Blisko ludziUzależniona od seksu: Jestem swoim największym wrogiem

Uzależniona od seksu: Jestem swoim największym wrogiem

Ładna dziewczyna, brunetka, wygląda na grzeczną, zdradza ją tylko zbyt duża liczba wypalonych papierosów. Tymczasem siedzi przede mną kobieta, która bez wahania szła do łóżka z przypadkowymi ludźmi. Ale pod maską wyzwolonej femme fatale, gotowej na każdy eksperyment, kryje się zagubione dziecko, które nie nauczyło się kilku ważnych rzeczy. Ala zamawia dużą kawę i ciastko. Mówi, że chwilę tu sobie posiedzimy, bo mimo że ma 35 lat, swoimi doświadczeniami mogłaby obdzielić kilka kobiet.

Uzależniona od seksu: Jestem swoim największym wrogiem
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com
Ewa Kaleta

16.12.2016 | aktual.: 16.12.2016 14:36

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Alicja: Jestem chora. Powtarzam to sobie codziennie, patrząc w lustro. Jestem swoim największym wrogiem. Całe dorosłe życie podporządkowałam nałogowi. Wiesz, co to znaczy? To znaczy, że widzę po prostu uzależnioną kobietę, która zniszczyła swoje życie. Jako dziecko nie byłam molestowana, nikt mnie nie bił ani nie wyżywał się na mnie. Moi rodzice byli przeciętni, ani mnie specjalnie nie dręczyli nadopiekuńczością, ani nie olewali. Byli w sam raz i ja też byłam taka “akurat”. Więc jeśli chodzi o szukanie winnego, to jest tu pewnie problem. Nie ma winnego, nie ma współwinnego. Jako nastolatka zaczęłam się chwiać - to chyba najlepsze słowo. Byłam emocjonalnie niestabilna. Bardzo emocjonalna. Miałam problem z uczuciami, nie umiałam ich wyrażać. Tłamsiłam wszystko w sobie. O takich jak ja mówi się, że są nadwrażliwi. Miałam problemy z jedzeniem, wymiotowałam, przeczyszczałam się. Ale to nie trwało długo. Trafiłam do psychiatry, zdiagnozował u mnie borderline, ogarnęłam się sama, można tak powiedzieć. Na kilka lat był spokój, moja emocjonalność była największym problemem, nie zaprzeczam. Męczyłam się ze sobą, miałam 18 lat i nie wiedziałam, co robić. Zaczęły się moje pierwsze kontakty seksualne, przypadkowe oczywiście. Chociaż wtedy szukałam akceptacji. Szara myszka musiała znaleźć pomysł na siebie. Trochę ćpałam, ale też bardziej dlatego, żeby się spodobać. Adrenalina związana z seksem w klubowych kiblach mnie odmieniła. To znaczy odmieniła moje spojrzenie na siebie.

Alicja przerywa rozmowę, żeby sprawdzić Tindera, jest od tego uzależniona. Mówi, że przegląda „menu kurew, takich samych jak ona”. Kiedyś siedziała na portalach randkowych, dziś jednym ruchem palca przesuwa potencjalnych kandydatów na seks. Zapala papierosa, odkłada telefon, możemy rozmawiać dalej.

Kiedy nie miałam nikogo na oku, masturbowałam się, oglądałam sporo pornografii. Na początku kilka razy w tygodniu. Potem codziennie. Potem kilka razy dziennie. Kiedy byłam na studiach - o ironio - na psychologii, zdarzało mi się nie iść na zajęcia, bo nie mogłam przestać robić sobie dobrze. Próbowałam robić przerwy, ale nie potrafiłam. Jeśli obudziłam się rano około 9.00, to nie mogłam przestać aż do popołudnia. Siedziałam pod prysznicem i kombinowałam. Kiedy teraz o tym mówię, czuję się upokorzona. Z czasem ból stał się dodatkowym elementem ekscytacji. Musiało boleć, żeby było fajnie. Umawiałam się na trójkąty, umawiałam się przez internet. Nawet boję się policzyć, ile osób zaliczyłam. Chwilami niepokoiłam się oczywiście. Ale był czas, kiedy uważałam, że po prostu korzystam z życia. Nie miałam faceta, jak każda młoda dziewczyna marzyłam o miłości, ale nie pogodziłabym tego z moim życiem. Wtedy nie widziałam tego rozdźwięku. Bywało, że uprawiałam seks bez zabezpieczenia.

