuwanie pomysłu jest nieodpowiednie i mija się z celem. Prezent jest symbolem pamięci o okazji i o osobie, której go wręczamy. Przecież trzeba poświęcić zarówno czas jak i myśli. Zastanowić się, w jaki sposób można byłoby sprawić przyjemność tej drugiej osobie, a później wybrać się na zakupy – wyjaśnia ekspertka.

Ekspertka zwraca również uwagę na wybór prezentów. – Pieniądze nigdy nie są dobrym pomysłem, ani dla dziecka, ani dla dorosłej osoby. Wręczenie koperty jest pójściem na tzw. łatwiznę – zaznacza. - Każdy prezent powinien zostać otworzony przy wręczającym. Nie musimy robić tego od razu, ale wypada zainteresować się podarunkiem w trakcie uroczystości, lub w ostateczności otworzyć następnego dnia i zadzwonić z podziękowaniami – wyjaśnia Ewa Moś.

Specjalistka od etykiety przypomina, że są sytuacje, w których możemy odmówić przyjęcia prezentu. – Jeśli czujemy, że zobowiązywałby nas do rewanżu, lub gdy uważamy podarunek za niestosowny – tłumaczy Moś. Do grupy tego typu prezentów na pewno należy bielizna podarowana przez współpracowników – dopowiada.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl