GwiazdyTylko muzyka może nas uratować

Tylko muzyka może nas uratować

Tylko muzyka może nas uratować
Aldona Karczmarczyk
22.01.2008 10:02, aktualizacja: 03.03.2008 14:37

Dzięki mężowi pogodziła się z przeszłością i po pięciu latach milczenia wydała nową płytę „E.K.G”. Tylko dla „Sukcesu” Edyta Górniak i Dariusz Krupa wystąpili w sesji okładkowej i sami ją wyreżyserowali.

Dzięki mężowi pogodziła się z przeszłością i po pięciu latach milczenia wydała nową płytę „E.K.G”. Tylko dla „Sukcesu” Edyta Górniak i Dariusz Krupa wystąpili w sesji okładkowej i sami ją wyreżyserowali.

„Miłość przegrała w moim życiu z przyjaźnią, choć kiedyś prowadziła mnie przez życie” – powiedziała pani kilka lat temu. Słuchając nowej płyty, mam wrażenie, że wszystko wróciło do normy – znowu miłość przejęła kontrolę nad pani życiem. Nowa płyta, bardzo osobista, udowadnia to. Brzmi szczerze, gdy pani śpiewa: „I’m ready for love”.

Edyta Górniak: Do miłości nigdy się nie przyzwyczaję, mimo że ta, której tak wytrwale pragnęłam, szczelnie wypełnia moje życie już od kilku lat. Miłość zawsze będzie dla mnie czymś nadzwyczajnym i dziewiczym. Kiedy zasypiam i mam u boku mężczyznę, którego kocham i na którego zawsze mogę liczyć, daje mi to radość życia i poczucie bezpieczeństwa. Nigdy się tą miłością nie nacieszę.

Panie Darku, wie pan, że tę piosenkę żona śpiewa dla pana? Podobnie jak inną, równie piękną, „Dziękuję ci”. A może w ogóle wszystkie?

Dariusz Krupa: Mam taką cichą nadzieję… Dla mnie miłość to coś więcej niż tylko słowa. Uczymy się jej każdego dnia i zwyczajnymi lub, jak kto woli, heroicznymi czynami ją potwierdzamy. Moja żona jest jak koliber. Krucha, delikatna istota, która realizuje swoją misję. Nie ma na nią wzoru, dlatego nasza lekcja miłości wciąż trwa i ku mojemu zdziwieniu odkrywamy z każdą chwilą nowe barwy naszego uczucia. Trochę odfrunąłem… Widzi pani sama… Ona tak właśnie na mnie działa. Jestem w wiecznym transie, gdybym potrafił, również zaśpiewałbym dla niej.

Opiekuńczy, troskliwy, romantyk – już wiem, co sprawiło, że z rozedrganej dziewczyny, jaką znaliśmy z wcześniejszych płyt, Edyta Górniak stała się dojrzałą, uspokojoną i spełnioną kobietą. To można wyczytać z pani nowej płyty, zdecydowanie najdojrzalszej spośród wszystkich.

EG: To nieprawdopodobne, jak życie weryfikuje widzenie rzeczywistości, jak bardzo dopasowuje nasze potrzeby i stany emocjonalne – głos, umiejętności i świadomość interpretacji muzyki rozwijają się równolegle z osobowością. Na sztukę zawsze przekłada się to, czy płaczemy z żalu, czy płaczemy z podziwu nad pięknem. Mocy charakteru nie mierzy się wbrew potocznemu myśleniu umiejętnością odpierania ludzkiej goryczy, lecz umiejętnością przyjmowania jej na siebie. To właśnie stanowi o naszej energii twórczej.

Jak pan to postrzega? Żona wydaje się być zupełnie inną osobą, różną od obolałej dziewczyny, jaką była przed laty, która bała się angażować uczuciowo. Teraz uderza pewnością siebie, wyraźnie widać, że czuje się spełniona.

DK: Zdecydowanie tak. Gdy się poznaliśmy, obydwoje byliśmy nieokiełznani, ale ona była jak zagubiony wędrowiec – miotana skrajnymi emocjami. Bardzo długo podejrzliwa – bała się mi zaufać. Nawet gdy wszystko było namacalne, wmawiała sobie i mnie, że taka miłość nie istnieje. Wytrwale czekałem na nią. I wygrałem. Przebrnęliśmy razem przez bardzo trudne sytuacje i to skutecznie scementowało nasz związek. Zmieniło Edytę. Zawsze fascynowała mnie jej piękna dusza, ale teraz dodatkowo poukładała w sobie emocje przeszłości i znalazła na nie właściwe miejsce. To, co było dla niej niewidzialne, stało się widzialne. Jest teraz piękną, dojrzałą kobietą, otwartą na ludzi i jeszcze bardziej niż kiedykolwiek na sztukę. Potrafi docenić każdą ulotną chwilę. Dla mnie życie mogłoby się zacząć w tym momencie.

