Umówiłam się na kolację z pięcioma nieznajomymi. Nowa aplikacja coraz popularniejsza w Polsce

"96 proc. grup potwierdza swoją kompatybilność na spotkaniach" - czytam w powiadomieniu, gdy zapisuję się na kolację z nieznajomymi. Misją Timeleft, nowej aplikacji do zawierania znajomości, która przez niektórych nazywana jest nowym Tinderem, jest walka z tzw. epidemią samotności. Sprawdziłam, czy za pomocą platformy można nawiązać jakościowe relacje.

Przetestowałam aplikację, która rzekomo ma zwalczać samotność
Przetestowałam aplikację, która rzekomo ma zwalczać samotność
Źródło zdjęć: © Materiały własne
Sara Przepióra

25.09.2024 06:00

Jest środa. Dochodzi 19:00. Wchodzę do jednej z eleganckich restauracji w centrum Krakowa. Zaczepiam kelnerkę i proszę, żeby wskazała mi stolik, przy którym spędzę kolejnych kilka godzin.

- Pani z tej aplikacji? Tutaj proszę - mówi uśmiechnięta, sadzając mnie w zacisznym kącie knajpy, w otoczeniu zieleni. Pytam ją, ile osób zapisano na tę konkretną rezerwację. - Siedem - odpowiada, podając mi menu. "Tylu nieznajomych przy jednym stole?" - myślę w duchu. Czuję, jak ekscytacja miesza się we mnie ze stresem. Nie zdążyłam przetrawić silnych emocji, gdy za plecami usłyszałam niepewne "cześć". To pierwsze słowo, które w każdy środowy wieczór wypowiadają tysiące użytkowników korzystających z debiutującej w Polsce aplikacji Timeleft.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Dobrani przez algorytm

Ideę stworzenia Timeleft przybliżył w rozmowie z brytyjską edycją magazynu "Cosmopolitan" Maxime Barbier, założyciel aplikacji. Początkowo pracował nad platformą randkową, która miała łączyć ludzi na podstawie aspiracji i podobnych zainteresowań. Koncepcja zmieniła się tuż po pandemii.

Barbier zauważył, że większą korzyść przyniesie użytkownikom, gdy po prostu zachęci ich do interakcji poza wirtualną rzeczywistością, w której tak chętnie przesiadywaliśmy w trakcie pandemicznej izolacji.

Obecnie aplikacja działa w 160 miastach na sześciu kontynentach, oferując użytkownikom cotygodniowe spotkania. Koszt pojedynczej kolacji wynosi 39,99 zł. Dostępne są także subskrypcje miesięczne, trzymiesięczne i półroczne, pozwalające korzystać z platformy na całym świecie. Od niedawna aplikacja dostępna jest w największych miastach w Polsce.

"Jak opiszesz idealny wieczór?"

Po ściągnięciu aplikacji nie zasypują mnie profile innych użytkowników, wypełnione zdjęciami i opisami, jak na innych tego typu platformach. Widzę prosty interfejs, na którym wyświetla się ankieta. Pytania w niej zawarte mają określić mój typ osobowości, a następnie pomóc algorytmowi w doborze towarzyszy kolacji. Podaję swój wiek, branżę, znak zodiaku, a później przechodzę do kwestii związanych z moim stylem życia i upodobaniami. "Jak opiszesz swój idealny wieczór?", "Wolisz słuchać rocka czy rapu?","Jak ważna jest dla ciebie duchowość?" to tylko kilka pytań, które zadaje mi Timeleft.

Następnym krokiem jest wybór daty kolacji i opłacenie biletu wstępu. Po wszystkich formalnościach aplikacja informuje mnie, że zostałam połączona z pięcioma nieznajomymi.

Aplikacja ma pomóc uporać się z samotnością
Aplikacja ma pomóc uporać się z samotnością© Materiały własne

Samotność, czyli złożony problem współczesnego świata

Jak zaznaczają twórcy aplikacji, jej misją jest "walka z samotnością i izolacją społeczną w dużych miastach". To bardzo śmiała teza. Światowa Organizacja Zdrowia uznaje samotność za poważne zagrożenie dla zdrowia publicznego. Przegląd badań obejmujących łącznie 3,4 miliona uczestników, przeprowadzony przez Julianne Holt-Lunstad, wykazał, że życie w samotności zwiększa ryzyko śmiertelności w obserwowanym okresie o 26 proc.

Zdaniem dr. hab. Łukasza Okruszka, prof. Instytutu Psychologii Polskiej Akademii Nauk, aplikacja oferująca płatne spotkania z grupą nieznajomych nie ma zbyt wiele wspólnego z próbą rozwiązania problemu epidemii samotności.

Jak zaznacza Okruszek, samo zwiększenie dostępności kontaktów społecznych nie jest szczególnie efektywnym rozwiązaniem w zmniejszaniu epidemii samotności.

Wyobraźmy sobie, że osoba, która cierpi z powodu chronicznej samotności, trafia do sali pełnej ludzi. Jest wystawiona na kontakt z innymi ludźmi, ale zamiast go podejmować prawdopodobnie wycofa się w cień. Nie ma bowiem wypracowanych pewnych mechanizmów, w tym pozytywnej wizji swojej atrakcyjności społecznej - wyjaśnia.

- Mówienie, że jedna aplikacja rozwiąże problem wynikający z szeregu uwarunkowań, jest stwierdzeniem zdecydowanie na wyrost - dodaje.