Miałam 27, pracowałam z dziećmi w poradni psychologicznej. I codziennie uprawiałam seks albo się masturbowałam. Już mi było wszystko jedno, czy to kobieta, czy mężczyzna. Chodziło tylko o ten moment ulgi, który rozlewał się na całe moje życie. Wielki luz. Kiedy nie uprawiałam seksu, leżałam w depresji i płakałam. Nie miałam pomysłu na życie. Moje życie było ucieczką, tylko na tym byłam skoncentrowana. Poszłam na terapię, kiedy zaraziłam się HIV. W wieku 32 lat. Dziś mam 35. Jestem na terapii od trzech lat. Radzę sobie, ale zdarzają mi się wpadki. Staram się umawiać z facetami na randki. Ale nawyk przeglądania z kim by można szybko i niebezpiecznie się przeruchać, został. Nawet nie zauważyłam, jak przedmiotowo zaczęłam traktować facetów. Dla mnie to tylko sposób na przyjemność, rozrywkę, a nie człowiek. Więc staram się chodzić do kawiarni, do kina. Byle bez alkoholu, bo to mnie wyzwala. Nie jest jakoś fenomenalnie, nie ukrywam. Ale próbuję jakoś inaczej rozładować emocje, np.: biegam albo chodzę na siłownię. I ćwiczę tak do utraty sił. Wtedy wracam do domu i padam na twarz ze zmęczenia. Na dłuższą metę to nie działa, wiadomo. Chodzę na terapię dwa razy tygodniu. Cofam się do swojego dzieciństwa. To się tam robi, rozgrzebuje przeszłość. Doszłam do tego, że byłam dzieckiem emocjonalnie zaniedbanym, nikt mnie nie nauczył, jak wyrażać emocje. Szczególnie jeśli chodzi o złość. U nas nie można było się złościć w domu. Trzeba było być zawsze letnim. Więc jako dorosły człowiek chciałam zachować tę zasadę, której nie byłam świadoma. Teraz znowu jestem małą dziewczynką, która wraca do starych złości i przy okazji rozmawia o tych aktualnych. W ogóle jestem zaskoczona, bo jestem na coś zła. I zupełnie nie wiem, co z tym zrobić, bo umiem tylko od tego uciekać.

Wiesz, że nie pamiętam, kiedy ostatnio się z kimś pokłóciłam? Jak coś nie gra, to ucinam kontakt. Wszystkie trudne emocje wyrzucam poza siebie i w tej samej chwili już o nich nie pamiętam.

Zobacz także: Tak zdradzają Polacy

Rozmowa z Danielem Cysarzem, seksuologiem z Uniwersytetu SWPS.

Jak często spotyka się pan w pracy z uzależnieniem od seksu?

Często. Choć uzależnienie od seksu jest pojęciem złożonym i warto je poszerzyć dodatkowo o hiperseksualność oraz kompulsywne czynności seksualne. Pojęcia te dotyczą tego samego, a tym co je odróżnia, jest natężenie realizacji impulsów oraz skala cierpienia dla pacjenta.
Warto wyróżnić dwa główne źródła motywacji prowadzących do seksu i masturbacji: jest to popęd i napięcie emocjonalne. W przypadku osób uzależnionych od seksu, często przeważa właśnie chęć redukcji napięcia emocjonalnego.

Co się dzieje w mózgu osoby uzależnionej?

Mówiąc o uzależnieniu od seksu nie sposób nie wspomnieć o chemii mózgu. Kiedy się masturbujemy lub uprawiamy seks, ma miejsce duży wyrzut dopaminy, która stymuluje ośrodek przyjemności w mózgu, co redukuje napięcie. Sam mózg nie wytwarza tak dużej ilości dopaminy, więc z czasem od tych dużych dawek może się uzależnić. Badania pokazują, że podczas seksu i przyjmowania narkotyków, wydzielają się podobne ilości dopaminy. Stąd w obydwu przypadkach mózg uzależnia się nie od konkretnej czynności czy używki, a odpowiedniej dawki dopaminy.

Skoro dla mózgu nie ma różnicy, to jakie ma znaczenie, od czego się uzależniamy?

O ile picie alkoholu i branie narkotyków nie są naszymi podstawowymi potrzebami, to realizacja potrzeb seksualnych jest dla dorosłego człowieka czymś naturalnym i ważnym. Więc raczej nie może tutaj być mowy o pełnej abstynencji. Każde tego typu uzależnienie związane jest z redukcją napięcia. Jeśli mamy problem z emocjami i nie umiemy sobie z nimi radzić, dążymy do ich zredukowania. Potrzeba rozluźnienia jest tak wielka, że sięgamy po swój sposób radzenia sobie. Gratyfikacja musi wówczas nadejść szybko. Jeśli nauczymy się nazywać emocje, wyrażać je, radzić sobie z nimi, to prawdopodobnie nie trzeba będzie ich gwałtownie redukować. Uzależnienie jest jedynie objawem, a praca nad emocjami dotyka zwykle przyczyny tego objawu.

Czy płeć ma tu znaczenie?

W swojej praktyce spotykam więcej mężczyzn uzależnionych od seksu. Ale to oczywiście dotyczy też kobiet. Pewna podatność na uzależnienia, zależy również od cech osobowości, doświadczeń danej osoby oraz wyuczonych sposobów radzenia sobie z napięciem

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (49)