Utknęli z rodzicami pod jednym dachem. "Teściowa odreagowuje na mnie stres"
A miało być tak pięknie. Nadia i Piotr upatrzyli sobie mieszkanie, chcieli starać się o kredyt. Plany pokrzyżowała im pandemia. – Nagle wszystko runęło: ja straciłam zlecenia, mąż przez kilka miesięcy dostawał część pensji, ceny mieszkań poszły w górę. Psychicznie jestem wykończona – wyznaje Nadia.
26.12.2020 | aktual.: 03.03.2022 00:20
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Mylił się ten, kto myślał, że w dobie pandemii będzie łatwiej o własne mieszkanie. Stało się wprost przeciwnie – z raportu AMRON-SARFiN, kwartalnego ogólnopolskiego raportu o kredytach mieszkaniowych i cenach transakcyjnych nieruchomości (opublikowanego przez Związek Banków Polskich), dotyczącego drugiego kwartału 2020 roku, wynika, że ceny nieruchomości w dużych miastach poszły w górę, a kredyty hipoteczne stały się trudniej dostępne. Część banków zdecydowała również na podniesienie wymaganego wkładu własnego.
Dzięki Bogu, że mieszkamy u teściów
Na własnej skórze, co to oznacza, przekonali się Nadia i Piotr, małżeństwo od ponad trzech lat. Po ślubie zamieszkali razem z jego rodzicami. – Wcześniej wynajmowaliśmy mieszkanie, doszliśmy jednak do wniosku, że jeśli chcemy zamieszkać na swoim, musimy zacząć odkładać pieniądze, a wynajmując, nie było to właściwie możliwe – mówi Nadia. Dlatego, kiedy rodzice Piotra zaproponowali, żeby przez jakiś czas zamieszkali razem z nimi w ich domu, zgodzili się. – Dotąd między mną a teściami jakoś się układało, więc nie miałam podstaw przypuszczać, że coś mogłoby pójść nie tak – dodaje Nadia.
Mieszkali więc razem i wszystko układało się pomyślnie: udało im się wypracować zasady współżycia, a pieniądze, które szły wcześniej na czynsz najmu, okładali na mieszkanie. W końcu zdecydowali, że czas rozejrzeć się za własnym M. – Można powiedzieć, że mieliśmy ogromnego pecha, bo po tym, jak obejrzeliśmy kilka mieszkań i jedno bardzo nam się spodobało, wybuchła pandemia. Nie zdążyliśmy podpisać umowy przedwstępnej: najpierw chcieliśmy się upewnić, że dostaniemy kredyt. Do banku nie dotarliśmy, bo rząd ogłosił lockdown i nasze życie zmieniło się o 180 stopni – przyznaje Nadia.
Ona jest animatorką zabaw dziecięcych, ma własną działalność gospodarczą. Jej praca polega na kontakcie z drugim człowiekiem, nie da się tego robić zdalnie. W pandemii praktycznie została bez zleceń. – Wszystko z dnia na dzień stanęło. Zaplanowane imprezy, wesela się nie odbywały, więc nie zarabiałam – opowiada. Z kolei jej mąż dowiedział się od pracodawcy, że firma ma trudności finansowe i wszyscy pracownicy będą otrzymywać 80 proc. pensji. – To była dla nas katastrofa i szczerze mówiąc, wtedy dziękowałam Bogu, że mieszkamy u teściów – mówi Nadia.
Jak intruz
Ale stres szybko się wszystkim udzielił i mieszkanie pod jednym dachem ze starszym pokoleniem stało się dla młodych gehenną. – Teść z powodu chorób i wieku jest w grupie ryzyka, więc bardzo na siebie uważa i ciągle sprawdza, czy dezynfekujemy i myjemy ręce, nosimy maseczki itp. Nie zgadza się, żeby ktokolwiek nas odwiedzał. Początkowo jak z nami rozmawiał, zakładał dwie maseczki, ale Piotrek mu to wyperswadował. Do tego naszymi finansami przejmuje się chyba bardziej od nas, zdarza mu się wypomnieć mi, że nie pracuję, jakby to była moja wina – żali się Nadia. – Przyznaję, że zaczęłam czuć się bardzo niekomfortowo. Teściowa też się zmieniła na niekorzyść, potrafi czepiać się o byle drobiazg. Mam wrażenie, że odreagowuje na mnie stres. Prawda jest taka, że od paru miesięcy czuję się tam jak intruz. Jestem psychicznie wykończona.