EG: Aż trudno uwierzyć, kochanie, że ty sam jeden poukładałeś mój wewnętrzny chaos. Ja chyba ci w tym nie za bardzo pomagałam…

Tworzycie nie tylko rodzinę, ale i muzyczną firmę. Takie zatarcie granicy między prywatnym a zawodowym życiem bywa trudne. Jak wam się udaje je godzić? Pani jest gwiazdą, wykonawczynią, autorką tekstów, mąż jest aranżerem i producentem płyty.

DK: Nie ukrywam, że to czasem bywa trudne, ale staramy się spokojnie przedkładać własne racje i w końcu jedno z nas ustępuje.

EG: Wbrew pozorom można sobie z tym poradzić. Wspólna pasja i zainteresowania mają więcej dobrych stron w ostatecznym rozrachunku.

Gdzie lepiej układa się współpraca, na froncie rodzinnym czy zawodowym? Kto dzierży ster w domu, kto w pracy?

EG: Dobre pytanie, muszę się chwilę zastanowić… W życiu preferujemy raczej partnerstwo, zarówno w domu, jak i w pracy zawodowej. Staramy się po prostu w obu przypadkach konsultować nasze racje.

DK: Nigdy nie stawiamy sprawy na ostrzu noża i nie dopuszczamy do większych konfliktów, bo oboje mamy świadomość, że upór prowadzi związek w złym kierunku. Każdy problem można rozwiązać przy wzajemnym zrozumieniu i elastyczności obu stron. Najważniejsze, by wspierać się wzajemnie i móc liczyć na siebie w każdej sytuacji i w każdym momencie.

Ostatnią płytę dedykowała pani ojcu. Rozumiem, że także tutaj nastąpiło zawieszenie broni. Ojciec niedawno zmarł. Zdążyliście sobie wszystko wyjaśnić? Pani zdołała wybaczyć?

EG: Mój tata był artystą, może więzy i ograniczenia stanowiły dla niego zbyt wielkie obciążenie? Myślę, że nie potrafił żyć bez wolności. Nazbyt często rodzice za niespełnioną miłość karzą się wzajemnie, odbierając sobie dzieci. To bardzo niemądre. Dzisiaj, jako dorosły człowiek rozumiem, że nie mam prawa rozliczać ojca z jego życia. Odkąd pamiętam, zawsze za nim tęskniłam i teraz wreszcie czuję jego obecność. Paradoksalnie, chociaż nie było go przy mnie w tylu ważnych momentach, to dar, który po nim odziedziczyłam, prowadził mnie za rękę przez całe życie, nie pozwalając mi się zgubić.

Fani pięć lat czekali na nową płytę Edyty Górniak. Po konflikcie z mediami, a w zasadzie z brukowcami, ogłosiła pani wycofanie się z pracy zawodowej i życia publicznego. Co przesądziło o powrocie?

EG: Wszyscy, którzy obserwują moją pracę twórczą, wiedzą, że nie jestem artystą próżnym i że muzyka jest dla mnie pewnego rodzaju intymnością i ma swoją ukrytą misję. Jeśli więc tworzę, inspirowana przez ludzi, nie dla siebie samej, to ta twórczość ma trochę inny wymiar i fundament. W tamtym okresie mojego życia, kiedy dopiero uczyłam się roli matki, byłam kompletnie bezbronna. Teraz jednak wiem, że czasem w życiu trzeba rozpaść się na cząsteczki, żeby móc zbudować od nowa mocniejszą konstrukcję. Publiczność przez cały ten czas nie przestawała okazywać mi swojej życzliwości i tęsknoty. Wreszcie i ja zatęskniłam za nią. Zatęskniłam za uczuciem tej niepowtarzalnej bliskości, kiedy stoję przed ludźmi z mikrofonem.

Panie Darku, proszę przyznać, że ma pan w tym powrocie żony do muzyki niemały udział.