"Pierwsza kolacja była absolutną porażką"

Przyszedł dzień kolacji. Tego samego dnia poznaję miejsce spotkania z grupą nieznajomych. O samych uczestnikach wiem wciąż niewiele. Aplikacja udostępnia mi jedynie ich znaki zodiaku i branże, w których pracują. Na miejscu dowiaduję się więcej. Już od pierwszych zdań wymienionych z nowo poznanymi osobami wiem, że nie mam do czynienia z ludźmi, dla których samotność jest problemem. Rozmowa płynie naturalnie. Mówimy o tym, co skłoniło nas do przyjścia na kolację.

- Lubię nowe, ciekawe doświadczenia. Zobaczyłam reklamę i postanowiłam przekonać się, czy spotkania z nieznajomymi to coś dla mnie. Jak opowiedziałam o tym pomyśle w pracy, to znajomi stwierdzili, że pewnie idę na randkę z pięcioma facetami - przyznaje jedna z uczestniczek z uśmiechem na twarzy, a my wtórujemy jej śmiechem. Przy stole nie zabrakło osób, które mają za sobą podobne spotkania.

- Jestem na kolacji już drugi raz. Pierwsza była absolutną porażką. Zjawiłam się na niej ja i inna dziewczyna. Najgorsze było jednak to, że po naszej knajpie biegały szczury. Na szczęście moja koleżanka była w tym samym czasie na spotkaniu z aplikacji w innej restauracji, więc dołączyłyśmy się do większej grupy. Wtedy wieczór zrobił się interesujący - opowiada kolejna uczestniczka.

Aplikacja Timeleft
Aplikacja Timeleft© Materiały własne

Po krótkim wstępie dowiadujemy się od niej, co czeka nas w aplikacji po tym, jak rozejdziemy się do domów. - Będziemy się oceniać - rzuca rozbawiona. - Jeśli przyznacie komuś kciuk w górę i ktoś to odwzajemni, zyskujecie opcję czatowania ze sobą, poznajecie swoje nazwisko i możecie podejrzeć zdjęcie na profilu rozmówcy. W innym przypadku tracicie możliwość nawiązania relacji - opowiada.

Patrzę na nietęgie miny innych uczestników. Dla osób, które biorą udział w kolacji pierwszy raz, to spore zaskoczenie. Zrozumieliśmy, że będziemy oceniani, a sposób nawiązywania przez nas relacji ma swoje konsekwencje. - W takim razie musimy się postarać - dodaje siedzący naprzeciwko mnie mężczyzna, próbując rozładować napięcie.

Ktoś na końcu stołu próbuje wyciągnąć telefon i sprawdzić powiadomienia. - Nie powinniśmy tego robić. W zasadach kolacji jest napisane, że telefonu może używać tylko jedna osoba na raz, gdy chcemy zagrać w grę na przełamanie lodów - strofuje go inny uczestnik.

Misja: Poznać się bliżej

Kolejne godziny spotkania upłynęły nam głównie na rozmowach o pracy. W końcu to jedyna jawna informacja o innych uczestnikach, o którą mogliśmy zaczepić konwersację. Gdy wyczerpaliśmy branżowe anegdotki, przyszedł czas na grę oferowaną przez aplikację, czyli fiszki z pytaniami otwierającymi dyskusję.

- Opowiedz o swojej najgorszej randce - czytam pytanie. Zaczęliśmy się powoli otwierać, opisując zabawne, a niekiedy tragiczne w skutkach wieczory z potencjalnymi drugimi połówkami. - Moja randka próbowała mnie okraść - przyznaje jeden z uczestników kolacji. - Ja przez przypadek umówiłem się z dziewczyną mojego brata bliźniaka - dodaje kolejny.

W rozmowach nie zabrakło też tematów związanych z naszymi pasjami, zainteresowaniami i podróżami. Spędziliśmy ze sobą przyjemny wieczór, skupiając się wyłącznie na rozmowie, odstawiając na bok inne sprawy. - Nie spodziewałam się, że to będzie tak przyjemne spotkanie. Traktowałam ten wieczór jak eksperyment, tymczasem te kilka godzin zleciało mi w okamgnieniu - oceniła wieczór jedna z kobiet obecnych na kolacji.

Przetestowałam aplikację Timeleft
Przetestowałam aplikację Timeleft© Materiały własne

Wspólnie podsumowaliśmy wieczór spędzony na rozmowach, bez telefonów, skupieni na poznawaniu nowych ludzi. Zgodziliśmy się, że to ciekawa forma rozrywki. Trudno jednak mówić o tym, aby aplikacja pomagała w walce z samotnością czy budowaniu jakościowych relacji. Nasza wymiana zdań była raczej powierzchowna. Nawet przy poważniejszych tematach nie wdawaliśmy się w szczegóły, co zresztą byłoby trudne, prowadząc dyskusje w grupie nieznajomych. Znacznie łatwiej zagłębić się w relację, gdy możemy porozmawiać z drugą osobą sam na sam.

Zdaniem dr. hab. Łukasza Okruszka opowiadanie o nawiązywaniu jakościowych relacji przez aplikację jest raczej narracją marketingową niż rzeczywistą korzyścią z jej użytkowania.

To kojarzy mi się ze zjawiskiem, które Amerykanie nazywają loneliness economics. Polega ono na tym, że firmy komercjalizują problemy społeczne wynikające z tzw. epidemii samotności - wskazuje dr hab. Łukasz Okruszek.

Co więcej, ekspert zauważa w działaniu aplikacji pewny paradoks: - Lepszym pomysłem byłoby zapisanie się na wolontariat. W trakcie takich aktywności przestajemy skupiać się na sobie, a zaczynamy myśleć o innych osobach. Poza tym taka forma poznawania nowych osób nic nas nie kosztuje.

Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (102)