Tylko jeden prezent
Dostałam tylko jeden prezent na święta Bożego Narodzenia. Kilka lat temu, za namową mojego taty, w naszej rodzinie wprowadziliśmy system losowania. Robimy wielką loterię, każdy losuje jedną osobę, którą ma obdarować.
02.01.2013 14:51
Dostałam tylko jeden prezent na święta Bożego Narodzenia. Kilka lat temu, za namową mojego taty, w naszej rodzinie wprowadziliśmy system losowania. Robimy wielką loterię, każdy losuje jedną osobę, którą ma obdarować, dzięki czemu kupujący unikają „galeriozy“, czyli biegania po galeriach handlowych (mam na nie uczulenie!), nerwów czy oby wysyłkowa księgarnia zdąży z zamówioną na Święta książką, stania w zatłoczonych tramwajach wśród tłumów szturmujących sklepy, itd.
Każdy jest obdarowany prezentem, na którego wykonanie (czapka na drutach — dostałam kilka lat temu piękną od mej macoszki kochanej) był czas, miejsce pod choinką nie wygląda jak z filmów amerykańskich opiewających szaleństwo konsumeryzmu, no i jest sprawiedliwie — każdy ma tylko jeden prezent. Ja dostałam nową płytę Janusza Olejniczaka grającego koncerty Szostakowicza i Prokofiewa! Piękna.
Nikt się nie zadłuża i zostaje parę groszy na świętowanie noworocznego obiadu. Nigdy nie lubiłam Sylwestrów, terroru dobrej zabawy, wydawania kilkudziesięciu, a nawet jak to czynią niektórzy warszawiacy — dwustu złotych na ciągnącą się godzinami kolację. Tańczę wtedy, kiedy mam na to ochotę, a nie akurat 31 grudnia.
Raczej zapamiętałam nieudane Sylwestry. Jakieś wyjazdy, gdzie w domku w górach łazienka „pachniała“ wilgocią albo gdzie narzeczony zamiast emablować mnie pośród menuetów ginął w kącie z koleżkami nad flaszką Absolutu.
Najbardziej lubię noworoczne obiady, najlepiej by zaczynały się wcześnie, koło południa, gdy na ulicach nieuprzątnięte leżą jeszcze ślady balangi: puste flaszki po szampanie, race, zgubiona rękawiczka, wymięte opakowanie po fajkach. Zza szyby jakiejś sympatycznej knajpki włoskiej taki krajobraz po bitwie miło obserwować z satysfakcją osoby kompletnie świeżej, wyspanej, nie na kacu i z pełnym portfelem! Wtedy zamówić miło kieliszeczek prosecco i uczcić fakt, że udało nam się nie przejeść i nie przepić, i witać nowy rok ze zdrową wątrobą. W Polsce często 1 stycznia restauratorzy chrapią skacowani, ale w Berlinie wszyscy są na nogach, a ceny dużo przystępniejsze niż w Polsce.