DK: Bardzo długo starałem się uświadomić żonie, że jej żal po tej fali upokorzeń minie tylko wtedy, gdy otworzy serce i zacznie znowu śpiewać. Cała rzesza odbiorców jej twórczości, ludzie, którzy dorastali z jej głosem – oni będą cierpieć najbardziej. Była masa podstępów, ale chyba tylko jeden poskutkował i powoli zaczęła się otwierać… To były oczywiście dźwięki. Przynosiłem ukradkiem do domu muzykę, którą puszczałem po cichu. W pewnym momencie zaczęła mnie o nią pytać i wtedy wiedziałem, że idziemy w stronę słońca. Czasem tylko muzyka może nas uratować.

Pani Edyto, jest pani górą. Wróciła pani nową płytą na własnych warunkach. Ma pani poczucie, że brukowce wyciągnęły jakieś wnioski z tego, co zdarzyło się przed laty?

EG: Z radością obserwuję duże zmiany w zachowaniu mediów. Zauważam większy profesjonalizm i kulturę zawodu. To z kolei sprawia, że staję się bardziej otwarta i chętniej podejmuję współpracę.

DK: Z jednej strony media wyciągnęły wnioski, z drugiej myślę, że zmieniają się kanony i konwencje działań, postępowanie i styl pracy. Należy pamiętać, że wszystko wokół się transformuje i dopasowuje do nowych potrzeb, a ludzie uczą się na błędach.

Niedawno mieliście drugą rocznicę ślubu? Jak ją obchodziliście?

DK: Promocja nowej płyty i mnóstwo zobowiązań zawodowych nie pozwoliło nam w tym momencie zbyt uroczyście świętować.

EG: Ale Darek i tak znalazł czas, żeby zorganizować moje urodziny, które wypadają wspólnie z rocznicą ślubu, w tym samym miesiącu. Podarował mi prezent, który podobno bardzo lubią kobiety. Ja dopiero zaczynam...

Oboje żyjecie bardzo intensywnie. Nagrania, próby, wywiady, sesje, koncerty i najważniejsze – dziecko. Pani Edyto, czy udaje się bezboleśnie pogodzić karierę zawodową i bycie matką?

EG: Bezboleśnie się to, niestety, nie udaje. Zawsze bardzo się boję, że przeoczę jakieś ważne momenty jego dzieciństwa. Allanek szybko się rozwija i rozmowy z nim coraz częściej bywają zaskakujące. W naszym życiu nie ma właściwie żadnej rutyny, a tego dzieci bardzo potrzebują. Z drugiej strony jednak rutyna niszczy związki. Każ-dy nasz dzień jest zupełnie inny od poprzedniego i Allan może dzięki temu tak pięknie i szybko się rowija. Jego życie jest ciągle urozmaicane i inspirujące. Tęsknimy za sobą bardzo, ale kiedyś Ania Maria Jopek, jako mama dwóch synów, poradziła mi, żebym się tym nie stresowała, bo dzieci muszą czasem tęsknić za rodzicami i odwrotnie. To zdrowe dla dobrych i silnych relacji. Ta rozmowa bardzo mi pomogła.

DK: Rozstania z synkiem są dla mnie bardzo bolesne. Ja też mam wrażenie, że kiedy nie jesteśmy razem, coś mnie bezpowrotnie omija. Allan z każdym dniem jest coraz doroślejszy. Jest bardzo mądrym dzieckiem, może dlatego właśnie świetnie sobie radzi z tymi rozłąkami. Ja zdecydowanie gorzej, nadal trudno jest mi pogodzić fakt prowadzenia firmy, menadżerowanie, z rolą ojca. To jest sytuacja, z którą ciągle się zmagam, ale zawsze na pierwszym miejscu stawiam i stawiać będę szczęście mojej rodziny. Mam nadzieję, że kiedyś nauczę się godzić to wszystko w taki sposób, żeby mieć jeszcze czas na sen.

Jaką jesteście rodziną? Tradycyjną? Nowoczesną? Prowadzicie dom otwarty?

EG: Staramy się umiejętnie łączyć tradycję z nowoczesnością. Nowoczesnością jest na pewno nasz związek partnerski, przy jednoczesnym zachowaniu tradycyjnych wzorców. Nie ma jednak reguły bez wyjątków. To Darek dla nas gotuje i robi to znakomicie, a ja nakrywam do stołu i dbam o atmosferę w domu. Bardzo pielęgnujemy naszą prywatność, ponieważ zwykle żyjemy w zgiełku i pośpiechu, ale dla naszych przyjaciół dom jest zawsze otwarty. Lubimy biesiadować, celebrując nieliczne momenty, kiedy nie trzeba rozmawiać o pracy. Najchętniej przebywamy w towarzystwie osób, wśród których czujemy się swobodnie i nie musimy przestrzegać przesadnej etykiety, po prostu odpoczywając. Przyjaciele doceniają „dania firmowe” naszej kuchni, a wśród nich podobno znakomity rosół, pasty włoskie i zawsze obecne na stole czerwone, wytrawne wino.

Jesteście surowymi rodzicami? Kto pobłaża małemu, rozpieszcza go, a kto karci?

EG: Darek jako ojciec jest bardziej konsekwentny i kategoryczny. Ja bardziej pobłażam. Oboje staramy się Allana nie rozpieszczać, co utrudniają nam wszystkie ciocie i babcie. Nie stosujemy przymusu, bardzo dużo z nim rozmawiamy i wyjaśniamy sprawy, których nie jest pewien. Presja, nakazy i zakazy nie są dobrą metodą wychowawczą, przynajmniej nie w przypadku naszego syna. Dzieci tak naprawdę rozumieją więcej, niż nam się wydaje. Trzeba zostawiać im przestrzeń i okazywać szacunek.

Do którego z was Allan jest podobny? Co odziedziczył po mamie, a co po tacie?

EG: Allan jest bardzo radosnym i uduchowionym dzieckiem. Po Darku odziedziczył chyba więcej – nie tylko usta, kolor oczu i włosów, ale przede wszystkim niesamowite zdolności manualne i plastyczne. Wykazuje też zainteresowania kulinarne, więc to chyba też po tacie. Ma doskonałą pamięć, mając trzy i pół roku, recytuje z pamięci wiersze Brzechwy, rozpoznaje większość marek samochodów, zna alfabet i potrafi pisać, a na deser celnie ripostuje. Poza tym jest duszą towarzystwa. Mikrofon trzyma pewniej niż kredę do tablicy. Proszę mamy nie pytać o dziecko, bo ona może tak bez końca…

DK: Tak, to nasz ulubiony temat.

Rwie się do jakiegoś instrumentu? Może śpiewa?

EG: Po kryjomu rozstraja wszystkie gitary taty. Kiedy odbywają się w studio próby, wujek Grzesiek pozwala mu grać na perkusji, a wujek Piotrek na fortepianie. Ale wszystkie te instrumenty przestają być ważne, kiedy Allan dostaje jakiś gadżet „śparrrdejmena”.

Gdzieś powiedziała pani, że kiedy Allan dorośnie, będzie grał w zespole taty. A mama będzie pisać dla niego teksty piosenek?

EG: Nie zamierzamy wybierać drogi życiowej naszemu synowi. To jego życie i jego decyzje. Ważne, żeby robił to, co lubi, i czerpał z tego satysfakcję. Będziemy akceptować jego wybory i zawsze go w tym wspierać.

„Co najlepsze jeszcze przed nami”, śpiewa pani na najnowszej płycie. Która z piosenek najcelniej oddaje pani obecny stan ducha? Należy pani do artystów, których biografia pozwala lepiej odczytywać twórczość.

EG: Piosenki na płycie „E.K.G” stanowią całość pewnej historii. Nie można traktować ich indywidualnie. To jedna opowieść. Tak jak nie można wygenerować najważniejszej przyprawy dla jakiejś potrawy, dobrze mówię, kochanie?

DK: No, kotku, może następny program, w jakim powinnaś wystąpić, to „Gotuj z Edytą”. Moja żona ma barwną osobowość, do tego wielki talent, doświadczenie i zmiany, jakie w niej zaszły, nie pozwalają w jednej piosence wyrazić jej stanu ducha. Myślę, że ta płyta od pierwszej do ostatniej piosenki jest opowieścią o niej teraz.

Gdy słucham tej płyty, pani Edyto, mam wrażenie, że jest pierwszą, na której opowiada pani o jasnej stronie swego losu.

EG: W tym zakresie chciałabym pozostawić publiczności dowolność interpretacji.

Czy dziś uważa się pani za szczęśliwą?

EG: Lepiej nie mówić o tym głośno, bo los bywa przewrotny…

Wydanie internetowe

Źródło artykułu:Magazyn Sukces