W szkołach będą uczyć zdrowia prokreacyjnego. Program kipi hipokryzją
Zajęcia na temat zdrowia prokreacyjnego to pomysł Narodowego Programu Zdrowia. Kilka dni temu Kuratorium Oświaty w Lublinie zamieściło ogłoszenie, w których zachęca, by zapoznać się z nowym programem zajęć na temat zdrowia prokreacyjnego. Wybrana już firma szkoleniowa zajmie się edukacją nauczycieli na ten temat, a potem pedagodzy przekażą tę wiedzę swoim uczniom. Tylko wiedza, jaką chcą przekazać młodzieży, jest daleka od prawdy.
Firma szkoleniowa Lechaa Consulting została wytypowana do wdrożenia programu Resortu Zdrowia do szkół. Zajęcia mają być uzupełnieniem wychowania do życia w rodzinie. Jak zauważa "Polityka", program, w którym mamy punkty natury czysto medycznej, nie jest jednak wolny od ideologii. A i pomija niektóre ważne jednostki chorobowe jak np. zakażenie wirusem brodawczaka ludzkiego (HPV)
. Do którego, jak wiadomo, często dochodzi przez kontakty oralne. Wydaje się, że ten temat zszedł całkowicie do sfery tabu. Zepchnięty na margines, jako niedotyczący młodzieży zupełnie.
Jeszcze więcej kontrowersji wzbudza temat "odkładania macierzyństwa". W programie zajęć, na pierwszej pozycji, czytamy: "Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z negatywnych konsekwencji odkładania zakładania rodziny i prokreacji na dalszy etap życia. Uświadomienie młodym ludziom konsekwencji takiego działania jest istotnym elementem profilaktyki w zakresie zdrowia prokreacyjnego".
Założenie mówi wprost, że należy postarać się o to, by odwrócić tendencję społeczną i znaczącą wpłynąć na niekorzystny, obecnie panujący trend wśród młodych kobiet. Co ciekawe, łączy się to z badaniami prenatalnymi, których powinniśmy unikać jak ognia, bo to silny stres dla kobiety i ryzyko zdrowia dziecka. A im starsza przyszła mama, tym częściej się na nie decyduje. Podsumowując ten plan, który pragną przekazywać w szkołach dzieciom, rodzić trzeba młodo.
Zastanawiająco jest jeszcze jedna kwestia. Z tych nauk wynika, że seks jest czynnością, która ma służyć wyłącznie prokreacji. Nie istnieje w żadnym innym aspekcie, prócz doprowadzenia do ostatecznego celu – porodu. Wniosek z tego, że jeśli ktoś się wyłamie, należy uznać go za złego, grzesznego. Żeby miał świadomość, że tak nie wolno. Czyli znów spychanie tematu, udawanie, że nastolatki się nawet nie całują.
Efekt? Może to tylko potęgować strach nastolatków przed dzieleniem się z nami, dorosłymi swoimi problemami dotyczącymi seksualności lub co gorsza, dotyczącymi patologii w tym obszarze, której dziecko mogłoby być uczestnikiem albo ofiarą.
Dlaczego wciąż tak skrupulatnie pragnie się "chronić" młodzież przed prawdą, bądź ją oszukiwać? Kto z nas uprawia seks tylko i wyłącznie po to, by się rozmnażać?
Całość programu Ministerstwa Zdrowia to koszt 9,5 mln złotych.