Psycholog i psychoterapeutka Renata Pająkowska-Rożen zauważa, że mieszkanie pod jednym dachem z rodzicami czy teściami może prowadzić do wybuchu konfliktów – chyba że wzajemnie się szanujemy i rozumiemy, że każdy ma prawo żyć po swojemu, a przy tym umiemy o wszystkim ze sobą rozmawiać. Z tym bywa jednak różnie. – Miałam w gabinecie przypadki, gdy młodzi mieszkali z rodzicami i ostatecznie podjęli decyzję o rozwodzie. Dopiero po paru latach, gdy wszyscy poszli na swoje i te pary spotkały się ze sobą na innych warunkach oraz w innej przestrzeni, wróciły do siebie – opowiada terapeutka.
Dlatego gdy młodzi wprowadzają się do mieszkania swoich rodziców/teściów, to rodzice/teściowie powinni ustalić zasady współmieszkania, ale po rozmowie z młodymi. – Każdy z nas żyje inaczej. Mamy odmienne rytmy dobowe, nawyki wyniesione z domu i własne przyzwyczajenia, a nawet ulubione potrawy. Dlatego trzeba ustalić zasady życia pod jednym dachem, nie chodzi jednak o to, żeby zrobić listę dziesięciu punktów i powiesić ją na lodówce. Raczej chodzi o spokojną, rzeczową dyskusję na zasadzie: "Słuchajcie, my lubimy pójść spać później i pospać do 9, więc prosimy, żebyście do tej godziny starali się być cicho". Warto zapytać o wszystko, nawet o to, czy gotujemy dwa oddzielne obiady, czy jeden wspólny. Problem w tym, że my w rodzinach często nie potrafimy ze sobą rozmawiać, a już szczególnie o trudnych sprawach – dodaje Renata Pająkowska-Rożen.
Żeby móc się ze sobą dogadać, refleksja, że każdy ma prawo żyć po swojemu, powinna być po obu stronach. Zdaniem terapeutki najgorsza sytuacja to taka, w której tworzą się koalicje, ktoś próbuje przeciągnąć kogoś na swoją stronę, nie wyraża swoich myśli bezpośrednio, tylko mówi coś komuś na ucho, np. krytykuje synową do swojego syna. I jeszcze jedno: młodzi, jak podkreśla Pająkowska-Rożen, zawsze powinni najpierw ustalić sporne kwestie między sobą, a dopiero potem rozmawiać z rodzicami czy teściami.
Kość niezgody: pieniądze
W przypadku współmieszkania problematyczne stają się również kwestie finansowe. Kiedy Nadii i Piotrowi zaczęło brakować pieniędzy, przestali dorzucać się do rachunków, rzadziej robili też zakupy. Nikt im tego nie wypominał, ale zaczęły pojawiać się komentarze, że "życie jest bardzo drogie" i "trzeba zacisnąć pasa". – O finansach zawsze warto porozmawiać. Tutaj ważna uwaga: jeśli teściowie przyjmują nas do siebie, żebyśmy mogli zaoszczędzić, np. na własne mieszkanie, to bądźmy konsekwentni. Nie trwońmy pieniędzy, tylko naprawdę je odkładajmy – podkreśla psycholog.
Gdy więc dwa pokolenia spotykają się pod jednym dachem, a frustracja z powodu "uziemienia" u młodych narasta, pojawiają się złośliwe komentarze i wydaje się, że wszyscy mają się dość, na pewno nie warto iść ze sobą na udry. – To zupełnie nie ma sensu, bo albo się pozabijamy, albo wyprowadzimy się nagle, pod wpływem emocji, i stracimy ze sobą kontakt, a przecież nie o to chodzi – zauważa Renata Pająkowska-Rożen. – Niektóre moje klientki w takiej sytuacji zaciskają zęby i czekają, aż będą mogły się wyprowadzić. Warto natomiast mieć świadomość, że czasem trzeba po prostu odpuścić. To niezbędne, by móc się dogadać i ustalić kompromis.
Nadia i Piotr wciąż mieszkają u jego rodziców. On dostaje już 100 proc. pensji, ale ona nadal praktycznie nie zarabia. Liczą jednak na to, że w przyszłym roku kupią wymarzone mieszkanie i będą w końcu u siebie.