Trzy tysiące za kobietę. Ten wyrok to powód do wstydu
Dariusz Michalczewski skazany. Sąd uznał go za winnego uderzenia żony – przeczytałam i nadzieja we mnie wstąpiła. Nadzieja na to, że w sprawie przemocy wobec kobiet ktoś w końcu zrobił w Polsce cokolwiek. Ale ucieszyłam się za szybko, bo ten wyrok to raczej powód do wstydu. Dla sądu.
18.09.2018 | aktual.: 18.09.2018 19:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W poniedziałek Dariusz Michalczewski został skazany nieprawomocnym wyrokiem za naruszenie nietykalności cielesnej i znieważenie żony. Gdański Sąd Rejonowy nakazał mu wpłacenie grzywny w wysokości 3 tysięcy złotych.
Co naprawdę wydarzyło się w domu Michalczewskich w grudniu 2016 roku, wiedzą tylko oni. Żona boksera zeznania w tej sprawie zmieniała. Policję wezwała po domowej awanturze, w trakcie której mąż miał ją uderzyć. Mundurowym powiedziała, że mąż znęca się nad nią od wielu lat. Później te słowa odwołała, tłumacząc, że wypowiedziała je „w chwilach emocji”.
Zobacz także
Może tak, a może nie. Może do zmiany zeznań skłoniło ją coś innego. Na przykład strach. W Polsce przecież nikt nie separuje ofiary od sprawcy. Po przesłuchaniu oboje wracają do domu. A w to, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami, rzadko kto wnika. Nawet jeśli zza tych drzwi słychać głośne krzyki.
A więc tego, co wydarzyło się w grudniu 2016 roku w mieszkaniu Michalczewskich, nigdy się nie dowiemy. Zakładam jednak, że dowiedział się tego sąd, skoro w sprawie wydał wyrok. I w głowie mi się nie mieści, że ten wyrok sprowadził do kwestii finansowych. Tylko i wyłącznie. Jeśli Michalczewskiego skazano, musiano znaleźć dowody na jego winę. Jeśli znaleziono dowody na jego winę, ustalono, że wobec żony dopuścił się przemocy. Nieważne, czy był to jednorazowy incydent, czy nie. Przemoc to przestępstwo, a kara finansowa, zwłaszcza tak nikła, jest chyba najlżejszą konsekwencją, jaką można wyciągnąć wobec jej sprawcy. Tym bardziej, jeśli sprawca ten na brak majątku nie narzeka.
Eskalacja przemocy
Wyrok, jaki zapadł w sprawie Michalczewskiego, smuci jeszcze z jednego powodu. Dowodzi nie tylko tego, że polskie organy ścigania i cały wymiar sprawiedliwości wciąż niewiele z mechanizmów przemocy rozumieją, ale i tego, że problem kompletnie lekceważą.
Po pierwsze – każda osoba pracująca na co dzień z ofiarami przemocy domowej wie, że przemoc fizyczna jest tylko eskalacją długotrwałej przemocy psychicznej. I że nie może być jednorazowa. To zasada, o której pisałam już nie raz. Czy gdyby sąd zdawał sobie z tego sprawę, nadal twierdziłby, że trzy tysiące złotych to kara adekwatna do skali przestępstwa? Jeśli mimo wszystko odpowiedź brzmi tak, to ja wstydzę się podwójnie.
Po drugie: kto dopuścił do tego, żeby sprawa dotycząca przemocy rozpatrywana była przez ponad półtora roku? Co takiego w tym czasie ustalano, czego nie można by ustalić w ciągu miesiąca albo dwóch? Kto pomyślał o tym, co dzieje się w tym czasie w domu ofiary i sprawcy? Kto interesował się na przestrzeni tych miesięcy losem pobitej kobiety? Zapewne nikt.
W polskim wymiarze sprawiedliwości kobiety, nad którymi znęca się partner czy mąż, giną. Giną w tłumie innych ważnych spraw i problemów, którymi należy się zająć. Giną, dopóki żyją. O tych zakatowanych na śmierć napiszą przynajmniej media. O tych, które żyją u boku swojego oprawcy, nie mówi nikt. Sąd prowadząc sprawy w taki sposób, jak w przypadku Michalczewskich, zamiast przemoc piętnować, utwierdza społeczeństwo w przekonaniu, że to nic takiego. Że ktoś, kto jest bity, na pomoc może poczekać, ma odstać swoje w kolejce po ratunek. I niech przypadkiem nie liczy, że ten ratunek z urzędu będzie mu przysługiwał. Niech czeka, ile wlezie, i niech sam radzi sobie z tym mężem oprawcą, z którym wciąż mieszka, z którym często musi spać w jednym łóżku.
Kocha to poczeka
Może w końcu ktoś pobieżnie sprawą się zajmie. Ale nie będzie się w nią przesadnie angażował – kolejka oczekujących na załatwienie swoich interesów ciągnie się przecież w nieskończoność. Inny przykład? Bardzo proszę. Karolina Piasecka, żona byłego radnego PiS z Bydgoszczy, do sądu dostarczyła twarde dowody – nagrania wideo aktów przemocy.
Widać było agresję fizyczną, bicie i duszenie, słychać było wyzwiska, jakimi obrzucał ją mąż i życzenia śmierci, kierowane pod jej adresem. Rozmawiałam z panią Karoliną w maju, mówiła mi wtedy, że jej mąż do dziś nie poniósł za swoje zachowanie żadnej odpowiedzialności, choć sprawa do sądu trafiła wiele miesięcy temu.
Rozumiem, że nie ma dowodów. Wtedy brak wyroku lub wyrok łagodny jeszcze jakoś się broni. Jeśli jednak tych dowodów znaleziono na tyle dużo, by karę wobec Michalczewskiego orzec, z pożytkiem dla wszystkich byłoby, gdyby wymierzono ją naprawdę surowo. To działanie prewencyjne. Prosta kalkulacja. Bokser dotknięty wyrokiem być może nigdy w życiu żadnej domowej awantury by już nie wszczął. Albo wszczynałby je chociaż odrobinę rzadziej.
Fani boksera, którym być może także zdarza się tłuc żony w domowym zaciszu, też pomyśleliby dwa razy przed kolejnym szturchnięciem swojej kobiety. Albo pomyślałaby o tym chociaż część z nich. Nie mówiąc już o tym, jak czułaby się pobita niegdyś przez męża kobieta, mając świadomość tego, że ktoś jej dramat potraktował poważnie. I jak wielką nadzieję surowe wyroki wobec damskich bokserów mogłyby przynieść innym kobietom. Tym, które na to, by zgłosić przemoc domową, wciąż się nie zdecydowały.
A jest ich naprawdę sporo. Z danych opublikowanych na stronie antyprzemocowej kampanii Kocham. Szanuję wynika, że rocznie w skali kraju przemocy doznaje około miliona kobiet. Blisko połowa z nich pozostaje w formalnych związkach ze sprawcami.
A więc milion kobiet stoi w kolejce po pomoc. A polskie służby? Wciąż odwracają od tej kolejki oczy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl