Udawała własną śmierć, żeby zdobyć wymarzoną sukienkę. Prawda szybko wyszła na jaw
Co byście zrobiły, żeby zdobyć sukienkę marzeń? Stałybyście kilka godzin w kolejce do sklepu? A może zrezygnowały z ważnego zakupu, by tylko mieć ją w swojej szafie? Czego byście nie robiły i tak nie przebijecie Jennifer, która postanowiła dla ukochanego ubrania oddać życie. Na szczęście tylko w przenośni.
05.10.2017 18:29
We wtorek na jednej z Facebookowych grup, w których kobiety sprzedawały swoje ubrania, amerykańska użytkowniczka LuLaRoe, postanowiła wystawić na aukcję jedną z sukienek dostępnych w jej butiku. Model "Amelia" bardzo szybko okazał się hitem wśród kupujących i istniała szansa, że wyprzeda się w ciągu kilku godzin. Wtedy do LuLaRoe napisała Jennifer.
Kobiecie bardzo zależało na kupnie sukienki dla jej mamy, która rzekomo miała zawał i zmarła. Jennifer chciała pochować matkę właśnie w "Amelii". Kiedy to nie wystarczyło, by kobieta dostała rabat, po kilku godzinach z konta Jennifer do LuLaRoe przyszła wiadomość od "męża" kupującej. Brzmiała ona następująco: "Piszę z telefonu żony. Była w drodze do… W jej samochód uderzył kierowca, który pisał wiadomości na telefonie. Nie przeżyła. Dalej chcę kupić tę sukienkę, wiem, że była dla niej naprawdę ważna i chcę, żeby była w niej pochowana".
Brzmi jak wyjątkowo smutna i romantyczna historia? Mogłoby tak być, gdyby LuLaRoe nie postanowiła sprawdzić Facebooka Jennifer. Okazało się, że istnieją 3 profile tej samej kobiety, z tymi samymi zdjęciami. We wszystkich brakuje kluczowych danych i wszystkie należą do grup sprzedażowych. Na jednej z nich LuLaRoe opublikowała wiadomości od Jennifer i poprosiła użytkowniczki o pomoc. Większość z nich była jednogłośna: Jennifer próbowała wyłudzić sukienkę wzbudzając współczucie i udając własną śmierć.
Chcąc sprawdzić, jak wygląda prawda, LuLaRoe po kilkunastu godzinach wysłała na drugie konto Jennifer wiadomość, że ta wygrała "Amelię". Odpowiedź przyszła po kilku sekundach. Jennifer niesamowicie ucieszyła się z wygranej i podała adres do wysyłki. Na pytanie o to, jakim cudem powstała z martwych, kobieta oburzyła się i stwierdziła, że ktoś włamał się na jej konto.
Niestety kilka użytkowniczek grup sprzedażowych potwierdziło, że Jennifer należy do osób niewiarygodnych, a historia jej własnej śmierci to tylko jeden z przekrętów, których się dopuściła.
Sprawą zajmuje się policja, a screeny rozmów Jennifer z LuLaRoe od kilku dni krążą po sieci. Internauci stworzyli nawet hashtag #JennifersAlive (#JenniferŻyje), przy pomocy którego opisują zaistniałą sytuację. Nie wiadomo jednak, czy Jennifer faktycznie istnieje.
Rozumiemy, że można "zakochać się" w sukience, ale czy byłybyśmy skłonne do tego, żeby z tej miłości umrzeć? Choćby na niby? Niekoniecznie.